sobota, 16 marca 2013

Rozdział siódmy

 Sun&Moon-Muzyka
Polecam muzykę do słuchania podczas czytania :)

Ze spuszczoną z przygnębienia głową, wchodziłam między ludźmi po schodach do budynku zwanego szkołą. Nogi miałam jak z waty, cała się telepałam. Nie dlatego, że nie byłam dobrze przygotowana na chemię, ani dlatego, że bałam się nauczycielki od francuskiego, który dzisiaj mieliśmy. Bałam się spotkania z Taylor'em. Tak bardzo nie chciałam łamać mu serca, już zaledwie po czterech dniach. Ale tak jak powiedział Jake, nie mogłam dłużej trzymać go w kłamstwie, zasługiwał naprawdę. Miałam jedynie nadzieję, że mnie zrozumie, i że nadal będziemy chociaż kumplami. Dochodziłam już do sali od matmy, którą miałam pierwszą, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i obrócił do siebie. Bojąc się spojrzeć mu w oczy nie podnosiłam głowy.

-Jess co z tobą? Wołam cię prawie od wejścia a ty nic!-usłyszałam delikatny dziewczęcy głosik. To była Nathalie. Całe szczęście. Chociaż może i nie bo w sumie wolałabym mieć to już za sobą.

-Przepraszam Cię, nie mam humoru dzisiaj.-Powiedziałam wymijająco i chciałam wejść do sali ale nie puściła mnie.

-Dlaczego nic nie mówiłaś?-zapytała nie dając mi się wyrwać.

-O czym?-Nie miałam teraz sił na jakiekolwiek zgadywanki, babskie gadki i tego typu rzeczy.

-Głuptasie, o tobie i Taylorze. Nie martw się, nie powiem nikomu ale musicie się bardziej z tym kryć jeśli nie chcecie aby cała szkoła o was trąbiła.-Zrobiłam pytającą minę i przeklinałam swoją głupotę. Chodziliśmy po osiedlu jak dwa gołąbeczki więc z pewnością łatwo było nas zauważyć. Miałam jeszcze tylko nadzieję, że nikt więcej nas nie zauważył.

-Nie zobaczy nas razem już nikt więcej bo dzisiaj z nim zerwę.-Powiedziałam beznamiętnie. Nie czułam wyrzutów sumienia z tego powodu ale wiedziałam, że będzie mi ciężko.

-Coo?! Ale jak to? Przecież jesteście dla siebie stworzeni?!-Krzyknęła Nathalie ale szybko zamknęłam jej usta dłonią.

-Pomyliłam się. Nie kocham go, nie czuję, żeby było między nami coś wyjątkowego. Nic nie czuję. To była tylko chwilowa słabość.-Chciała coś jeszcze wtrącać jak zwykle od siebie ale nawet nie chciało mi się słuchać.-Nathalie, proszę, ja wiem po prostu, że to nie ma sensu. Po co mam to ciągnąć dłużej, skoro to jedno wielkie kłamstwo? Tay zasługuje naprawdę więc mu ją dam. Mam jedynie nadzieję, że mnie nie znienawidzi. Błagam Cię, nie rób takiej miny bo i tak nie zmienię zdania. Po co?-Dokładnie o to chodziło. Musiałam powiedzieć mu prawdę i koniec.

-Spróbuj, może coś jeszcze z tego wyjdzie, tak bardzo do siebie pasujecie, Jessica.-Takie namowy nic nie pomogą. Po prostu, ale nie chciało mi się jej już tego tłumaczyć. Puściła mnie w końcu i weszłam na matmę. Stres przez cały czas zżerał mnie od środka a co gorsza nie spotkałam go ani na następnej przerwie ani na jeszcze następnej. Bałam się, że w ogóle nie ma go dzisiaj w szkole. Wychodząc już z płaszczykiem w ręku ze szkoły zobaczyłam go na parkingu z grupką innych chłopaków. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego. Uśmiechnął się do mnie nieziemsko ale szybko spuściłam głowę, żeby przypadkiem nie ulec jego urokowi.

-Taylor, musimy pogadać.-Powiedziałam szybko, odciągając go kawałek na bok.

-O co chodzi słońce?-Zapytał, a mi serce się krajało.

-Musimy zerwać.-Rzuciłam prosto z mostu.

-He he he... Mało śmieszny kawał.-Powiedział zirytowany.

-Nie Tay, ja mówię serio, posłuchaj, wiem, że uznasz mnie za kretynkę ale nic do ciebie nie czuję, nie wiem dlaczego cię całowałam tam u ciebie w domu ale to był tylko impuls i stało się. Nie chciałam cię okłamywać więc ci mówię, bo uważam, że zasługujesz naprawdę ale moim zdaniem nie iskrzy między nami.-Powiedziałam. Patrzył na mnie z zaciśniętymi pięściami.

-Zrobiłaś to specjalnie! Specjalnie wtedy pozwoliłaś się całować, żeby się trochę zabawić a jak już pewnie znalazłaś następnego to ze mną zrywasz! Wszystkie takie jesteście! Wszystkie kobiety to wredne suki! Ty też! Ile mi dałaś czasu? Trzy dni?! Cztery!?-Nie wierzyłam własnym uszom. Jak on mógł mówić mi takie rzeczy? Przecież nie zrobiłam nic złego.

-Nie mów tak.-Powiedziałam cicho.

-Będę tak mówił bo taka jest prawda!-Wiedziałam, że nie przyjmie moich słów ciepło ale nie myślałam, że aż tak mnie znienawidzi. Najwyraźniej musiał już kiedyś mieć przykre doświadczenia z kobietami.

-Wcale, że nie! Powiedziałam ci jaka jest prawda ale ty nie umiesz słuchać! Bardzo dobrze, że z tobą zerwałam bo jak widać jesteś skończonym idiotą!-Uderzyłam go jeszcze z liścia i odbiegłam. Ze łzami w oczach biegłam między kałużami. Nienawidziłam jego, siebie, całego świata. Jak mógł mnie tak potraktować? Przecież chyba nie zrobiłam nic złego. Zaczęłam przebiegać przez ulicę gdy usłyszałam pisk opon i klakson samochodu. Zatrzymałam się, podniosłam wzrok i zobaczyłam pół metra od siebie, czarne BMW. Serce prawie mi stanęło na myśl, że zetknęłam się ze śmiercią. Zawirowało mi w głowie bo koleś z BMW właśnie zaczął wysiadać. Pewnie nieźle mi się zaraz oberwie. W głowie wirowało mi jeszcze bardziej, rozejrzałam się jeszcze tylko dookoła gdzie jak zwykle wokół mnie zebrał się spory tłum ludzi i uczniów bo i tak nie zdążyłam odobiec jakoś daleko od szkoły. Potem widziałam już tylko białą mgłę i ciemność. Czułam jeszcze tylko, mokrą i zimną podłogę pode mną. To by było na tyle, film się urwał.

Byłam na plaży. Z dala od wiecznie mokrego i zimnego New Jersey. Mimo, że lubiłam to miasto to zawsze najbardziej kochałam ciepły piasek i morze. Leżałam sama na miękkim piasku wpatrując się w zachodzące słońce. Nagle przyszła wielka fala a razem z nią rzeczywistość. Na razie była ciemność, miałam zamknięte oczy, ale za to słyszałam głosy i czułam czyjś dotyk. Słyszałam jedynie czyjś oddech, równy i spokojny. Na głowie czułam czyjąś dużą, ciepłą i gładką rękę. Obróciłam się na bok i mimo że nie chciałam otwierać oczu to zrobiłam to. Pierwszy raz rzeczywistość była lepsza niż sen. Zobaczyłam twarz Jacob'a. Patrzył na mnie zatroskany ale uśmiechnął się gdy zobaczył, że się obudziłam. Przypomniałam sobie, co się stało jakiś....czas temu ale w ogóle nie kojarzyłam skąd on się wziął. Zmarszczyłam czoło.

-Masz bardzo dużą tendencję do wpadania na mnie.-Powiedział cicho. No to się mogłam już łatwo domyślić, że to był jego samochód.

