sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 14: Dla miłości się żyje, dla miłości chce sie żyć, jednak moim zadaniem jest chronić ciebie i naszą miłość.

 Heja, no i next, proszę bardzo. Osoby, które czytały również bloga o Ness niech przeczytają poprzednią notkę :D


Długo leżałam z Jacob'em rozmyślając sobie o nas ale nie doczekałam się jego pobudki. Chciałam mu jeszcze jakoś wynagrodzić czyn, którego wczoraj dokonał więc wstałam aby zrobić mu śniadanie. Jeszcze co nieco pamiętałam z ludzkiego życia więc zabrałam się do roboty. Usmażyłam pyszną jajecznicę na boczku, do tego świeże tosty z szynką i papryką, kawa i świeże, pokrojone owoce na deser. Kiedy to wszystko przygotowywałam, aż ślinka mi leciała ale jedynie na ludzkie wspomnienia o smaku tych wszystkich rzeczy. Teraz nic z tego nie pachniało smakowicie.
Wszystko było już na stole, parzyłam jeszcze tylko kawę ale nie usłyszałam żeby Jake wstał. Stałam oparta rękoma o blat i czekałam aż zaświeci się lampeczka w ekspresie do kawy, co będzie oznaczać, że jest już gotowa, kiedy silne ręce złapały mnie w pasie a czyjeś usta zaczęły całować mnie po karku. Objęłam go ręką za szyję, i choć bardzo chciałam kontynuować to musiałam złapać go za włosy i od siebie odciągnąć. Widziałam lekką urazę w jego oczach więc szybko dałam mu całusa na przeprosiny i powiedziałam.
-Też bym chciała ale nie teraz Jake. Muszę... zrobić tyle rzeczy. Muszę znaleźć sposób w jaki mam powstrzymać Jabariego... to jest takie trudne.-Dotknął mojego policzka odgarniając mi włosy.
-Czy ta jedna godzina...
-Nie Jake.-Przerwałam mu zanim dokończył.-Zawsze kiedy jestem przy tobie czuję się jak małe dziecko, tak jak kiedyś. Jednak nie miałeś okazji poznać mojej drugiej strony. Ja już od dawna nie jestem dzieckiem Jake. I kiedy chodzi o czyjeś życie, zachowanie naszej tajemnicy i ochronę Ciebie to jestem naprawdę bardzo poważna. Nie mam czasu teraz na takie zabawy, chociaż uwierz, bardzo bym chciała.-Ostatnie słowa powiedziałam cicho, i w taki sposób jakbym zawiodła samą siebie. Jake spuścił głowę i westchnął.
-Nie traktowałem Cię jak dziecko. Zawsze byłaś bardzo dojrzała.-powiedział nie patrząc na mnie.
-Nie o to mi chodzi Jacob. Kiedy chodzi o walkę w ważnej sprawie nie jestem ani trochę podobna do siebie. Nie jestem ani delikatna, ani ostrożna. Nie jestem sobą. Masz rację Jake, może i jestem nadal tą samą Jessicą, tak gdzie było moje serce ale jestem też jednak wampirem.-powiedziałam jeszcze zanim zaczęłam odchodzić. Musiałam wrócić na chwilę do Waszyngtonu po moje rzeczy. Karty kredytowe, ubrania i broń. Nie mogłam bez niej walczyć, bo kiedy mój dar zawodził musiałam radzić sobie inaczej. Noże i sztylety zawsze były przydatne.
-A wiesz czego się najbardziej boję przy tobie?-zapytał wyrywając mnie z rozmyślań. Myślałam, że już nic nie powie. Odwróciłam się do niego stojąc przy drzwiach do łazienki. Nadal na mnie nie patrzył. Stał oparty o blat tak samo jak ja wcześniej. Nie widziałam sensu pytania się go o co mu chodzi więc czekałam tylko aż kontynuuje.-Z resztą nie ważne.-zrezygnowany pokręcił głową. Wzruszyłam do siebie ramionami i weszłam do łazienki. Stojąc pod strumieniem ciepłych kropli wody zastanawiałam się, czego we mnie boi się Jacob? Czy on w ogóle mógł się czegoś bać?
Przeszkadzało mi to, że po wyjściu spod prysznica, musiałam założyć brudną bieliznę ale na szczęście koszulę Jacob'a wzięłam świeżą. Wyszłam z łazienki z obawą, że Jake jest obrażony o moje słowa ale niestety nie mogłam nic na to poradzić.
-Dzięki za koszulę.-próbowałam jakoś go udobruchać i zacząć rozmowę. Pił kawę siedząc w salonie na kanapie i przeglądając jakieś papiery.-A więc, jaki teraz prowadzisz biznes?-zapytałam. Nie patrzył na mnie ale na szczęście odpowiedział. Kiedy ja byłam w łazience on zdążył się ubrać w czarną koszulkę na grubych ramiączkach i ciemne jeansy.
