Heja, no i next, proszę bardzo. Osoby, które czytały również bloga o Ness niech przeczytają poprzednią notkę :D
Długo
leżałam z Jacob'em rozmyślając sobie o nas ale nie doczekałam
się jego pobudki. Chciałam mu jeszcze jakoś wynagrodzić czyn,
którego wczoraj dokonał więc wstałam aby zrobić mu śniadanie.
Jeszcze co nieco pamiętałam z ludzkiego życia więc zabrałam się
do roboty. Usmażyłam pyszną jajecznicę na boczku, do tego świeże
tosty z szynką i papryką, kawa i świeże, pokrojone owoce na
deser. Kiedy to wszystko przygotowywałam, aż ślinka mi leciała
ale jedynie na ludzkie wspomnienia o smaku tych wszystkich rzeczy.
Teraz nic z tego nie pachniało smakowicie.
Wszystko
było już na stole, parzyłam jeszcze tylko kawę ale nie usłyszałam
żeby Jake wstał. Stałam oparta rękoma o blat i czekałam aż
zaświeci się lampeczka w ekspresie do kawy, co będzie oznaczać,
że jest już gotowa, kiedy silne ręce złapały mnie w pasie a
czyjeś usta zaczęły całować mnie po karku. Objęłam go ręką
za szyję, i choć bardzo chciałam kontynuować to musiałam złapać
go za włosy i od siebie odciągnąć. Widziałam lekką urazę w
jego oczach więc szybko dałam mu całusa na przeprosiny i
powiedziałam.
-Też
bym chciała ale nie teraz Jake. Muszę... zrobić tyle rzeczy. Muszę
znaleźć sposób w jaki mam powstrzymać Jabariego... to jest takie
trudne.-Dotknął mojego policzka odgarniając mi włosy.
-Czy
ta jedna godzina...
-Nie
Jake.-Przerwałam mu zanim dokończył.-Zawsze kiedy jestem przy
tobie czuję się jak małe dziecko, tak jak kiedyś. Jednak nie
miałeś okazji poznać mojej drugiej strony. Ja już od dawna nie
jestem dzieckiem Jake. I kiedy chodzi o czyjeś życie, zachowanie
naszej tajemnicy i ochronę Ciebie to jestem naprawdę bardzo
poważna. Nie mam czasu teraz na takie zabawy, chociaż uwierz,
bardzo bym chciała.-Ostatnie słowa powiedziałam cicho, i w taki
sposób jakbym zawiodła samą siebie. Jake spuścił głowę i
westchnął.
-Nie
traktowałem Cię jak dziecko. Zawsze byłaś bardzo
dojrzała.-powiedział nie patrząc na mnie.
-Nie
o to mi chodzi Jacob. Kiedy chodzi o walkę w ważnej sprawie nie
jestem ani trochę podobna do siebie. Nie jestem ani delikatna, ani
ostrożna. Nie jestem sobą. Masz rację Jake, może i jestem nadal
tą samą Jessicą, tak gdzie było moje serce ale jestem też jednak
wampirem.-powiedziałam jeszcze zanim zaczęłam odchodzić. Musiałam
wrócić na chwilę do Waszyngtonu po moje rzeczy. Karty kredytowe,
ubrania i broń. Nie mogłam bez niej walczyć, bo kiedy mój dar
zawodził musiałam radzić sobie inaczej. Noże i sztylety zawsze
były przydatne.
-A
wiesz czego się najbardziej boję przy tobie?-zapytał wyrywając
mnie z rozmyślań. Myślałam, że już nic nie powie. Odwróciłam
się do niego stojąc przy drzwiach do łazienki. Nadal na mnie nie
patrzył. Stał oparty o blat tak samo jak ja wcześniej. Nie
widziałam sensu pytania się go o co mu chodzi więc czekałam tylko
aż kontynuuje.-Z resztą nie ważne.-zrezygnowany pokręcił głową.
Wzruszyłam do siebie ramionami i weszłam do łazienki. Stojąc pod
strumieniem ciepłych kropli wody zastanawiałam się, czego we mnie
boi się Jacob? Czy on w ogóle mógł się czegoś bać?
Przeszkadzało
mi to, że po wyjściu spod prysznica, musiałam założyć brudną
bieliznę ale na szczęście koszulę Jacob'a wzięłam świeżą.
Wyszłam z łazienki z obawą, że Jake jest obrażony o moje słowa
ale niestety nie mogłam nic na to poradzić.
-Dzięki
za koszulę.-próbowałam jakoś go udobruchać i zacząć rozmowę.
Pił kawę siedząc w salonie na kanapie i przeglądając jakieś
papiery.-A więc, jaki teraz prowadzisz biznes?-zapytałam. Nie
patrzył na mnie ale na szczęście odpowiedział. Kiedy ja byłam w
łazience on zdążył się ubrać w czarną koszulkę na grubych
ramiączkach i ciemne jeansy.