-Jak widać.-Rozejrzałam się trochę dookoła ale nie poznawałam tego miejsca. Szpital to też raczej nie był.-Chwila, gdzie ja jestem?!-Krzyknęłam szybko się podnosząc i zrzucając z siebie koc. Od razu tego pożałowałam. Fala bólu uderzyła mi do głowy. Złapałam się za skronie i osunęłam z powrotem na poduszki. Z tego co zauważyłam to łóżko było spore i bardzo wygodne ale Jake klęczał przy nim jak piesek.

-Powoli i spokojnie.-Odgarnął mi włosy z twarzy.-Jesteśmy u mnie w mieszkaniu. Wiem, że chyba nie powinienem był cie tu przywozić ale nie wiedziałem gdzie indziej. Do szpitala nie trzeba było, a istniało ryzyko, że twoi rodzice nie wrócili jeszcze z pracy. Nie chciałem, żebyś leżała w samochodzie nie wiadomo ile. Przywiozłem cię tu, żebyś mogła spokojnie odpocząć.-Wytłumaczył. No okej, nie miałam mu tego za złe. Chyba mu ufałam. Wtedy poczułam, że mam gołe nogi, a gdy popatrzyłam po sobie to na górze miałam męską, dużą, koszulę sportową.

-Tylko mi nie mów, że to ty mnie przebrałeś.-Wystraszyłam się bo jeśli tak, to kto wie co on jeszcze ze mną robił gdy spałam?

-Spokojnie, już mówiłem. Nie, chociaż bym chciał.-Uśmiechnął się znacząco.

-Głupek.-Zirytowałam się

-Zrobiła to pani Getrick, moja gosposia.-Ehhh... no niech będzie.

-Masz ładny dom.-Powiedziałam rozglądają się tym razem dokładniej dookoła.

-Dziękuję. Chcesz coś do picia? Może kakao?-Zaproponował. Tak, chciało mi się pić i z chęcią napiłabym się kakaa.

-Poproszę, jeśli można.-Podniósł się na nogi i zaczął iść w stronę drzwi. Nie chcąc zostać samej wyskoczyłam z łóżka i powędrowałam za nim. Kakao, które zrobił mi Jake, bo pani Getrick już nie było, było pyszne. Wypiłam szybko ze smakiem, i odstawiłam na stoliczek do kawy. Jake przez cały ten czas wpatrywał się we mnie Siedziałam tak, czując się trochę nieswojo. Zmieniał pozycję ale cały czas nie przestawał na mnie patrzeć. Czułam się już trochę wręcz dziwnie.

-Powiedz mi, dlaczego biegłaś płacząc i do tego się nie rozglądając? Mogłaś wpaść pod samochód, co prawie się przecież stało. Odebrało Ci rozum?!-wręcz krzyknął na mnie pod koniec. Co ja jestem?! Nie będzie na mnie krzyczeć jakiś obcy facet!

-Dzięki za kakao ale chyba już pójdę!-syknęłam zła jak osa i podniosłam się z kanapy. Jake równie szybko wstał i złapał mnie za ramiona.

-Przepraszam, Jessica, Ja się po prostu o ciebie strasznie bałem. Nawet nie wiesz jak bardzo. Znowu coś mogło Ci się stać. Ostatnio masz jakieś pechowe dni.-Powiedział przytulając mnie i głaszcząc po włosach. W oczach zaiskrzyły mi łzy. Nie wiedząc czemu, szloch wydobył się z mojego gardła. I już kompletnie nie wiedząc czemu, rozpłakałam się totalnie i opowiedziałam mu o wszystkim. O tym napadzie dokładniej, o tym co czułam. O mnie i Taylorze. A potem o tym zerwaniu i jego słowach. Przy tym czułam się najgorzej. Ból, który chwilowo minął, znowu wrócił. Siedziałam wtulona w Jake'a, na jego kolanach na fotelu. Nie miałam pojęcia, co zrobię, gdy wrócę do domu. Było już około osiemnastej i z pewnością niedługo będę musiała się zbierać ale ani w mamie ani w tacie nie znajdę takiego oparcia. W ogóle, nie mogę im powiedzieć o żadnej z rzeczy, o której wie Jake. Znając życie, to cały wieczór i noc przesiedzę na łóżku, nie mogąc zasnąć i cały czas płacząc. Moje serce nigdy tak nie bolało.

