czwartek, 28 marca 2013

Rozdział dziewiąty

  Troszkę nudnawy ale myślę, że będzie się Wam przyjemnie czytało :D
 

Kolejny dzień w szkole. Musiałam jeszcze spisać lekcje, przeżyć te zajęcia, które miałam razem z Taylor'em, no i przeżyć francuski. Jednak mimo to wszystko miałam świetny humor. Nie zepsuł mi go Taylor, którego spotkałam na wejściu, i który oczywiście rzucił w moją stronę jakąś obelgę. Spojrzałam tylko na niego lekceważąco i poszłam dalej. Pod salą spisałam lekcje więc to już mam z głowy.
-A ty co taka rozanielona?-Zapytała Olivia, z którą siedzę na historii.-I możesz mi wyjaśnić dlaczego Taylor rzuca w ciebie obelgami?-Zapytała.
-Bo zerwałam z nim trzy dni po tym, jak się całowaliśmy.-powiedziałam jakby to było nic.
-Jak widzę, ty się nie przejmujesz ani zerwaniem ani tym, co on do ciebie mówi.-Stwierdziła.-No a przy okazji bardzo fajnie, że jak zwykle dowiaduje się wszystkiego na końcu.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby to wychodziło na jaw ale teraz to już mi wisi.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-A to dlatego, że....?-Chciała wyciągnąć ze mnie powód mojej niezmiernej radości.
-Dlatego, że... Jestem szczęśliwie zakochana.-No i go wyciągnęła. Chociaż, nie namęczyła się zbytnio, od razu się poddałam.
-No proszę, szybko znalazłaś kolejnego.-Zaśmiała się.-No więc który to?-Dopytywała, tak jak myślałam.
-Nie znasz go.-Zaczęłam.-Powiem Ci, chociaż, nie wiem co ci to da, tylko błagam nie mów nikomu. Mój związek nie jest tajemnicą tylko nie chcę, żeby się dowiedzieli kto to.
-Możesz być spokojna. Tylko mów wreszcie.-Nalegała.
-To Jacob C.-Powiedziałam ale tylko zrobiła pytającą minę gdy usłyszała nazwisko.-No mówiłam ci, że nie znasz.
-No okej tylko ja nie rozumiem, dlaczego nikt nie może wiedzieć kto to.-Powiedziała.
-Bo widzisz... on ma dwadzieścia cztery lata.-Wyjąkałam mrużąc oczy.-Jest biznesman'em...
-Nie wierze.-Powiedziała na co wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie czy wierzy czy nie.-To znaczy wierze ale to takie... dziwnie. To znaczy się to fajnie, to znaczy się... ehh.. Po prostu, czy to na pewno dobry pomysł? I czy na pewno możesz mu ufać? Czy nic ci nie zrobi? I skąd ty do cholery go w ogóle wytrzasnęłaś?! Twoja mam wie?-Mówiła. No i właśnie dlatego nie chciałam, żeby ktoś wiedział, kim on jest. Będą chodzić po szkole plotki, że jestem łatwa i w ogóle bo pewnie by wtedy myśleli, że nie zakochał by się we mnie ktoś taki jak on i w ogóle. Zresztą, to łatwo można sobie wyobrazić.
-Nie, nikt oprócz jak na razie ciebie nie wie. Spokojnie ufam mu. Nawet nie wiesz jak bardzo. Trzy razy uratował mi życie. Za pierwszym razem nawet ryzykując własne.-Zaczęłam mówić.
-Może nie idźmy na historie? Opowiesz mi wszystko.-Zaproponowała Liv. Oprócz Jake'a to była jedyna osoba, co do której miałam pewność, że nie wygada ani słówka. Może i tak nie powiedziałabym jej wszystkiego ale prędzej jej niż Nathalie. Była moją przyjaciółką, kochałam ją na swój sposób ale jest za dużą gadułą. Oczywiście przystałam na propozycję Olivii. Dzień więc zapowiadał się całkiem fajnie. Spisałam lekcje, na francuski też nie pójdziemy, do tego po szkole przyjedzie po mnie Jake. Owszem, będę musiała podejść kilometr od szkoły, żeby nikt nie zobaczył jak wsiadam do jego BMW ale jednak.
