Niby
doskwierała mi nuda, niby nic się nie działo a jednak czułam się
jakby to były najwspanialsze, najbardziej ekscytujące dni w moim
życiu. A to wszystko dlatego, że on był przy mnie. Dbał o mnie,
troszczył się, opiekował, wysłuchiwał mnie uważnie i pomagał.
Był moim całym światem. Różniliśmy się tak bardzo a jednak, to
z nim odgadywałam się najlepiej. Po prostu kochałam Jacob'a całym
sercem.
Był
czwartek po południu. Byłam tak podekscytowana jutrzejszym balem,
że nie mogłam się w ogóle skupić na nauce i lekcjach. Siedziałam
sobie, malując paznokcie i pisząc z Jacob'em. Niestety czasami
musiał też pracować.
-Jessica!-zawołał
mnie tato z dołu.
-Cooo?-zapytałam
nie wychodząc z pokoju bo nie chciało mi się schodzić na dół.
Jak zwykle siedział w swoim gabinecie robiąc projekty. Był
architektem i miał swoją małą firmę. Moja mama była
nauczycielką matematyki. Pewnie to po nich odziedziczyłam ścisły
umysł, bo jednak preferowałam matematykę i fizykę. Przedmioty
humanistyczne nie były dla mnie choć zastanawiałam się kiedyś
czy nie zostać adwokatem. Mam dobre gadane, ale nie potrafię uczyć
się historii.
-Zejdź
na dół! Musimy porozmawiać!-krzyknął do mnie tato. Nie było to
nic dziwnego. Może chcieli ustalić czy chcę jechać z nimi gdzieś
na ferie zimowe, w końcu niedługo kończy się pierwsze półrocze
i będziemy mieć wolne. Z chęcią pojechałabym na snowboard ale z
Jacob'em. Musiałam też z nim pogadać na ten temat.
-Już
idę.-potwierdziłam przyjście i wygramoliłam się z łóżka.
Paznokcie jeszcze nie do końca mi zaschły więc szłam z dłońmi
trochę podniesionymi do góry. Przyszłam do jego gabinetu gdzie
była również mama.
-O
co chodzi?-zapytałam.
-Widzisz
kochanie, tato dostał nową ofertę pracy, w bardzo dużym
przedsiębiorstwie. To by oznaczało znaczne zwiększenie się
naszych środków finansowych.-zaczęła mama. Nie miałam
najmniejszego pojęcia do czego zmierzała. To fajnie ale przecież
wcale nam się tak źle nie żyło.
-To
bardzo fajnie. Gratuluję, ale co w związku z tym?-zapytałam.
-Zaakceptowałem
tę ofertę pracy ale ona nie jest w naszym mieście.-Powiedział
tato.
-Mam
nadzieję, że nie jakoś daleko. Nie było by dobrze gdybyś pół
dnia spędzał na dojazdach do pracy i z powrotem.-Powiedziałam.
Rodzice tylko po patrzyli po sobie a potem smutno na mnie.-Ooouuu..
Czyli jednak gdzieś dalej? Ale będziesz przyjeżdżał na
weekendy?-Zapytałam z nadzieją. Rodzice nie poświęcali mi zbyt
dużo uwagi mimo że byłam jedynaczką dlatego bardzo ceniłam sobie
każdą minutę spędzoną razem z nimi.
-No
więc niee...-zaczął tato.-To nie jest w naszym stanie... ani w
sumie.... na naszym kontynencie.-Tato podrapał się po głowie.-To
jest w Hiszpanii. W Europie.-Powiedział niepewnie tato.
-Czyli
wyjeżdżasz na dłużej?-stwierdziłam ze smutkiem i żalem w sercu.
Nie chciałam żeby tato nas zostawiał. Szczerze mówiąc większą
więc czułam z nim niż z mamą
-Wszyscy
jedziemy.-dokończyła mama.
-Cooo?!
Nie! Ja nie chcę stąd wyjeżdżać! Nie możecie mnie zmusić! Nie
chcę opuszczać tego miasta! Kocham je!-krzyczałam na nich.
-Jessica,
nie możesz tu zostać. Nie masz z kim.-tłumaczyła spokojnie mama.