-Nadal mam ten sam hotel ale wybudowałem też w kilku innych państwach.-powiedział niby normalnie ale nadal na mnie nie patrzył.
-Dlaczego na mnie nie patrzysz?-zapytałam nie zastanawiając się czy powinnam pytać czy też nie.
-Bo jesteś zbyt seksowna. Jeśli na ciebie spojrzę to już nie będę mógł się skupić na pracy.-Miałam nadzieję, że odpowiada szczerze ale chyba wolałabym aby na mnie patrzył.-I proszę nie bądź złośliwa i rób nic głupiego.-Dodał mimowolnie się uśmiechając kiedy zaczęłam do niego podchodzić z planem pocałowania go a potem ucieczki. Chociaż wiedziałam, że nie mogę tracić czasu to mnie strasznie korciło. Na szczęście mnie powstrzymał.
-Jake, muszę wrócić do Waszyngtonu.-powiedziałam. Nawet nie myślałam, że takie słowa wywołają taką reakcję ale zerwał się do góry, podbiegł do mnie łapiąc mnie za ramiona i powiedział.
-Nie jedź, Nie odchodź ode mnie. Proszę, nie rób mi tego, będę na ciebie patrzył tylko nie...
-Spokojnie.-Jejciu, ten to miał.. normalnie...nie wiem co ale to było troszkę dziwne. Jaaa cieee... ja się chyba przez niego też robię dziwna... moje myśli mnie dobijają. Zastanowiłam się nad tym totalnie bezsensownym czymś i mówiłam dalej.-Muszę jechać po swoje rzeczy. -Jake wyraźnie odetchnął z ulgą. Rozluźnił swoje mięśnie i patrzył teraz na mnie łagodnie. Jego niepewność i lęk w tych cudownych oczach sprawiały, że sama też się bałam.
-Nie jedź, to może być niebezpieczne. Zadzwoń do hotelu i powiedz, że przyjedzie po nie Bartman Punkiel.-zarządził właściwie nie czekając na moją decyzję czy zgodę.
-A niby dlaczego mam wysyłać tam jakiegoś obcego faceta? Kim on w ogóle jest?-zapytałam naburmuszona.
-To mój zaufany asystent. Posłuchaj, przecież sama też wiesz, że tak będzie lepiej. A co jeśli tylko tam na ciebie czeka Jabari?-powiedział spokojnie.
-Wiem, że masz rację, ale zapamiętaj, że nie lubię, gdy decyduje się za mnie i nie rób tego więcej.-ostrzegłam surowo, chyba trochę za bardzo.
-Dlaczego musisz być taka podniecająca gdy się złościsz?-zapytał lustrując mnie od stóp do głowy. Mimo że lubiłam gdy tak na mnie patrzył, przyprawiało mnie to o przyjemne ciepło i lekki dreszczyk to czułam się nieswojo. Pół naga, przed nim bez żadnej broni czy osłony czułam się bezbronna. Szybko wyrzuciłam z głowy te myśli i wędrując do jego gabinetu, który znajdował się zaraz na prawo od drzwi wejściowych w przedpokoju powiedziałam.
-Więc, jeśli możesz to poproś go o to a ja zadzwonię do hotelu.-wydałam dyspozycję i zamknęłam się w gabinecie. Nigdy jeszcze w nim nie byłam. Był raczej chłodno urządzony chociaż gustownie. Ściany były niemalże granatowe, chociaż meble rozjaśniały ogólny wizerunek pokoju. Nie wiem czy dobrze rozpoznałam ale chyba były z jasnego dębu. Naprzeciwko wejścia, na środku stało duże biurko z czarnym skórzanym krzesłem za którym z kolei było ogromne okno na całą ścianę ale na szczęście z żaluzjami. Na prawo była pasująca do mebli kanapa, zaś po drugiej stronie komoda, na której leżała sterta dokumentów. Na tej samej wysokości co biurko, przy ścianach stały biblioteczki. Ta po mojej prawej była z dokumentami, teczkami i nowymi książkami. Przeleciałam wzrokiem po ich tytułach i żadna mnie nie zainteresowała. Podeszłam do tej drugiej i wiedziałam, że tu znajdę coś dla siebie. Nie miałam czasu się teraz każdej przyglądać ale większość z nich była stara i o tematyce, której mogłam się trochę domyślić. Większość była o wampirach, magii, stworzeniach z siłami nadprzyrodzonymi i innych takich. Najbardziej zainteresowała mnie książka o tytule „Dzieci żywiołów”. Była gruba i wiedziałam, że mogę w niej znaleźć odpowiedź na częściowe swoje pochodzenie. Albo przynajmniej to, dlaczego umiem władać ogniem. Chciałam się czegoś szybko dowiedzieć, więc czym prędzej zadzwoniłam do hotelu i powiedziałam co i jak. Odłożyłam telefon, który stał na biurku obok laptopa i podeszłam z powrotem do biblioteczki. Powoli sięgnęłam ręką po książkę, zdmuchnęłam z niej kurz i przetarłam ręką. Tytuł był złoty i ręcznie grawerowany tak samo jak rogi książki. Okładka nie była bardzo zniszczona ale strony były zżółknięte a litery trochę rozmazane. Co mnie zdziwiło, książka była pisana ręcznie. Na pierwszej stronie na środku było napisane.
