piątek, 22 marca 2013

Rozdział 8

  No i jest kolejny rozdział :) miłego czytania
 


Nie wiem czy przywołałam kogoś myślami, czy to był przypadek ale usłyszałam pukanie w okno. Byłam prawie przekonana, że to Jacob, bo tylko on przyszedł do mnie, pukając w taki sposób, i w ogóle, wchodząc przez okno. Reszta raczej wybierała cywilizowany sposób i wchodziła drzwiami. Tylko, że wtedy musiałabym go przedstawiać rodzicom, pytaliby, gdzie go poznałam. Same kłopoty by z tego wynikły. Po krótkim namyśle, doszłam do wniosku, że lubię ten jego niecywilizowany sposób wchodzenia do mojego pokoju. To obyło wręcz urocze. Odsłoniłam firankę no i się nie pomyliłam. Stał pod moim szczerząc się jak zwykle, ale... kochałam ten jego figlarny uśmiech. Otworzyłam okno i owiał mnie zimny, mokry wiatr.
-Co ty tu robisz?! Dlaczego nie pojechałeś do domu?-Szepnęłam, żeby rodzice nie pomyśleli, że gadam sama do siebie.
-Wpadłem w odwiedziny! Mogę wejść?!-Również szepnął. Uśmiechnęłam się tylko i kiwając głową odeszłam od okna. Nie wiem jakim cudem zeszło mu tak szybko ale był koło mnie już kilka sekund później. I chyba nie musiałam wiedzieć. Ważne, że był przy mnie. Rzuciłam się na niego od razu i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Znowu miałam przy sobie swojego obrońcę, przed całym światem. Mimo że wiedziałam, że nie mogę się tak tego przyzwyczajać, że cały czas mam go w pobliżu, to chciałam korzystać z tego jak najczęściej.
-Emm, tak, też się cieszę, że cię widzę.-Powiedział, udając podduszonego. No i jak tu go nie kochać?
-Przepraszam, po prostu... stęskniłam się za tobą.-Oderwałam się już od niego i wróciłam na łóżko.
-Widzieliśmy się pięć minut temu.-Zauważył kręcąc głową.
-Noo taak.. ale zostałam sama, tak nagle.-Zrobiłam smutne oczka i zamrugałam do niego.
-I właśnie dlatego przyszedłem.-Rzekł, siadając koło mnie i obejmując ramieniem.
-Powiedz.-zaczęłam.-Jesteś moim przyjacielem? Mogę Ci ufać?-Zapytałam niespodziewanie. Sama nie wiedziałam skąd wzięło mi się takie pytanie w mojej głowie. Ufałam mu przecież, zwierzałam się z rzeczy, o których nie mówiłam przyjaciółkom, Taylor'owi i rodzicom. Chyba po prostu chciałam usłyszeć, za kogo on siebie uważa. No i oczywiście mnie. Odsunęłam się troszkę od niego i popatrzyłam w oczy. Były błyszczące i tak mocno brązowe.
-A czy nie zaufałaś mi już kilkakrotnie?-Zapytał z tym nieziemskim uśmiechem na ustach. Ale nie tym zadziornym, ani szyderczym, ani znaczącym to i owo tylko po prostu anielskim. Patrząc na jego usta nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko o nich, o tym, że chciałabym go pocałować, o tym, że nie tylko mu ufam, ale i go kocham. Właśnie jedną z moich wad, była słaba wola. Nienawidziłam się za to ale taka już byłam. Nie oglądając się na to, że na dole są moi rodzice, na to, że jeszcze kilka godzin temu zerwałam z chłopakiem i na konsekwencje, których nie przemyślałam do końca, przymknęłam lekko oczy i przybliżyłam no niego swoją twarz. Oparłam ręce na jego barkach, wspięłam się na nich i pocałowałam go. Tak po prostu. Bałam się, że na tym się skończy, że nie odda pocałunku. Ale on, złapał mnie w talii i gdy zaczynałam się odsuwać, przytrzymał przy sobie. Nie całował mnie, ale pragnął abym sama nie przestawała go całować. Lekko, leciuteńko muskałam jego wargi. Bardzo delikatnie, tak jakby go budząc, co w końcu się stało. Wyrwał się z transu i w końcu oddał pocałunek. Całował świetnie. Delikatnie, ostrożnie a za razem tak namiętnie, że sama