-Nie
znam języka! Mam tu przyjaciół! Szkołę! Nie możecie mi tego
zrobić! Teraz! Gdy moje życie zaczęło układać się niemal
idealnie!-zaczęłam płakać, krzyczeć, wpadłam w panikę.
-Dajcie
mi chociaż skończyć szkołę!-krzyczałam dalej.
-W
sobotę wylatujemy Jess.-szepnął tato.
-A
co do języka to będziesz chodzić do angielskiej szkoły. Wszystko
już jest załatwione. Mamy tam dom, samochód....-ciągnęła mama.
-Coooo?!
Chyba oszaleliście!? Dlaczego do cholery mi nawet nie
powiedzieliście wcześniej?! Nienawidzę was!-myślałam, że przed
chwilą byłam wściekła. Ale tak naprawdę to dopiero teraz
uderzyła mnie furia. Jak mogli zrobić mi coś takiego?
-Wyrażaj
się młoda damo.-ostrzegł tato.
-Jak
mam się wyrażać skoro mnie do cholery nie traktujecie poważnie?!
Ja też mam własne życie! Mam kogoś kogo kocham! I mam teraz to
wszystko zostawić?! I w dodatku pożegnać się ze wszystkim w jeden
dzień! Jesteście nienormalni! Nigdy wam tego nie wybaczę!-wydarłam
się po czym wybiegając z pokoju trzasnęłam drzwiami i pobiegłam
do siebie. Chciałam być teraz w ramionach Jacob'a ale wiedziałam,
że nie dam rady. Był teraz na jakimś spotkaniu w Los Angeles.
Przylatywał dopiero jutro w południe. Miałam od niego
nieprzeczytanego SMS'a ale nie miałam siły go przeczytać, a już
tym bardziej na niego odpisać. Łzy lały mi się strumieniami po
policzkach a ja szlochałam wniebogłosy. Już nawet nic przez nie
nie widziałam. Walnęłam się na łóżko z twarzą w poduszki i
rozpaczałam jeszcze bardziej.
Byłam
taka tym wszystkim zmęczona, że zasnęłam po pół godziny.
Obudziłam się w nocy, nieumyta, nieprzebrana w piżamę. Poszłam
więc do łazienki koło trzeciej nad ranem, kiedy już rodzice spali
i siedziałam w wannie w nieskończoność. Oczy miałam zapuchnięte
od płaczu i już nie miałam siły na więcej. Siedziałam więc po
prostu myśląc. Postanowiłam, że jutro nie idę do szkoły. Nie
będę miała siły podnieść się rano z łóżka, do tego
wyglądałam okropnie, no a jeszcze jutro bal. Wiedziałam, że
zranię Jacob'a ale nie dam rady na niego pójść. Oczywiście do
Jake'a pójdę gdy tylko wyląduje. Chciałam się jeszcze pożegnać
z przyjaciółkami. Pójdę pod szkołę o trzeciej jak będą
kończyć lekcje. Razem z Jake'em. Mogę w sumie ich sobie
przedstawić. Kiedy woda zaczęła robić się chłodna wylazłam z
wanny, ubrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka. Spałam do
jedenastej i o dziwo nikt nie zrywał mnie rano do szkoły.
Podniosłam się powoli i do południa jakoś wyrobiłam. Zadzwoniłam
do Jacob'a chcąc wiedzieć czy jest już w domu.
-Nie
jeszcze nie, ale zdążę na bal.-Po tych słowach w moich oczach
pojawiły się świeczki. Chciałam mu powiedzieć ale to nie była
rozmowa na telefon.-Samolot się spóźnia. Myślę, że o czwartej
będę już w domu. Jestem gdzieś w połowie drogi bo mamy
przesiadkę.-Tłumaczył szybko bo tak jak jeszcze powiedział,
spieszył się do kontroli bagażu
-Dobrze
Jake, zadzwoń jak będziesz w domu.-powiedziałam tylko tyle bo
gardło mi się ścisnęło gdy usłyszałam jego głos. Rozłączyłam
się i znowu położyłam z płaczem na łóżku.
Dochodziła
trzecia a telefonu od Jacob'a nadal nie miałam więc wybrałam się
do szkoły. Cały dzień szwendałam się tylko po domu więc
chciałam się z nimi ostatni raz zobaczyć. Stałam na parkingu
czekając aż wyjdą. Nie szczególnie się spieszyły ale w końcu
wylazły. Podeszłam do nich. Na szczęście miałam duży kaptur od
płaszcza więc nie wszyscy mnie rozpoznawali. Rzuciłam się na nie
obściskując je.
-Jessica.
Co ty tu robisz? Też się cieszymy, że cię widzimy ale... emm...
stało się coś? Nigdy się tak z nami bardzo namiętnie nie
witasz.-Powiedziała Nathalie.
-Tak,
niestety stało się.-powiedziałam smutno odczepiając się od nich.
-To
dlatego nie było cię w szkole.-Zapytała Olivia.
-Tak,
tak. Nie dałam rady wstać. Ale chodźcie. Powiem wam o co
chodzi.-Pociągnęłam je w stronę dzielnicy Jacob'a. Wiedziałam,
że niedługo przyleci.-Wyjeżdżam.-Rzekłam prosto z mostu.
-Dokąd.
Jessica. A szkoła? A my? Będziesz nas odwiedzać?-zarzuciła mnie
pytaniami Olivia.
-No
właśnie chyba raczej nie.-Posmutniałam na samą tę myśl.
-Dlaczego?
Co się stało? Dokąd jedziesz?-pytała Nathalie.
-Ehhh....-westchnęłam.-Do
Hiszpanii. Zostawiam szkołę... was, Jacob'a. Wszystko.-powiedziałam
po czym znowu się popłakałam.
Nathalie
przytuliła mnie czule.
-Spokojnie,
Jess. Będzie dobrze. Może przylecimy do ciebie na wakacje. Spójrz
jaka Hiszpania jest piękna. Przecież kochasz plaże. Do tego
wspaniali chłopcy.-Próbowała mnie pocieszyć.
-Ale
ja kocham Jacob'a!-krzyknęłam i rozpłakałam się jeszcze
-Spokojnie
przede wszystkim. Kiedy wyjeżdżasz?-zapytała Olivia.
-Jutro.
Rozumiecie to? Nawet nie raczyli mi powiedzieć wcześniej. Zaczynają
się teraz ferie w tą sobotę i pierwszy semestr i od razu
wyjeżdżamy. To jest okropne. Zmieniam szkołę, na szczęście na
jakąś angielską.-Płakałam dalej, na ramieniu Nathalie i dalej
szłyśmy w stronę dzielnicy Jacob'a.
-Jess,
a nie lepiej by było jakbyśmy Cię jednak odprowadziły do domu?
Gdzie w ogóle idziemy?-powiedziała Olivia.
-Przepraszam
was, nie powinnam była was tu zaciągać.-powiedziałam jeszcze
chlipiąc i ocierając łzy.-Jake tu mieszka, muszę mu powiedzieć o
wszystkim.-powiedziałam załamana.
-Ohh,
w tej dzielnicy? To ile on ma lat?-zapytała Nathalie. Chyba nic nie
wiedziała o moim związku ale pewnie domyśliła się z tego, co
przed chwilą mówiłam, że mam kogoś.
-Nathalie,
przepraszam, że nic ci nie powiedziałam. Nie obrażaj
się.-powiedziałam.
-Spokojnie,
nic się nie stało Jessie. Jeśli nie chcesz to nie mów.
Zrozumiem.-powiedziała spokojnie.-I tak potem wyduszę wszystko z
Olivii.-Dodała i uśmiechnęła się do niej znacząco.
-Ma
dwadzieścia cztery.-chlipnęłam.
-Czyli
student... Jess ja nie wiem czy to dobry pomysł.. w co ty się
wpakowałaś?-powiedziała ale spiorunowałam ją
wzrokiem.-Przepraszam, ja nie chciałam, to znaczy...
-Gdybyś
go znała, nie mówiłabyś tak. Nie jest studentem. Ma własny
hotel. Wiesz, który to hotel „Rossignol”? To jego.-powiedziałam
lekko zirytowana.
-Powiedziałam
przepraszam. Nie powinnam była...-nie patrząc na mnie. W tym
momencie podjechało koło nas auto o charakterystycznym odgłosie.
Popatrzyłam a tamtym kierunku i był to oczywiście samochód
Jacob'a.
-Nieważne,
muszę iść. Kocham was obie, będę tęsknić.-powiedziałam ale
czułam, że mój głos się załamuje i znowu z moich oczy popłynęły
łzy. Nie tak bardzo jak wcześniej, po prostu uciekły ode mnie choć
wolałam je zachować dla siebie.
-Jess,
wsiadaj.-powiedział Jake przez otwarte okno. Nie spojrzałam nawet
na niego i przytuliłam się do dziewczyn.
-Będziemy
tęsknić.-szepnęła Liv, u której też zobaczyłam świeczki w
oczach. Chciałam się uśmiechnąć pocieszająco ale chyba nie
bardzo mi wyszło. Spoglądając jeszcze na nie poszłam do auta i
wsiadłam na miejsce pasażera.
-Hej
Jess...-powiedział Jake.-Liczyłem na jakiegoś buziaka ale chyba
nie jest na to odpowiedni moment. Chyba, że poprawi Ci to humor. Co
się stało?-zapytał zaniepokojony.
-Z
pewnością poprawi mi to humor.-przyznałam po czym złapałam go za
koszulę i przyciągnęłam do siebie. Może i chciał buziaka ale
obecnie ja liczyłam na znacznie więcej. Zatrzymałam go kilka
milimetrów przed ustami i spojrzałam w oczy.
-Kocham
Cię i zawsze będę.-przyrzekłam i zaczęłam go całować. Tak
łapczywie jak nigdy. Nie mogłam się nim nasycić. W pierwszych
sekundach nawet nie drgnął. Jednak potem obudziłam w nim
prawdziwego dzikiego kota. Obejmował mnie mocno w talii na początku
ale po chwili rozpiął mój płaszcz, lekko go rozchylił i włożył
ciepłe ręce pod moją koszulkę. Dotyk jego rąk na moim brzuchu
był wspaniały. Każdy palec ostrożnie badał kawałeczki mojego
ciała. W końcu jednak zatrzymał się znowu na mojej talii.
Chciałam przejść do niego na kolana ale przeszkadzała mi skrzynia
biegów. Pomyślałam sobie, że będzie mi go tak brakować.
Przecież będę tak daleko, nie będę mogła nawet tu przylecieć,
nie mam do kogo. Ani cioci, babci, dziadka, wujka. Nikogo tu nie mam.
Wtedy właśnie po moich policzkach znowu popłynęły łzy.
Poczułam, że pragnę Jake'a jeszcze bardziej, że chcę mu się
oddać. Jake oderwał mnie od siebie, ale nie oddalał się za
bardzo. Otarł moje łzy z taką czułością, że zakuło mnie coś
w sercu.
-Jess,
co się dzieje?-szepnął. Pociągnęłam nosem ale nic nie
powiedziałam. Gardło mi się ścisnęło i nie mogłam nic z siebie
wydusić.-Możesz mi powiedzieć.-mówił Jake ale widząc, że nic
nie powiem ciągnął dalej.-Nawet jeśli nie chcesz mi powiedzieć,
to wiedz, że zawsze będę z tobą, po twojej stronie. Stanę zawsze
w twojej obronie.-starał się mnie pocieszyć ale przez to, że był
dla mnie taki dobry to czułam, że z każdą minutą będzie mi
coraz ciężej się z nim rozstać.
-Jedźmy
do domu.-wychrypiałam tylko po czym oparłam się o siedzenie i
rozpłakałam na dobre. Nie płakałam głośno, po prostu z moich
oczu leciały łzy. Jake szybko ruszył z miejsca i pognał na
parking pod swoim apartamentowcem. Otworzył mi drzwi i pomógł
wysiąść a potem objął mnie i zaprowadził do windy. W ciszy
wjechaliśmy na ostatnie piętro do jego apartamentu. Zamknął drzwi
i pomógł mi zdjąć płaszcz. Stanęłam na wejściu z przedpokoju
do reszty mieszkania i mogłam się ruszyć. Starałam się
zapamiętać każdy szczegół tego miejsca.
-Jessica,
powiedz mi co się stało? Chcę Ci pomóc. A może to ja cię w
jakiś sposób zraniłem? Jeśli tak to przepraszam ale powiedz o co
chodzi, żebym wiedział co mam naprawić? A może nie chcesz dzisiaj
iść na bal? Powiedz tylko, że nie i będziemy robić coś innego.
Odezwij się przynajmniej. Boję się o ciebie. Jessica.-Każde słowo
wypowiadał coraz bardziej nerwowo. Odwróciłam się do niego i
postanowiłam w końcu mu powiedzieć.
-Wyjeżdżam
Jake.-Tylko to zdołałam wydusić nim mój głos znów się załamał.
Jake podbiegł do mnie łapiąc za ramiona.
-Jak
to? Dokąd? Na zawsze?-zadawał tyle pytań. Wzięłam głęboki
oddech. Chciałam spędzić z nim jak najlepiej ostatnie godziny więc
nie mogłam się załamywać.
-Na
zawsze Jake. Wyprowadzamy się. Do Hiszpanii.-powiedziałam robiąc
przerwę aby odetchnąć i nie załamać się już kolejny raz. Stał
zszokowany wpatrując się we mnie. Chyba analizował to, co mu
powiedziałam. Staliśmy tak, wpatrując się w siebie chyba z
minutę. Powili podszedł jak najbliżej mnie i objął mocno chcąc
chyba zamknąć w swoich ramionach. Czułam się tak dobrze. Czułam
jakby chronił mnie przed całym światem.
-Jessica.
Tak mi przykro...-Czułam drżenie jego rąk na swoich plecach.
-Jacob,
tak bardzo cię kocham. Nie chcę wyjeżdżać, a to już
jutro.-powiedziałam.-Nie będziemy mogli dzwonić. Wiesz ile
kosztuje takie połączenie? Będę zmieniać szkołę, całe
życie.-Mówiłam.-Chcę spędzić z tobą tę ostatnią
noc.-Szepnęłam prawie niesłyszalnie cichym głosem.
-Zrobię,
co tylko zechcesz, abyś była szczęśliwa.-powiedział.-Jestem cały
twój.-Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Sama jeszcze nie
dawno narzekałam na te dziewczyny, które się puszczały a dzisiaj
chyba sama zaproponowałam to swojemu chłopakowi. Nie wiem sama co
się wydarzy ale pragnęłam go całym swoim sercem. Wspięłam się
na palce, bo był dużo ode mnie wyższy i pocałowałam go. Raz i
szybko ale przytrzymał mnie w takiej pozycji i przyciągnął znowu
do swoich ust. Objęłam go za szyję wplatając swoje ręce, w jego
cudowne włosy. Może nie były długie za bardzo ale lubiłam ich
szorstkość. Poczułam, że unoszę się wyżej. Zorientowałam się
po chwili, że Jake mnie podnosi, bierze w ramiona i niesie gdzieś.
Zamknęłam oczy więc nie wiedziałam gdzie. Mogłam się tylko
domyślać, ze do sypialni. Wiedziałam, że to nieodpowiedzialne,
nierozważne i głupie, ale kochałam go tak bardzo, że nie mogłam
przestać. Jake położył mnie na łóżku i już chciał dalej
całować, kiedy oderwał się ode mnie, wyprostował i odszedł
trochę od łóżka.
-Nie
chcę cie skrzywdzić.-wydusił.
-Ale
ja tego chcę.-powiedziałam.-Spróbujesz mnie uszczęśliwić Jake?
Kocham cie tak bardzo.-dodałam. Podszedł więc do mnie ostrożnie i
znów zaczął od nowa. Powoli, spokojnie. A to co było potem to już
czysta bajka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
dłuższy chyba niż zwykle, prawda?
KOMENTUJCIE!!!
I obsawiajcie, jaki będzie ciąg dalszy :D
I obsawiajcie, jaki będzie ciąg dalszy :D
aaaaaaaaaaaaaaa ja chce next !!
OdpowiedzUsuńObstawiam :
1. Jake z nią wyjedzie
2. Ona jednak zostanie i stanie sie wilkołakiem aby mogli życ długo i szczęśliwie
3. Nie mam pojęcia bedzie fajnie !!
S. :)
Hahah trzecia odpowiedź mnie rozwaliła ale dzięki, że tak myślisz :*
UsuńI sądze że 3 będzie odpowiednia chociaż nie wiem jak rozwiążą problem że Jake sie stażeje a Jess nie Czekam na next :*
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!! Ja obstawiam, że ona zamieszka u Jacoba! No, ale co postanowisz to się dowiemy, prawda? I to szybko? W następnym rozdziale. Czekam na NN!!!