piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 10

Niby doskwierała mi nuda, niby nic się nie działo a jednak czułam się jakby to były najwspanialsze, najbardziej ekscytujące dni w moim życiu. A to wszystko dlatego, że on był przy mnie. Dbał o mnie, troszczył się, opiekował, wysłuchiwał mnie uważnie i pomagał. Był moim całym światem. Różniliśmy się tak bardzo a jednak, to z nim odgadywałam się najlepiej. Po prostu kochałam Jacob'a całym sercem.
Był czwartek po południu. Byłam tak podekscytowana jutrzejszym balem, że nie mogłam się w ogóle skupić na nauce i lekcjach. Siedziałam sobie, malując paznokcie i pisząc z Jacob'em. Niestety czasami musiał też pracować.
-Jessica!-zawołał mnie tato z dołu.
-Cooo?-zapytałam nie wychodząc z pokoju bo nie chciało mi się schodzić na dół. Jak zwykle siedział w swoim gabinecie robiąc projekty. Był architektem i miał swoją małą firmę. Moja mama była nauczycielką matematyki. Pewnie to po nich odziedziczyłam ścisły umysł, bo jednak preferowałam matematykę i fizykę. Przedmioty humanistyczne nie były dla mnie choć zastanawiałam się kiedyś czy nie zostać adwokatem. Mam dobre gadane, ale nie potrafię uczyć się historii.
-Zejdź na dół! Musimy porozmawiać!-krzyknął do mnie tato. Nie było to nic dziwnego. Może chcieli ustalić czy chcę jechać z nimi gdzieś na ferie zimowe, w końcu niedługo kończy się pierwsze półrocze i będziemy mieć wolne. Z chęcią pojechałabym na snowboard ale z Jacob'em. Musiałam też z nim pogadać na ten temat.
-Już idę.-potwierdziłam przyjście i wygramoliłam się z łóżka. Paznokcie jeszcze nie do końca mi zaschły więc szłam z dłońmi trochę podniesionymi do góry. Przyszłam do jego gabinetu gdzie była również mama.
-O co chodzi?-zapytałam.
-Widzisz kochanie, tato dostał nową ofertę pracy, w bardzo dużym przedsiębiorstwie. To by oznaczało znaczne zwiększenie się naszych środków finansowych.-zaczęła mama. Nie miałam najmniejszego pojęcia do czego zmierzała. To fajnie ale przecież wcale nam się tak źle nie żyło.
-To bardzo fajnie. Gratuluję, ale co w związku z tym?-zapytałam.
-Zaakceptowałem tę ofertę pracy ale ona nie jest w naszym mieście.-Powiedział tato.
-Mam nadzieję, że nie jakoś daleko. Nie było by dobrze gdybyś pół dnia spędzał na dojazdach do pracy i z powrotem.-Powiedziałam. Rodzice tylko po patrzyli po sobie a potem smutno na mnie.-Ooouuu.. Czyli jednak gdzieś dalej? Ale będziesz przyjeżdżał na weekendy?-Zapytałam z nadzieją. Rodzice nie poświęcali mi zbyt dużo uwagi mimo że byłam jedynaczką dlatego bardzo ceniłam sobie każdą minutę spędzoną razem z nimi.
-No więc niee...-zaczął tato.-To nie jest w naszym stanie... ani w sumie.... na naszym kontynencie.-Tato podrapał się po głowie.-To jest w Hiszpanii. W Europie.-Powiedział niepewnie tato.
-Czyli wyjeżdżasz na dłużej?-stwierdziłam ze smutkiem i żalem w sercu. Nie chciałam żeby tato nas zostawiał. Szczerze mówiąc większą więc czułam z nim niż z mamą
-Wszyscy jedziemy.-dokończyła mama.
-Cooo?! Nie! Ja nie chcę stąd wyjeżdżać! Nie możecie mnie zmusić! Nie chcę opuszczać tego miasta! Kocham je!-krzyczałam na nich.
-Jessica, nie możesz tu zostać. Nie masz z kim.-tłumaczyła spokojnie mama.