nie potrafiłam przestać. Jednak czułam, jakby to był tylko przedsmak tego, co dopiero może nastąpić. Kiedy już chciałam zacząć całować go bardziej zachłannie oderwał mnie szybko od siebie, wstał w pół sekundy i odskoczył od łóżka jak oparzony. Stanął przy łóżku z wystraszoną minął. Było tak wspaniale, mieliśmy zostać przyjaciółmi a ja oczywiście wszystko spieprzyłam. Byłam wściekła na siebie i moją słabą wolę. W moich oczach pojawiały się łzy ale zacisnęłam oczy i nie pozwoliłam im spłynąć. Zresztą, co ja sobie wyobrażałam? Dla niego jestem tylko małą gówniarą. Nie wiem jakim cudem, on w ogóle ze mną rozmawiał. Byłam dla niego jak dziecko.
-Przepraszam Jacob, nie chciałam, proszę wybacz mi. Nie wiem co we mnie wstąpiło.-Zaczęłam tworzyć jakieś urywki zdań ale tylko jeszcze bardziej się skompromitowałam. Spuściłam tylko głowę i wciągnęłam nogi na łóżko. Zerknęłam tylko na niego ukradkiem. Stał nadal przy biurku nawet się nie poruszywszy. Był tak wystraszony jakby nie wiem co się stało. Patrzył wprost na mnie przez co czułam się okropnie. Chciałam żeby już poszedł ale skoro go wpuściłam to nie będę go wyganiać.
-To ja przepraszam.-Powiedział w końcu.
-To ja zaczęłam, a przecież w ogóle nie miałam prawa.-Wytłumaczyłam się.-I bardzo cię przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałam. Jestem tylko głupią nastolatką.-Burknęłam, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
-Nie mów tak!-uniósł się lekko.-Nie rozumiesz. Ja nie chcę, Cię skrzywdzić. Obiecałem cię chronić, a co jeśli, zrobię coś nie tak? Nie chcę, żebyś znowu cierpiała.-powiedział lekko przygnębiony. To były chyba najsłodsze i najwspanialsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam. I dlatego, wydaje mi się, że to nie może być prawdą. To jest wręcz nierealne.
-Nie mów tak. Nie okłamuj mnie, bo jeśli chcesz mnie w jakiś sposób chronić, czego nie rozumiem, to właśnie mnie ranisz.-powiedziałam urażona.
-Jessica, proszę, nawet tak nie myśl.-powiedział zasmucony.-To prawda, proszę zrozum mnie. Nie wiem jak to się stało, ale pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Pokochałem, tę małą, uśmiechniętą rusałkę, jaką jesteś. Nie wyobrażam sobie dnia, bez spojrzenia na ciebie chociaż raz. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, od kiedy cię znalazłem. Ale nie chodzi mi o to abyś ty była koniecznie ze mną. Chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa. Żeby nikt cię nie skrzywdził. Chcę widzieć, jak bezpiecznie dorastasz, rozwijasz się, i może też kochasz kogoś, kto również cię kocha. Chciałbym być z tobą, ale nie chcę cię skrzywdzić. Bo widzisz, oprócz tej różnicy wieku, różnimy się czymś jeszcze. Nie mogę ci powiedzieć czym, błagam cię po prostu mi uwierz. To jest bardzo skomplikowane. Jesteś jeszcze młoda, będziesz się zakochiwać i odkochiwać jeszcze wiele razy. Przecież, możliwie, że we mnie również nie jesteś zakochana. Chcę ci ograniczyć ból ewentualnego rozstania. Rozumiesz mnie?-Nie wierzyłam własnym uszom nawet w najmniejszym stopniu. Chyba śniłam. Może nadal leżałam na ulicy nieprzytomna? Albo w szpitalu, tylko o tym nie wiedziałam? Albo zasnęłam na łóżku zaraz po przyjściu? Zaczęłam się szczypać po ręce, co podobno powinno działać, żeby się wybudzić ale nie pomagało. Ręka mnie bolała i wydawało mi się teraz, że to chyba jednak nie sen. Popatrzyłam na Jacob'a, który z kolei patrzył zdziwiony na mnie.