Tak więc dzień minął bardzo fajnie. Poszłam szybko do szatni, zmieniłam buty, wzięłam płaszcz i ruszyłam w umówione miejsce. Nie mogłam nadal uwierzyć w moje szczęście jednak trochę mnie to przerastało. W końcu on był już całkiem dorosły a ja byłam nadal malutką nastolatką. Wczoraj powiedział, że mnie gdzieś zabierze. Byłam taka ciekawa gdzie. W tych moich rozmyślaniach droga zeszła mi bardzo szybko. Byłam już niedaleko małej kafejki, pod którą miał podjechać. Jeszcze tylko może ze sto metrów, kiedy nagle drogę mi zaszedł Taylor z jakimiś dwoma kumplami. Uśmiechał się łobuzersko do mnie i zacisnął pięści. Ja się chyba zapisze na jakiś kurs samoobrony bo jak widać bardzo mi się przyda.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy?-Zaczął, śmiejąc mi się w twarz.-Związek ze mną zaczął cię przerastać? Byłem dla ciebie za dobry tak?-Mówił chcąc mnie upokorzyć. No i co mu to dawało?
-Daj spokój Taylor.-Powiedziałam i chciałam iść dalej ale mnie zatrzymał.
-Nigdzie nie pójdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Słuchaj mała spryciaro. Chciałaś mnie upokorzyć zrywając ze mną! Myślałaś, że zrobisz to przed całą szkołą? Co? Ale ja nie jestem taki głupi! To ty wyjdziesz na idiotkę! Masz rozpowiedzieć wszystkim, że zerwałaś ze mną, bo jestem dla ciebie za dobry i na mnie nie zasługiwałaś. Inaczej... będzie już po tobie!-Zagroził, zbliżając swoją twarz. Udałam, że duszę się jego oddechem po czym odpowiedziałam:
-Chwila, bo się pogubiłam. Będzie po mnie? Czy już po mnie? Bo nie wiem. Mógłbyś nauczyć się wysławiać, ale no tak, zawsze byłeś kiepski z angielskiego.-Powiedziałam, na co zachichotali jego koledzy. Obrzucił ich wściekłym spojrzeniem, na co ucichli.
-Słuchaj, nie podskakuj. Wpakowałaś się w niezłe kłopoty.
-Wiesz co Taylor? Myślałam, że jesteś inny, że jesteś moim przyjacielem.-rzuciłam mu w twarz.-Zerwałam z tobą, bo nie chciałam ukrywać przed tobą, że cię nie kocham. Ale ty najwyraźniej nie zasługujesz nawet na wyjaśnienia. Jesteś skończonym idiotą! I po co ci ta obstawa? Z jedną dziewczyną byś sobie nie poradził?! Źle cię oceniłam i wielka szkoda, bo uważałam cie za przyjaciela.-Warknęłam na niego po czym dałam mu z liścia.
-Oooo.. Nagrabiłaś sobie teraz.-Powiedział, łapiąc mnie za nadgarstki.
-Puść mnie! To boli!-krzyknęłam. No ja nie wiem, że w biały dzień nikogo tu nie było!
-No bo ma boleć.-powiedział po czym uderzył mnie pięścią w brzuch. Nie myślałam, że to zrobi ale jednak. W tym momencie, z cichym warkotem podjechało sportowe BMW, którego widok w obecnym momencie ucieszył mnie jak głupią. Wyskoczył z niego mój kochany Jacob. Patrzyłam na niego zgięta w pół wzrokiem zwierzątka w pułapce, które zobaczyło swojego wybawcę. Szybko podszedł do Taylor'a. Nie zadając pytań, nie oglądając się na nikogo uderzył do najpierw łamiąc mu nos a potem z wykopu tak, że odleciał kilka metrów.
-Może zmierz się ze mną?!-krzyknął do niego rozwścieczony.-Nic ci nie jest?-Zapytał troskliwie, podbiegając do mnie szybko i obejmując w pasie.
-Nie, już lepiej.-Wydyszałam nie mogąc się na cieszyć jego widokiem.
-Zrób jej coś jeszcze raz a złamany nos będzie twoim najmniejszym problemem!-Krzyknął jeszcze Jake do Taylor'a, po czym pomógł mi złapać równowagę.
-Dziękuję, znowu.-Szepnęłam po czym nie zwracając uwagi na żadnego z tych chłopaków pocałowałam Jake'a na dzień dobry.-Tak się cieszę, że cię widzę.-Powiedziałam po czym powędrowaliśmy z Jake'em do samochodu.
Uwielbiałam być u niego w domu. Lubiłam ten nowoczesny a za razem przytulny wystrój, miękką kanapę, chociaż bardziej lubiłam jego kolana. Pati Getrick robiła najlepszą gorącą czekoladę na świecie. Było mi tu tak dobrze. Lepiej niż we własnym domu. Jake dbał o mnie, pytał czy czegoś mi nie potrzeba. I mimo, że byłam tu dopiero drugi raz to kochałam to miejsce.
Dochodziła czwarta. Nie robiliśmy nic. Ja siedziałam w moim ulubionym miejscu, na kolanach Jake'a z kubkiem gorącej czekolady. Jake bawił się moją dłonią. Lekko ją gładził, dotykał, muskał. Mimo że to była tylko dłoń to w tej pieszczocie dało się odczuć tyle emocji i czułości, co niemiara.
-Kończ już pić i będziemy się zbierać.-Powiedział uśmiechając się do mnie. Również się uśmiechnęłam i dałam mu całusa.
-Dokąd mnie zabierasz?-Zapytałam.
-Już jakiś czas temu dostałem zaproszenie na bal charytatywny. Czy zechciałabyś pójść tak ze mną jako osoba towarzysząca?-Zapytał.
-Czyś ty oszalał?!-krzyknęłam podrywając się z jego kolan, za którymi od razu zatęskniłam. Zrobił pytającą minę a ja nie zwlekałam z wyjaśnieniami.-Przecież taki bal na pewno będzie trwać do rana! Co ja powiem rodzicom?! Do tego muszę się zebrać! Gdybyś powiedział mi wcześniej kupiłabym sukienkę! No i jeszcze włosy! Nie byłam u fryzjera od dwóch miesięcy! Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej?!-wydarłam się na niego. Dlaczego większość facetów jest takich niedomyślnych.
-Możesz powiedzieć rodzicom, że idziesz do koleżanki nocować.-Powiedział wzruszając ramionami.
-Jutro jest szkoła! Muszę wstać wcześnie! A poza tym, tak, idę do koleżanki na noc ale i tak wracam o trzeciej nad ranem. Bardzo normalne! Nigdzie nie idę!-powiedziałam stanowczo po czym usiadłam z założonymi rękoma na fotelu.
-W takim razie ja też nie i zostanę z tobą.-powiedział.
-Nie, ty idź. To na pewno ważne.-powiedziałam czując na sercu to wspaniałe ciepło, którym oblewały mnie jego słowa.
-Nie tak ważne jak ty.-Stwierdził podlizując się trochę.-Przepraszam, faktycznie nie pomyślałem ale wtedy jeszcze nie byliśmy razem. W takim razem może kino i popcorn?-zaproponował.
-W takim razie bardzo chętnie.-powiedziałam uradowana. Zebraliśmy się szybko i wyszliśmy.
Wieczór w jego towarzystwie mijał mi bardzo szybko. Film był fajny, popcorn smaczny a teraz wracaliśmy przy świetle gwiazd. Oczywiście niestety zaraz będę musiała wracać do domu ale zamierzałam się najpierw nim nacieszyć. Stanęliśmy na moście i wpatrywaliśmy się w odbicie księżyca w wodzie. Wtedy do Jake'a zadzwonił telefon. Rozmowa trwała najwyżej minutę i Jacob odezwał się do mnie.
-Mam zaproszenie na kolejny bal charytatywny. W piątek. Zdążysz się zebrać do tego czasu?-przekomarzał się ze mną.
-Jake proszę.. Mam tylko 18 lat. Czy to nie będzie dziwnie wyglądać, jeśli przyjdziesz z taką małolatą jak ja? Do tego nie umiem tańczyć.-Co nie było prawdą bo od pięciu lat trenowałam taniec, z tym, że nowoczesny a nie towarzyski. Ale poczucie rytmu raczej miałam i podstawy też znałam w tańcu towarzyskim.-Nie wiem jak się zachować na takim balu. Nic nie wiem.-Powiedziałam lekko zażenowana.
-Nauczę cię jak się obchodzić w takich sytuacjach. Jakoś mi się nie wydaje, żebyś nie umiała tańczyć bo wtedy raczej nie wzięłyby się znikąd te pucharu i medale w twoim pokoju.-Powiedział przechytrzając mnie.
-Nooo... tak ale w tańcu towarzyskim.-Zaprotestowałam od razu ale oboje wiedzieliśmy, że to bez znaczenia.
-Proszę... To będzie dziwne, gdy moja firma uczestniczy w wielu akcjach charytatywnych a nie przychodzę na bale przez nie organizowane.-powiedział.
-Dobrze ale mam warunek.-powiedziałam.
-Zrobię co tylko zechcesz.-odpowiedział, kładąc rękę na sercu.
-Musisz iść ze mną jutro na zakupy i doradzić mi jaką sukienkę mam kupić.-powiedziałam konsekwentnie.
-Co więcej, ja ci kupię sukienkę.-Dodał.
-O nie, nie, nie. Powiedziałeś, że zrobisz, co zechcę, a ja chcę, żebyś jedynie mi doradził. Nie chcę, żebyś wydawał na mnie pieniądze, chociaż z tego co się domyślam to jesteś bogaty.-Powiedziałam.
-Ale może ja chcę.-zaprotestował. Zaczęliśmy iść dalej w drogę powrotną.
-A ja nie. Jak będziesz taki uparty to ja jeszcze bardziej i nigdzie z tobą nie pójdę.-Zagroziłam. Nie chciałam, żeby kupował mi ubrania bo czułabym się tak, jakbym poleciała tylko na jego kasę, a nie po prostu na niego. W ogóle dziwnie bym się czuła.-W ogóle nie chcę żebyś mi cokolwiek kupował. Kocham ciebie a nie twoje pieniądze.-Wytłumaczyłam.
-Nie wątpię w to.-Powiedział.-Dobrze, więc nie będę taki uparty i nic ci nie kupię, jutro.-Powiedział z błyskiem w oku.
-Nic nie kombinuj.-Dodałam mrużąc oczy.
-Spokojnie.-Odpowiedział.
Przez cały dzień nie mogłam usiedzieć na miejscu. Byłam tak podniecona, spędzeniem kolejnego dnia z Jake'em, że nie skupiłam się na ani jednej lekcji. Kolejne godziny dłużyły mi się w nieskończoność ale w końcu znalazłam się w wielkiej galerii u boku mojego kochanego mężczyzny. Szliśmy od sklepu do sklepu objęci razem, potem za ręce. Jak prawdziwa para. Mimo to, widziałam zazdrosne i tęskne spojrzenia kobiet starszych ode mnie w kierunku Jacob'a. Starałam się nie zwracać na nie uwagi ale to było trudne. Przymierzyłam tyle sukienek, że kręciło mi się już w głowie. W końcu znalazłam tą idealną. Była z odsłoniętymi plecami, na ramiączkach. Była z fiołkowego, powłóczystego, błyszczącego jedwabiu ze złotymi wstawkami. Powyżej linii bioder była dopasowana a niżej raczej ciągnąca się. Miała dość duży dekolt ale nie wyzywający. Była idealna i tyle. Wyglądałam w niej na trochę starszą ale to dobrze. Nie czekając podeszłam do kasy i zapłaciłam. Jeszcze tylko buty i miałam strój wspaniały. Zanim poszłam do obuwniczego coś pociągnęło mnie w stronę sklepu z biżuterią. Oglądałam różne kolczyki, bransoletki i pierścionki ale moją uwagę przykuł wspaniały, złoty naszyjnik z malutkim serduszkiem z małym brylantem. Był śliczny ale też i strasznie drogi.
-Na pewno nie chcesz żebym ci czegoś nie kupił?-zapytał prosząco Jake.
-Na pewno.-odparłam po czym wyszłam ze sklepu a Jake za mną.
-Potrzymaj chwilkę i idź może poszukać tych butów a ja muszę... emmm.. coś załatwić.-powiedział wręczając mi torbę z sukienką po czym wrócił do sklepu. Nie wiedziałam do końca co kombinuje no ale cóż. Obiecał mi, że nic mi nie kupi więc trzymałam go za słowo. Znalazłam pasujące buty i gdy je kupowałam doszedł do mnie Jake. Nie miał w rękach żadnej reklamówki czy pudełeczka więc kamień spadł mi z serca.

3 komentarze:

  1. Mmm… Cudny! Zakładam że Jake kupił jej ten naszyjnik. Czekam na nn i tak przy okazji - to ja "Jessie Black", ale z przyczyn takich a nie innych musiałam zmienić konto :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zero nudy !!
    czekam na nn
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog!!! Cudny rozdział!! Ty to masz wspaniałe blogi!!! Czekam z niecierpliwością na NN!!!! Dodaj szybko!!! Proszę!

    OdpowiedzUsuń