-Nadal
mam ten sam hotel ale wybudowałem też w kilku innych
państwach.-powiedział niby normalnie ale nadal na mnie nie patrzył.
-Dlaczego
na mnie nie patrzysz?-zapytałam nie zastanawiając się czy powinnam
pytać czy też nie.
-Bo
jesteś zbyt seksowna. Jeśli na ciebie spojrzę to już nie będę
mógł się skupić na pracy.-Miałam nadzieję, że odpowiada
szczerze ale chyba wolałabym aby na mnie patrzył.-I proszę nie
bądź złośliwa i rób nic głupiego.-Dodał mimowolnie się
uśmiechając kiedy zaczęłam do niego podchodzić z planem
pocałowania go a potem ucieczki. Chociaż wiedziałam, że nie mogę
tracić czasu to mnie strasznie korciło. Na szczęście mnie
powstrzymał.
-Jake,
muszę wrócić do Waszyngtonu.-powiedziałam. Nawet nie myślałam,
że takie słowa wywołają taką reakcję ale zerwał się do góry,
podbiegł do mnie łapiąc mnie za ramiona i powiedział.
-Nie
jedź, Nie odchodź ode mnie. Proszę, nie rób mi tego, będę na
ciebie patrzył tylko nie...
-Spokojnie.-Jejciu,
ten to miał.. normalnie...nie wiem co ale to było troszkę dziwne.
Jaaa cieee... ja się chyba przez niego też robię dziwna... moje
myśli mnie dobijają. Zastanowiłam się nad tym totalnie
bezsensownym czymś i mówiłam dalej.-Muszę jechać po swoje
rzeczy. -Jake wyraźnie odetchnął z ulgą. Rozluźnił swoje
mięśnie i patrzył teraz na mnie łagodnie. Jego niepewność i lęk
w tych cudownych oczach sprawiały, że sama też się bałam.
-Nie
jedź, to może być niebezpieczne. Zadzwoń do hotelu i powiedz, że
przyjedzie po nie Bartman Punkiel.-zarządził właściwie nie
czekając na moją decyzję czy zgodę.
-A
niby dlaczego mam wysyłać tam jakiegoś obcego faceta? Kim on w
ogóle jest?-zapytałam naburmuszona.
-To
mój zaufany asystent. Posłuchaj, przecież sama też wiesz, że tak
będzie lepiej. A co jeśli tylko tam na ciebie czeka
Jabari?-powiedział spokojnie.
-Wiem,
że masz rację, ale zapamiętaj, że nie lubię, gdy decyduje się
za mnie i nie rób tego więcej.-ostrzegłam surowo, chyba trochę za
bardzo.
-Dlaczego
musisz być taka podniecająca gdy się złościsz?-zapytał
lustrując mnie od stóp do głowy. Mimo że lubiłam gdy tak na mnie
patrzył, przyprawiało mnie to o przyjemne ciepło i lekki dreszczyk
to czułam się nieswojo. Pół naga, przed nim bez żadnej broni czy
osłony czułam się bezbronna. Szybko wyrzuciłam z głowy te myśli
i wędrując do jego gabinetu, który znajdował się zaraz na prawo
od drzwi wejściowych w przedpokoju powiedziałam.
-Więc,
jeśli możesz to poproś go o to a ja zadzwonię do hotelu.-wydałam
dyspozycję i zamknęłam się w gabinecie. Nigdy jeszcze w nim nie
byłam. Był raczej chłodno urządzony chociaż gustownie. Ściany
były niemalże granatowe, chociaż meble rozjaśniały ogólny
wizerunek pokoju. Nie wiem czy dobrze rozpoznałam ale chyba były z
jasnego dębu. Naprzeciwko wejścia, na środku stało duże biurko z
czarnym skórzanym krzesłem za którym z kolei było ogromne okno na
całą ścianę ale na szczęście z żaluzjami. Na prawo była
pasująca do mebli kanapa, zaś po drugiej stronie komoda, na której
leżała sterta dokumentów. Na tej samej wysokości co biurko, przy
ścianach stały biblioteczki. Ta po mojej prawej była z
dokumentami, teczkami i nowymi książkami. Przeleciałam wzrokiem po
ich tytułach i żadna mnie nie zainteresowała. Podeszłam do tej
drugiej i wiedziałam, że tu znajdę coś dla siebie. Nie miałam
czasu się teraz każdej przyglądać ale większość z nich była
stara i o tematyce, której mogłam się trochę domyślić.