-Jessica, spokojnie. Pamiętaj, ja, nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę cie skrzywdzić. Komukolwiek, kiedykolwiek. Już zawsze będę cię chronił.-Powiedział do mnie, gdy skończyłam opowieść w jeszcze gorszym stanie niż gdy zaczynałam. Zmoczyłam mu całe ramię koszuli łzami, opowiedziałam bezsensowne historie leżąc na jego barku a on nadal słuchał mnie z uwagą i pocieszał. Był taki kochany. Zaczęłam go uważać za przyjaciela. A co gorsza, z każdą minutą stawał się dla mnie kimś jeszcze bardziej wyjątkowym. Moje serce zawsze biło inaczej, gdy on był przy mnie. Ale niestety nie ma szans żeby między nami coś było. Te sześć lat różnicy to chyba jednak za dużo. Stwierdziłam w myślach i zwróciłam ku niemu zapłakane oczy.

-Dziękuję. Jesteś dla mnie jak prawdziwy przyjaciel. Naprawdę. Chociaż znam cię zaledwie trzy dni. Ale chyba naprawdę będę iść bo nadużywam twojej gościnności. Pewnie masz jakiś gości, na wieczór. Albo może jedziesz do dziewczyny?-Powiedziałam i zaczęłam się podnosić z jego kolan. Złapał mnie za nadgarstki i z powrotem pociągnął do siebie.

-Nie mam dziewczyny, a ty jesteś moim gościem. Oczywiście, możesz w każdej chwili wyjść. Tylko powiedz wcześniej to cię odwiozę.-Miał najwspanialszy uśmiech na świecie. Ładniejszy niż Taylor, niż mój pierwszy chłopak, niż wszystkie chłopaki razem wzięte. Dotknęłam jego policzka dłonią, delikatnie. Spojrzałam w oczy, które były głębokie jak morze, chociaż, były brązowe.

-No więc chyba na serio będę musiała iść bo rodzice będą się martwić.-Posmutniałam na tę myśl. Nie chciałam wracać. Do pustego pokoju gdzie następne dwadzieścia cztery godziny spędzę w samotności.

-Jeśli naprawdę tego chcesz? Tylko, powiedz mi co cię gryzie. Nie ukryjesz tego przede mną, widzę, że coś cię trapi.-Powiedział nadal nie pozwalając mi wstać. Może mi się wydawało ale może i nie, że to była tylko zagrywka, żebym pobyła jeszcze te dwie minutki dłużej. Ale bądź co bądź, chciałam zostać chociaż te dwie minutki dłużej.

-Nie chcę wracać. Będę sama.-Powiedziałam.

-Nie ma twoich rodziców w domu?-Zapytał.

-Są, ale nie powiem im o niczym, a potrzebuję kogoś kto mnie rozumie. Jednak naprawdę, muszę wracać. Mogę już wziąć swoje ubrania?-Wytłumaczyłam.

-Poczekaj, przyniosę ci.-powiedział. Zebrałam się w dziesięć minut i zawiózł mnie pod dom. Podziękowałam mu za wszystko, przytuliłam jeszcze i podreptałam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę a sama rzuciłam się na łóżko. Miałam tyle rzeczy do przemyślenia, do tego nie odrobione lekcje. Ale nimi się nie przejmowałam. Spiszę jutro w szkole to co było zadane. Martwiłam się o spotkanie Taylor'a, o to co może wyniknąć z moich uczuć do Jake'a. O to czy w ogóle przeżyję jutrzejszy dzień. Chciałam aby był przy mnie. Aby położył rękę na mojej głowie, ulżył mi w tym bezsensownym myśleniu.

2 komentarze:

  1. Moglabym to czytac i czytac... To takie wciagajace. Wiem - stary tekst ale prawdziwy. Kazdy nastepny rozdzial coraz bardziej mnie wciaga. Czekam na NN!

    Jessika

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest super czekam na next :)
    S.

    OdpowiedzUsuń