-Nie znam języka! Mam tu przyjaciół! Szkołę! Nie możecie mi tego zrobić! Teraz! Gdy moje życie zaczęło układać się niemal idealnie!-zaczęłam płakać, krzyczeć, wpadłam w panikę.
-Dajcie mi chociaż skończyć szkołę!-krzyczałam dalej.
-W sobotę wylatujemy Jess.-szepnął tato.
-A co do języka to będziesz chodzić do angielskiej szkoły. Wszystko już jest załatwione. Mamy tam dom, samochód....-ciągnęła mama.
-Coooo?! Chyba oszaleliście!? Dlaczego do cholery mi nawet nie powiedzieliście wcześniej?! Nienawidzę was!-myślałam, że przed chwilą byłam wściekła. Ale tak naprawdę to dopiero teraz uderzyła mnie furia. Jak mogli zrobić mi coś takiego?
-Wyrażaj się młoda damo.-ostrzegł tato.
-Jak mam się wyrażać skoro mnie do cholery nie traktujecie poważnie?! Ja też mam własne życie! Mam kogoś kogo kocham! I mam teraz to wszystko zostawić?! I w dodatku pożegnać się ze wszystkim w jeden dzień! Jesteście nienormalni! Nigdy wam tego nie wybaczę!-wydarłam się po czym wybiegając z pokoju trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do siebie. Chciałam być teraz w ramionach Jacob'a ale wiedziałam, że nie dam rady. Był teraz na jakimś spotkaniu w Los Angeles. Przylatywał dopiero jutro w południe. Miałam od niego nieprzeczytanego SMS'a ale nie miałam siły go przeczytać, a już tym bardziej na niego odpisać. Łzy lały mi się strumieniami po policzkach a ja szlochałam wniebogłosy. Już nawet nic przez nie nie widziałam. Walnęłam się na łóżko z twarzą w poduszki i rozpaczałam jeszcze bardziej.
Byłam taka tym wszystkim zmęczona, że zasnęłam po pół godziny. Obudziłam się w nocy, nieumyta, nieprzebrana w piżamę. Poszłam więc do łazienki koło trzeciej nad ranem, kiedy już rodzice spali i siedziałam w wannie w nieskończoność. Oczy miałam zapuchnięte od płaczu i już nie miałam siły na więcej. Siedziałam więc po prostu myśląc. Postanowiłam, że jutro nie idę do szkoły. Nie będę miała siły podnieść się rano z łóżka, do tego wyglądałam okropnie, no a jeszcze jutro bal. Wiedziałam, że zranię Jacob'a ale nie dam rady na niego pójść. Oczywiście do Jake'a pójdę gdy tylko wyląduje. Chciałam się jeszcze pożegnać z przyjaciółkami. Pójdę pod szkołę o trzeciej jak będą kończyć lekcje. Razem z Jake'em. Mogę w sumie ich sobie przedstawić. Kiedy woda zaczęła robić się chłodna wylazłam z wanny, ubrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka. Spałam do jedenastej i o dziwo nikt nie zrywał mnie rano do szkoły. Podniosłam się powoli i do południa jakoś wyrobiłam. Zadzwoniłam do Jacob'a chcąc wiedzieć czy jest już w domu.
-Nie jeszcze nie, ale zdążę na bal.-Po tych słowach w moich oczach pojawiły się świeczki. Chciałam mu powiedzieć ale to nie była rozmowa na telefon.-Samolot się spóźnia. Myślę, że o czwartej będę już w domu. Jestem gdzieś w połowie drogi bo mamy przesiadkę.-Tłumaczył szybko bo tak jak jeszcze powiedział, spieszył się do kontroli bagażu
-Dobrze Jake, zadzwoń jak będziesz w domu.-powiedziałam tylko tyle bo gardło mi się ścisnęło gdy usłyszałam jego głos. Rozłączyłam się i znowu położyłam z płaczem na łóżku.
Dochodziła trzecia a telefonu od Jacob'a nadal nie miałam więc wybrałam się do szkoły. Cały dzień szwendałam się tylko po domu więc chciałam się z nimi ostatni raz zobaczyć. Stałam na parkingu czekając aż wyjdą. Nie szczególnie się spieszyły ale w końcu wylazły. Podeszłam do nich. Na szczęście miałam duży kaptur od płaszcza więc nie wszyscy mnie rozpoznawali. Rzuciłam się na nie obściskując je.