Księga czterech żywiołów. Jeśli to czytasz, to jesteś jednym z nas.” Pod spodem były cztery podpisy, których nie mogłam rozczytać. Przewróciłam następną kartkę. Była biała, z jakiegoś dziwnego tworzywa, jakby trochę przezroczystego. Wydawała się delikatna wiotka ale nawet gdy próbowałam ją rozedrzeć to nie dałam rady. Spojrzałam na nią pod światło ale nadal nie było na niej nic widać. Zastanawiałam się, jak mogę odczytać co na niej jest napisane. Przewertowałam szybko pozostałe kartki. Dokładnie jedna czwarta z nich była taka sama, kolejna jedna czwarta była niebieska, następna była zielona a ostatnia pomarańczowa. Domyśliłam się, że każdy kolor oznacza oddzielny żywioł. Przerzuciłam więc kartki na kolor pomarańczowy, na mój żywioł. Ku mojemu zaskoczeniu, to co było tutaj napisane mogłam spokojnie przeczytać. Nie wiem jak to ktoś zrobił ale pewnie można było czytać strony dotyczące tylko swojego żywiołu. Siadłam na krześle przy biurku i zaczęłam czytać. Na pierwszej stronie było napisane „Ogień jest ostatni, bo to ogień wszystko kończy.” Przerzuciłam następną kartkę i przeleciałam ją wzrokiem. Było tu mniej więcej napisane, że jest to najniebezpieczniejszy z darów i osoba go posiadająca ma wielką władzę dzięki temu. Na kolejnych opisane było mniej więcej jak się nim posługiwać. Zaciekawiła mnie możliwość tworzenia zimnego ognia. Przybierał on kolor niebieski i był tak zimny, że w odczuciu jakiejś istoty nim dotkniętej wydawał się gorący jak zwykły ogień. Jednak ciało porażonego nie spalało się tylko zamarzało, co było przydatne gdy chciało się zachować zwłoki ofiary lub po prostu coś zamrozić. Zastanawiało mnie dlaczego jest to jednak nazywane ogniem. Ale z drugiej strony, starając się dopasować coś podobnego do innych żywiołów, coś co zarówno zabija jak i pozostawia nienaruszone ciało, najbardziej pasowało do ognia. Owszem, przy użyciu ognia z ciała ofiary nie zostawało nic ale żaden inny żywioł, sam z siebie nie mógł zabić, nie tak jak ogień. Bardzo zaciekawił mnie ten zimny ogień. Chciałam go sama wypróbować. Sposób „użycia” był opisany na następnej stronie, więc wstałam z krzesła, stanęłam na środku pokoju i ćwiczyłam. Na początku w ogóle mi nie wychodziło. Minęły ze dwie godziny zanim zdołałam wykrzesać choć troszkę niebieskiego ognia. Ledwie go zauważałam. Po kolejnej godzinie w końcu udawało mi się go utrzymać trochę dłużej i zdołałam mu się lepiej przyjrzeć. Wyglądał fascynująco. Palił się tak jak ogień, miał taką samą konsystencję, jednak nie czułam od niego bijącego ciepła jak przy ogniu, tylko pustkę. No i miał przepiękny niebieski kolor. Wskrzeszanie nowego rodzaju ognia tak bardzo zajęło moje myśli, że zapomniałam, po co sięgnęłam po tę książkę. Dopiero po czwartej godzinie sobie przypomniałam o moim celu. Wróciłam z powrotem na krzesło i przerzuciłam następną kartkę. Było na niej pytanie, na które chciałam znać odpowiedź. „Pochodzenie.” Na następnej stronie z pewnością było wyjaśnienie, i już chciałam je czytać. Już miałam się dowiedzieć, skąd mam taką zdolność kiedy do pokoju wszedł Jacob.
-Jessica, wrócił Bartman z twoimi rzeczami.-powiedział. Zamknęłam więc księgę i czym prędzej poszłam do sypialni .

1 komentarz: