wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 11

No to jak dodałam rozdział o Renesmee to i od razu o Jessice :D

Przez całą resztę nocy miałam okropne sny, koszmary. Ale budząc się w ramionach wspaniałego mężczyzny, z którym spędziłam fantastyczną noc od razu się uspokajałam. Rankiem, spod lekko przymrużonych powiek widziałam jak oparty na łokciu Jake wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Delikatnie gładził to mój policzek, to mój nosek. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego i położyłam mu rękę na nagim torsie. Popchnęłam go tak, żeby nie leżał już na boku i położyłam na nim swoją głowę. Objął mnie pode mną jedną ręką i teraz gładził mnie po ramieniu i plecach. W tym momencie uświadomiłam sobie, że jestem naga. Poczułam jak moje policzki oblały się czerwonym policzkiem ale co miałam teraz zrobić nie chciałam od niego uciekać do... domu... Wtedy właśnie moich myślach zaistniało jedynie przekleństwo i wielki chaos. Dzisiaj właśnie wyjeżdżam do Hiszpanii! Moje serce niemal stanęło na tą myśl ale musiałam jakoś funkcjonować. Zerwałam się szybko z łóżka zrywając z Jacob'a kołdrę i owijając się nią, po czym pobiegłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam torbę.
-Jessica!-usłyszałam za sobą wołanie Jacob'a.
-Nic się nie stało, już idę.-powiedziałam po czym zaczęłam grzebać w torbie. W końcu odszukałam swój telefon, którego właśnie szukałam. Na całe szczęście nie było bardzo późno ale i tak musiałam się streszczać. Było przed dziesiątą a na lotnisku podobno mieliśmy być około trzeciej. Ale nie to mnie martwiło. Wystraszyłam się trzydziestu nieodebranych połączeń i SMS-ów od rodziców. Pisali coś, że się martwią, żebym zadzwoniła, że jutro będą dzwonić an policję jak nie oddzwonię... nie czytał więcej SMS-ów tylko w drodze powrotnej do sypialni wybrałam numer mamy. Odebrała właściwie od razu.
-Dzięki bogu. Jessica, kochanie! Gdzie ty jesteś?! Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy! Wiemy oboje, że cie skrzywdziliśmy, ale i tak cię kochamy. Nie uciekaj od nas, proszę!! Jakoś Ci to wynagrodzimy. Wiemy, to był nasz błąd.-nawijała jak najęta, cała mama.
-Dasz mi coś powiedzieć?-spytałam przez telefon, kładąc się w tym samym czasie koło Jacob'a.
-Przepraszam, po prostu zrozum mnie.-powiedziała po czym zamilkła.
-Jestem u... Nathalie.-Jake uśmiechnął się do mnie znacząco.-Zostałam u niej na noc. Wiem, że powinnam była dać wam znać ale zapomniałam.-mówiłam beznamiętnie.
-Kamień spadł mi z serca.-powiedziała.
-O której mam być w domu?-zapytałam.
-Dobrze by było, jakbyś za dwie godziny najpóźniej tu była.-powiedziała powoli.-Tato po ciebie pojedzie, spokojnie.-Jake pokiwał przecząco głową.
-Nie trzeba, mam transport.-powiedziałam.
-Tato Nathalie? Nie trzeba, Tato może po ciebie pojechać. Naprawdę, on też bardzo się o ciebie martwił.-mówiła.
-Nie tato Nathalie. Mam transport i tyle. Przyjadę za dwie godziny. Pa.-powiedziałam i nie czekając aż coś powie rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Cieszyłam się, że nie dostałam ochrzanu.
-Zawiozę Cię.-powiedział Jake.
-Zostały nam już tylko dwie godziny.-powiedziałam smutno.
-Powiedz mi... Nie zraniłem cię tej nocy?-zapytał niepewnie Jake.
-Jake, kochanie. Dałeś mi najwspanialszą noc w moim życiu. Jak mógłbyś mnie zranić? Kocham cię.-powiedziałam zaskoczona jego pytaniem ale odpowiedź na nie była prosta.
-Nie wiem. Jesteś taka mała i bezbronna. Delikatna jak mały kwiatuszek. Chociaż momentami pokazywałaś pazurki.-przyznał Jake.-Po prostu się boję, że cię jakoś skrzywdzę.
-Nie martw się, jakoś bym sobie poradziła.-powiedziałam obejmując mojego wielkoluda.
-Co zjesz na śniadanie?-zapytał po chwili milczenia. W końcu podnieśliśmy się z raju i zaczęliśmy się zbierać.
Nawet nie wiem kiedy zleciał ten czas ale było już za dwadzieścia dwunasta więc musieliśmy wyjeżdżać. Tak bardzo nie chciałam, żeby ten moment nadszedł. Starałam się więc wykorzystać każdy moment aby zapamiętać zapach, dotyk, wygląd i samego Jacob'a. Cieszyłam się bardzo, że mieszkał na ostatnim piętrze, więc mieliśmy sporo czasu na wspaniałe pocałunki w windzie. Doszliśmy w końcu do czarnego BMW i odjechaliśmy. Dokładnie za pięć dwunasta byliśmy pod moim domem. Jake odprowadzał mnie pod same drzwi. Tak samo jak za pierwszym razem wspięłam się na pierwsze schodki i odwróciłam do niego, tyle, że tym razem go pocałowałam. Tak namiętnie jak nigdy. Starałam się zapamiętać każdy, najmniejszy szczegół, aby nigdy go nie zapomnieć. Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy Jake rozpiął swój płaszcz i wyjął z zewnętrznej kieszonki małe pudełeczko.
-To dla Ciebie, chciałem Ci dać to wczoraj po balu ale teraz jest lepszy moment.-powiedział po czym wręczył mi małe, czerwone pudełeczko. Spojrzałam na niego niepewnie i powoli je otworzyłam. Nie wierzyłam własnym oczom. Ukazało mi się to małe serduszko, które tak bardzo podobało mi się w sklepie.
-Jake, naprawdę nie trzeba było.-Powiedziałam zaskoczona.-Jest naprawdę piękny. Ja nic dla Ciebie nie mam na pożegnanie, a chciałabym..-na chwilę się zacięłam ale obiecałam sobie, że nie będę płakać.-Chciałabym abyś mnie zapamiętał.-Wzięłam głęboki wdech, a potem spokojnie wypuściłam powietrze.
-Zapamiętam Cię na zawsze, obiecuję.-Przyrzekł po czym objął mnie mocno przytulając do siebie.
-Będę je zawsze nosić. Zawsze.-szepnęłam.-Chcę, żebyś to ty mi je założył.-poprosiłam, odwróciłam się tyłem podając mu pudełeczko i rozpinając kurtkę. Jake delikatnie muskając moją szyję odgarnął moje włosy na przód, ale ja podniosłam je rękami do góry. Już po chwili na mojej szyi wisiało to śliczne serduszko.
-Do zobaczenia kiedyś Jake.-powiedziałam smutno, pocałowałam delikatnie i weszłam do domu.

Kilka godzin później..
 
Smutek, jedynie on istniał w moim sercu. Tęsknota-ona była w moich oczach. Tęsknota za tym co kocham najbardziej. Ten cały pośpiech, pakowanie się i to wszystko wykańczało mnie. Ale najbardziej przytłaczał mnie brak Jacob'a i brak wizji zobaczenia go w najbliższym czasie. Będąc już na lotnisku i czekając na samolot z rodzicami myślałam, że mam zwidy kiedy metr ode mnie stanął właśnie on.
-Przepraszam, ma pan jakiś problem?-zapytała moja mama, kiedy ja stałam wpatrując się w ziemię. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że mężczyzna stojący przede mną jest prawdziwy. Podniosłam powoli głowę chcąc mu się przyjrzeć ale znowu myślałam, że mam zwidy. Dopiero kiedy się do mnie odezwał wiedziałam na pewno, że to on.
-Jessica?-zapytał niepewnie.
-Jacob!-rzuciłam się na niego po kilku sekundach analizowania. Objął mnie tymi swoimi wielkimi ramionami.-Jak dobrze, że jeszcze przyjechałeś.-powiedziałam. Nie zwracałam uwagi na to, że rodzice stoją zaraz koło mnie, oczywiście liczył się Jake.
-Musiałem zobaczyć cię ten ostatni raz.-szepnął w moje włosy.
-Pasażerowie lotu z New Jersey do Madrytu proszeni są do odprawy.-powiedziała przez głośnik jakaś kobieta. To był właśnie nasz lot. Jeszcze ostatni raz chciałam posmakować jego ust, by móc zapamiętać go na zawsze.
-Jessica, musimy iść.-spojrzałam przelotnie na mamę ale znów wróciłam wzrokiem na Jacob'a. Wspięłam się trzymając jego ramion i przymykając oczy, pocałowałam delikatnie i ze łzami w oczach chwyciłam bagaż podręczny.
-Dziękuję za wszystko Jake.-powiedziałam jeszcze i poszłam za rodzicami.
Rozpacz. Już nie tylko smutek, tęsknota. Czysta rozpacz i przygnębienie były w moim sercu spoglądając z lotu ptaka na ukochane miasto, wspomnienia, które w nim pozostawiam i Jacoba. Całe życie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie dość, że krótki to i jeszcze smutny... No ale co zrobić? Tak musiało być :D
KOmentujcie D: 

3 komentarze:

  1. O !!
    Łzy w oczach szybko potrzebuje chusteczki ale może być też kolejny rozdiał :)

    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohh!!!
    Aż płakać się chce!!! Ale rozdział fajny, tylko smutny, ale taki musiał być. Czekam na NN. Dodaj szybko!!!

    OdpowiedzUsuń