-Jessica. Co ty tu robisz? Też się cieszymy, że cię widzimy ale... emm... stało się coś? Nigdy się tak z nami bardzo namiętnie nie witasz.-Powiedziała Nathalie.
-Tak, niestety stało się.-powiedziałam smutno odczepiając się od nich.
-To dlatego nie było cię w szkole.-Zapytała Olivia.
-Tak, tak. Nie dałam rady wstać. Ale chodźcie. Powiem wam o co chodzi.-Pociągnęłam je w stronę dzielnicy Jacob'a. Wiedziałam, że niedługo przyleci.-Wyjeżdżam.-Rzekłam prosto z mostu.
-Dokąd. Jessica. A szkoła? A my? Będziesz nas odwiedzać?-zarzuciła mnie pytaniami Olivia.
-No właśnie chyba raczej nie.-Posmutniałam na samą tę myśl.
-Dlaczego? Co się stało? Dokąd jedziesz?-pytała Nathalie.
-Ehhh....-westchnęłam.-Do Hiszpanii. Zostawiam szkołę... was, Jacob'a. Wszystko.-powiedziałam po czym znowu się popłakałam.
Nathalie przytuliła mnie czule.
-Spokojnie, Jess. Będzie dobrze. Może przylecimy do ciebie na wakacje. Spójrz jaka Hiszpania jest piękna. Przecież kochasz plaże. Do tego wspaniali chłopcy.-Próbowała mnie pocieszyć.
-Ale ja kocham Jacob'a!-krzyknęłam i rozpłakałam się jeszcze
-Spokojnie przede wszystkim. Kiedy wyjeżdżasz?-zapytała Olivia.
-Jutro. Rozumiecie to? Nawet nie raczyli mi powiedzieć wcześniej. Zaczynają się teraz ferie w tą sobotę i pierwszy semestr i od razu wyjeżdżamy. To jest okropne. Zmieniam szkołę, na szczęście na jakąś angielską.-Płakałam dalej, na ramieniu Nathalie i dalej szłyśmy w stronę dzielnicy Jacob'a.
-Jess, a nie lepiej by było jakbyśmy Cię jednak odprowadziły do domu? Gdzie w ogóle idziemy?-powiedziała Olivia.
-Przepraszam was, nie powinnam była was tu zaciągać.-powiedziałam jeszcze chlipiąc i ocierając łzy.-Jake tu mieszka, muszę mu powiedzieć o wszystkim.-powiedziałam załamana.
-Ohh, w tej dzielnicy? To ile on ma lat?-zapytała Nathalie. Chyba nic nie wiedziała o moim związku ale pewnie domyśliła się z tego, co przed chwilą mówiłam, że mam kogoś.
-Nathalie, przepraszam, że nic ci nie powiedziałam. Nie obrażaj się.-powiedziałam.
-Spokojnie, nic się nie stało Jessie. Jeśli nie chcesz to nie mów. Zrozumiem.-powiedziała spokojnie.-I tak potem wyduszę wszystko z Olivii.-Dodała i uśmiechnęła się do niej znacząco.
-Ma dwadzieścia cztery.-chlipnęłam.
-Czyli student... Jess ja nie wiem czy to dobry pomysł.. w co ty się wpakowałaś?-powiedziała ale spiorunowałam ją wzrokiem.-Przepraszam, ja nie chciałam, to znaczy...
-Gdybyś go znała, nie mówiłabyś tak. Nie jest studentem. Ma własny hotel. Wiesz, który to hotel „Rossignol”? To jego.-powiedziałam lekko zirytowana.
-Powiedziałam przepraszam. Nie powinnam była...-nie patrząc na mnie. W tym momencie podjechało koło nas auto o charakterystycznym odgłosie. Popatrzyłam a tamtym kierunku i był to oczywiście samochód Jacob'a.