Większość była o wampirach, magii, stworzeniach z siłami
nadprzyrodzonymi i innych takich. Najbardziej zainteresowała mnie
książka o tytule „Dzieci żywiołów”. Była gruba i
wiedziałam, że mogę w niej znaleźć odpowiedź na częściowe
swoje pochodzenie. Albo przynajmniej to, dlaczego umiem władać
ogniem. Chciałam się czegoś szybko dowiedzieć, więc czym prędzej
zadzwoniłam do hotelu i powiedziałam co i jak. Odłożyłam
telefon, który stał na biurku obok laptopa i podeszłam z powrotem
do biblioteczki. Powoli sięgnęłam ręką po książkę,
zdmuchnęłam z niej kurz i przetarłam ręką. Tytuł był złoty i
ręcznie grawerowany tak samo jak rogi książki. Okładka nie była
bardzo zniszczona ale strony były zżółknięte a litery trochę
rozmazane. Co mnie zdziwiło, książka była pisana ręcznie. Na
pierwszej stronie na środku było napisane.
„Księga
czterech żywiołów. Jeśli to czytasz, to jesteś jednym z nas.”
Pod spodem były cztery podpisy, których nie mogłam rozczytać.
Przewróciłam następną kartkę. Była biała, z jakiegoś dziwnego
tworzywa, jakby trochę przezroczystego. Wydawała się delikatna
wiotka ale nawet gdy próbowałam ją rozedrzeć to nie dałam rady.
Spojrzałam na nią pod światło ale nadal nie było na niej nic
widać. Zastanawiałam się, jak mogę odczytać co na niej jest
napisane. Przewertowałam szybko pozostałe kartki. Dokładnie jedna
czwarta z nich była taka sama, kolejna jedna czwarta była
niebieska, następna była zielona a ostatnia pomarańczowa.
Domyśliłam się, że każdy kolor oznacza oddzielny żywioł.
Przerzuciłam więc kartki na kolor pomarańczowy, na mój żywioł.
Ku mojemu zaskoczeniu, to co było tutaj napisane mogłam spokojnie
przeczytać. Nie wiem jak to ktoś zrobił ale pewnie można było
czytać strony dotyczące tylko swojego żywiołu. Siadłam na
krześle przy biurku i zaczęłam czytać. Na pierwszej stronie było
napisane „Ogień jest ostatni, bo to ogień wszystko kończy.”
Przerzuciłam następną kartkę i przeleciałam ją wzrokiem. Było
tu mniej więcej napisane, że jest to najniebezpieczniejszy z darów
i osoba go posiadająca ma wielką władzę dzięki temu. Na
kolejnych opisane było mniej więcej jak się nim posługiwać.
Zaciekawiła mnie możliwość tworzenia zimnego ognia. Przybierał
on kolor niebieski i był tak zimny, że w odczuciu jakiejś istoty
nim dotkniętej wydawał się gorący jak zwykły ogień. Jednak
ciało porażonego nie spalało się tylko zamarzało, co było
przydatne gdy chciało się zachować zwłoki ofiary lub po prostu
coś zamrozić. Zastanawiało mnie dlaczego jest to jednak nazywane
ogniem. Ale z drugiej strony, starając się dopasować coś
podobnego do innych żywiołów, coś co zarówno zabija jak i
pozostawia nienaruszone ciało, najbardziej pasowało do ognia.
Owszem, przy użyciu ognia z ciała ofiary nie zostawało nic ale
żaden inny żywioł, sam z siebie nie mógł zabić, nie tak jak
ogień. Bardzo zaciekawił mnie ten zimny ogień. Chciałam go sama
wypróbować. Sposób „użycia” był opisany na następnej
stronie, więc wstałam z krzesła, stanęłam na środku pokoju i
ćwiczyłam. Na początku w ogóle mi nie wychodziło. Minęły ze
dwie godziny zanim zdołałam wykrzesać choć troszkę niebieskiego
ognia. Ledwie go zauważałam. Po kolejnej godzinie w końcu udawało
mi się go utrzymać trochę dłużej i zdołałam mu się lepiej
przyjrzeć. Wyglądał fascynująco. Palił się tak jak ogień, miał
taką samą konsystencję, jednak nie czułam od niego bijącego
ciepła jak przy ogniu, tylko pustkę. No i miał przepiękny
niebieski kolor. Wskrzeszanie nowego rodzaju ognia tak bardzo zajęło
moje myśli, że zapomniałam, po co sięgnęłam po tę książkę.
Dopiero po czwartej godzinie sobie przypomniałam o moim celu.
Wróciłam z powrotem na krzesło i przerzuciłam następną kartkę.
Było na niej pytanie, na które chciałam znać odpowiedź.
„Pochodzenie.” Na następnej stronie z pewnością było
wyjaśnienie, i już chciałam je czytać. Już miałam się
dowiedzieć, skąd mam taką zdolność kiedy do pokoju wszedł
Jacob.
-Jessica,
wrócił Bartman z twoimi rzeczami.-powiedział. Zamknęłam więc
księgę i czym prędzej poszłam do sypialni .
Oh, bosko! Czekam na next, bo brak mi słow!
OdpowiedzUsuń