-To na pewno jest sen, tylko,.. dziwne, bo nie pamiętam, żebym się kładła... No i przez cały ten czas wydaje się bardzo realny. Nawet czuję ból. Ale skoro to jest sen, to jak skoczę z okna to nic mi nie będzie? Prawda?-wpadłam na ten idiotyczny pomysł. Ale skoro to był sen, to co szkodziło mi skoczyć z tego okna? Wstałam szybko, podeszłam do niego i otworzyłam. Zaczęłam wchodzić na parapet ale wtedy ktoś złapał mnie w pasie od tyłu.
-Jessica, co ty wyprawiasz? Odbiło Ci? Chcesz się zabić?-prawie krzyknął na mnie Jacob.
-Jacob, to mój sen! Pozwól mi się bawić!-Krzyknęłam nie zwracając uwagi na rodziców na dole. W końcu to i tak był sen.
-To nie sen Jessica. Jesteś realna, tak samo jak ja. To wszystko jest realne! Uwierz mi! Zaufaj. Mówiłaś, że mi ufasz.-powiedział zdejmując mnie z parapetu i stawiając na ziemi, obracając przodem do siebie.
-To dlaczego z jednej strony twoje słowa zdają się być czymś najwspanialszym a z drugiej okropnym koszmarem. Zadały mi ból.-Poskarżyłam się.
-Przepraszam ale to jest prawda. Na to nic nie poradzę.-Odrzekł troszkę zrezygnowany.
-A obiecałeś mnie chronić!-jęknęłam już kompletnie zdezorientowana. Sama nie wiedziałam już czego chcę, co znaczyły dla mnie jego słowa i w ogóle co się działo.-Jeśli mnie kochasz to dlaczego mnie ranisz i nie chcesz ze mną być?! Zresztą nie odpowiadaj, bo najwyraźniej po prostu kłamałeś. Po co? Nie rozumiem. Jeśli nie chciałeś ze mną być to przecież ci nie kazałam. Powiedziałam ci, że przepraszam za pocałunek, nie był na miejscu. A nawet proszę! Jeśli chcesz wiedzieć, to to ja się w tobie nie wiedzieć czemu zakochałam ale potrafiłabym żyć tylko w przyjaźni, nawet po tym pocałunku. Ty musiałeś mnie jednak zranić jakimiś gadkami zamiast powiedzieć w prost, że nie mam u ciebie najmniejszych szans! Po co to?! Nie chcesz więc być nawet moim przyjacielem?! To po co przywiozłeś mnie do siebie do domu? PO co przyszedłeś wczoraj? Nic już nie rozumiem! I jeszcze zwierzam Ci się nawet teraz, kiedy już chyba Ci nie ufam! Czemu mnie ranisz i oszukujesz?-wypłakałam chyba wszystko co chciałam mu wygarnąć i wszystko z tego było najszczerszą prawdą. Podszedł do mnie szybko i złapał za ramiona, jakby chciał mną potrząsnąć. Jednak nie robił tego. Trzymał mnie mocno i patrzył prosto w oczy ze zdumieniem ale nie czekał długo. Prawie od razu po moim monologu wręcz przywarł do moich ust. Objął mnie w pasie przyciągając bliżej do siebie. Całował jeszcze lepiej, jeszcze namiętniej i jeszcze goręcej niż kilka minut temu. Nie mogłam się nasycić tym pocałunkiem a on go przerwał. Jednak tym razem nie uciekł na drugi koniec pokoju tylko oparł swoją głowę o moją i nie mogąc jeszcze złapać tchu, powiedział:
-Kocham Cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Nie myślałem, że i ty się zakochasz we mnie. Chciałem cię tylko chronić i być pewnym, że jesteś szczęśliwa. Skoro to cię uszczęśliwi to bądźmy razem. Ja będę wtedy najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Tylko błagam. Jeśli do tego dojdzie to nie daj się nigdy przeze mnie skrzywdzić w żaden sposób. Skrzywdź mnie ale nie daj skrzywdzić siebie. Bo przede mną nie dam rady cię obronić.-Wydyszał i nie czekając na odpowiedź znowu mnie całował. Spokojnie i powoli. Tak jak zawsze sobie wyobrażałam. Po prostu wiedziałam, że nic nie może być lepiej. Tak jakbym czekała na ten pocałunek od zawsze.

2 komentarze:

  1. Ale cudooo! Czekam na next! Już nie moge sie doczekać!
    Weeeny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Megaaa !!! Czekam na next :)
    S.

    OdpowiedzUsuń