-Nieważne, muszę iść. Kocham was obie, będę tęsknić.-powiedziałam ale czułam, że mój głos się załamuje i znowu z moich oczy popłynęły łzy. Nie tak bardzo jak wcześniej, po prostu uciekły ode mnie choć wolałam je zachować dla siebie.
-Jess, wsiadaj.-powiedział Jake przez otwarte okno. Nie spojrzałam nawet na niego i przytuliłam się do dziewczyn.
-Będziemy tęsknić.-szepnęła Liv, u której też zobaczyłam świeczki w oczach. Chciałam się uśmiechnąć pocieszająco ale chyba nie bardzo mi wyszło. Spoglądając jeszcze na nie poszłam do auta i wsiadłam na miejsce pasażera.
-Hej Jess...-powiedział Jake.-Liczyłem na jakiegoś buziaka ale chyba nie jest na to odpowiedni moment. Chyba, że poprawi Ci to humor. Co się stało?-zapytał zaniepokojony.
-Z pewnością poprawi mi to humor.-przyznałam po czym złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie. Może i chciał buziaka ale obecnie ja liczyłam na znacznie więcej. Zatrzymałam go kilka milimetrów przed ustami i spojrzałam w oczy.
-Kocham Cię i zawsze będę.-przyrzekłam i zaczęłam go całować. Tak łapczywie jak nigdy. Nie mogłam się nim nasycić. W pierwszych sekundach nawet nie drgnął. Jednak potem obudziłam w nim prawdziwego dzikiego kota. Obejmował mnie mocno w talii na początku ale po chwili rozpiął mój płaszcz, lekko go rozchylił i włożył ciepłe ręce pod moją koszulkę. Dotyk jego rąk na moim brzuchu był wspaniały. Każdy palec ostrożnie badał kawałeczki mojego ciała. W końcu jednak zatrzymał się znowu na mojej talii. Chciałam przejść do niego na kolana ale przeszkadzała mi skrzynia biegów. Pomyślałam sobie, że będzie mi go tak brakować. Przecież będę tak daleko, nie będę mogła nawet tu przylecieć, nie mam do kogo. Ani cioci, babci, dziadka, wujka. Nikogo tu nie mam. Wtedy właśnie po moich policzkach znowu popłynęły łzy. Poczułam, że pragnę Jake'a jeszcze bardziej, że chcę mu się oddać. Jake oderwał mnie od siebie, ale nie oddalał się za bardzo. Otarł moje łzy z taką czułością, że zakuło mnie coś w sercu.
-Jess, co się dzieje?-szepnął. Pociągnęłam nosem ale nic nie powiedziałam. Gardło mi się ścisnęło i nie mogłam nic z siebie wydusić.-Możesz mi powiedzieć.-mówił Jake ale widząc, że nic nie powiem ciągnął dalej.-Nawet jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to wiedz, że zawsze będę z tobą, po twojej stronie. Stanę zawsze w twojej obronie.-starał się mnie pocieszyć ale przez to, że był dla mnie taki dobry to czułam, że z każdą minutą będzie mi coraz ciężej się z nim rozstać.
-Jedźmy do domu.-wychrypiałam tylko po czym oparłam się o siedzenie i rozpłakałam na dobre. Nie płakałam głośno, po prostu z moich oczu leciały łzy. Jake szybko ruszył z miejsca i pognał na parking pod swoim apartamentowcem. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść a potem objął mnie i zaprowadził do windy. W ciszy wjechaliśmy na ostatnie piętro do jego apartamentu. Zamknął drzwi i pomógł mi zdjąć płaszcz. Stanęłam na wejściu z przedpokoju do reszty mieszkania i mogłam się ruszyć. Starałam się zapamiętać każdy szczegół tego miejsca.
-Jessica, powiedz mi co się stało? Chcę Ci pomóc. A może to ja cię w jakiś sposób zraniłem? Jeśli tak to przepraszam ale powiedz o co chodzi, żebym wiedział co mam naprawić? A może nie chcesz dzisiaj iść na bal? Powiedz tylko, że nie i będziemy robić coś innego. Odezwij się przynajmniej. Boję się o ciebie. Jessica.-Każde słowo wypowiadał coraz bardziej nerwowo. Odwróciłam się do niego i postanowiłam w końcu mu powiedzieć.
-Wyjeżdżam Jake.-Tylko to zdołałam wydusić nim mój głos znów się załamał. Jake podbiegł do mnie łapiąc za ramiona.
-Jak to? Dokąd? Na zawsze?-zadawał tyle pytań. Wzięłam głęboki oddech. Chciałam spędzić z nim jak najlepiej ostatnie godziny więc nie mogłam się załamywać.
-Na zawsze Jake. Wyprowadzamy się. Do Hiszpanii.-powiedziałam robiąc przerwę aby odetchnąć i nie załamać się już kolejny raz. Stał zszokowany wpatrując się we mnie. Chyba analizował to, co mu powiedziałam. Staliśmy tak, wpatrując się w siebie chyba z minutę. Powili podszedł jak najbliżej mnie i objął mocno chcąc chyba zamknąć w swoich ramionach. Czułam się tak dobrze. Czułam jakby chronił mnie przed całym światem.
-Jessica. Tak mi przykro...-Czułam drżenie jego rąk na swoich plecach.
-Jacob, tak bardzo cię kocham. Nie chcę wyjeżdżać, a to już jutro.-powiedziałam.-Nie będziemy mogli dzwonić. Wiesz ile kosztuje takie połączenie? Będę zmieniać szkołę, całe życie.-Mówiłam.-Chcę spędzić z tobą tę ostatnią noc.-Szepnęłam prawie niesłyszalnie cichym głosem.
-Zrobię, co tylko zechcesz, abyś była szczęśliwa.-powiedział.-Jestem cały twój.-Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Sama jeszcze nie dawno narzekałam na te dziewczyny, które się puszczały a dzisiaj chyba sama zaproponowałam to swojemu chłopakowi. Nie wiem sama co się wydarzy ale pragnęłam go całym swoim sercem. Wspięłam się na palce, bo był dużo ode mnie wyższy i pocałowałam go. Raz i szybko ale przytrzymał mnie w takiej pozycji i przyciągnął znowu do swoich ust. Objęłam go za szyję wplatając swoje ręce, w jego cudowne włosy. Może nie były długie za bardzo ale lubiłam ich szorstkość. Poczułam, że unoszę się wyżej. Zorientowałam się po chwili, że Jake mnie podnosi, bierze w ramiona i niesie gdzieś. Zamknęłam oczy więc nie wiedziałam gdzie. Mogłam się tylko domyślać, ze do sypialni. Wiedziałam, że to nieodpowiedzialne, nierozważne i głupie, ale kochałam go tak bardzo, że nie mogłam przestać. Jake położył mnie na łóżku i już chciał dalej całować, kiedy oderwał się ode mnie, wyprostował i odszedł trochę od łóżka.
-Nie chcę cie skrzywdzić.-wydusił.
-Ale ja tego chcę.-powiedziałam.-Spróbujesz mnie uszczęśliwić Jake? Kocham cie tak bardzo.-dodałam. Podszedł więc do mnie ostrożnie i znów zaczął od nowa. Powoli, spokojnie. A to co było potem to już czysta bajka. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
dłuższy chyba niż zwykle, prawda? 
KOMENTUJCIE!!!
I obsawiajcie, jaki będzie ciąg dalszy :D

4 komentarze:

  1. aaaaaaaaaaaaaaa ja chce next !!
    Obstawiam :
    1. Jake z nią wyjedzie
    2. Ona jednak zostanie i stanie sie wilkołakiem aby mogli życ długo i szczęśliwie
    3. Nie mam pojęcia bedzie fajnie !!
    S. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah trzecia odpowiedź mnie rozwaliła ale dzięki, że tak myślisz :*

      Usuń
    2. I sądze że 3 będzie odpowiednia chociaż nie wiem jak rozwiążą problem że Jake sie stażeje a Jess nie Czekam na next :*

      Usuń
  2. Hej!
    Świetny rozdział!!! Ja obstawiam, że ona zamieszka u Jacoba! No, ale co postanowisz to się dowiemy, prawda? I to szybko? W następnym rozdziale. Czekam na NN!!!

    OdpowiedzUsuń