No i jest kolejny rozdział :) miłego czytania
Nie
wiem czy przywołałam kogoś myślami, czy to był przypadek ale
usłyszałam pukanie w okno. Byłam prawie przekonana, że to Jacob,
bo tylko on przyszedł do mnie, pukając w taki sposób, i w ogóle,
wchodząc przez okno. Reszta raczej wybierała cywilizowany sposób i
wchodziła drzwiami. Tylko, że wtedy musiałabym go przedstawiać
rodzicom, pytaliby, gdzie go poznałam. Same kłopoty by z tego
wynikły. Po krótkim namyśle, doszłam do wniosku, że lubię ten
jego niecywilizowany sposób wchodzenia do mojego pokoju. To obyło
wręcz urocze. Odsłoniłam firankę no i się nie pomyliłam. Stał
pod moim szczerząc się jak zwykle, ale... kochałam ten jego
figlarny uśmiech. Otworzyłam okno i owiał mnie zimny, mokry wiatr.
-Co
ty tu robisz?! Dlaczego nie pojechałeś do domu?-Szepnęłam, żeby
rodzice nie pomyśleli, że gadam sama do siebie.
-Wpadłem
w odwiedziny! Mogę wejść?!-Również szepnął. Uśmiechnęłam
się tylko i kiwając głową odeszłam od okna. Nie wiem jakim cudem
zeszło mu tak szybko ale był koło mnie już kilka sekund później.
I chyba nie musiałam wiedzieć. Ważne, że był przy mnie. Rzuciłam
się na niego od razu i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
Znowu miałam przy sobie swojego obrońcę, przed całym światem.
Mimo że wiedziałam, że nie mogę się tak tego przyzwyczajać, że
cały czas mam go w pobliżu, to chciałam korzystać z tego jak
najczęściej.
-Emm,
tak, też się cieszę, że cię widzę.-Powiedział, udając
podduszonego. No i jak tu go nie kochać?
-Przepraszam,
po prostu... stęskniłam się za tobą.-Oderwałam się już od
niego i wróciłam na łóżko.
-Widzieliśmy
się pięć minut temu.-Zauważył kręcąc głową.
-Noo
taak.. ale zostałam sama, tak nagle.-Zrobiłam smutne oczka i
zamrugałam do niego.
-I
właśnie dlatego przyszedłem.-Rzekł, siadając koło mnie i
obejmując ramieniem.
-Powiedz.-zaczęłam.-Jesteś
moim przyjacielem? Mogę Ci ufać?-Zapytałam niespodziewanie. Sama
nie wiedziałam skąd wzięło mi się takie pytanie w mojej głowie.
Ufałam mu przecież, zwierzałam się z rzeczy, o których nie
mówiłam przyjaciółkom, Taylor'owi i rodzicom. Chyba po prostu
chciałam usłyszeć, za kogo on siebie uważa. No i oczywiście
mnie. Odsunęłam się troszkę od niego i popatrzyłam w oczy. Były
błyszczące i tak mocno brązowe.
-A
czy nie zaufałaś mi już kilkakrotnie?-Zapytał z tym nieziemskim
uśmiechem na ustach. Ale nie tym zadziornym, ani szyderczym, ani
znaczącym to i owo tylko po prostu anielskim. Patrząc na jego usta
nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko o nich, o tym, że
chciałabym go pocałować, o tym, że nie tylko mu ufam, ale i go
kocham. Właśnie jedną z moich wad, była słaba wola.
Nienawidziłam się za to ale taka już byłam. Nie oglądając się
na to, że na dole są moi rodzice, na to, że jeszcze kilka godzin
temu zerwałam z chłopakiem i na konsekwencje, których nie
przemyślałam do końca, przymknęłam lekko oczy i przybliżyłam
no niego swoją twarz. Oparłam ręce na jego barkach, wspięłam się
na nich i pocałowałam go. Tak po prostu. Bałam się, że na tym
się skończy, że nie odda pocałunku. Ale on, złapał mnie w talii
i gdy zaczynałam się odsuwać, przytrzymał przy sobie. Nie całował
mnie, ale pragnął abym sama nie przestawała go całować. Lekko,
leciuteńko muskałam jego wargi. Bardzo delikatnie, tak jakby go
budząc, co w końcu się stało. Wyrwał się z transu i w końcu
oddał pocałunek. Całował świetnie. Delikatnie, ostrożnie a za
razem tak namiętnie, że sama nie potrafiłam przestać. Jednak
czułam, jakby to był tylko przedsmak tego, co dopiero może
nastąpić. Kiedy już chciałam zacząć całować go bardziej
zachłannie oderwał mnie szybko od siebie, wstał w pół sekundy i
odskoczył od łóżka jak oparzony. Stanął przy łóżku z
wystraszoną minął. Było tak wspaniale, mieliśmy zostać
przyjaciółmi a ja oczywiście wszystko spieprzyłam. Byłam
wściekła na siebie i moją słabą wolę. W moich oczach pojawiały
się łzy ale zacisnęłam oczy i nie pozwoliłam im spłynąć.
Zresztą, co ja sobie wyobrażałam? Dla niego jestem tylko małą
gówniarą. Nie wiem jakim cudem, on w ogóle ze mną rozmawiał.
Byłam dla niego jak dziecko.
-Przepraszam
Jacob, nie chciałam, proszę wybacz mi. Nie wiem co we mnie
wstąpiło.-Zaczęłam tworzyć jakieś urywki zdań ale tylko
jeszcze bardziej się skompromitowałam. Spuściłam tylko głowę i
wciągnęłam nogi na łóżko. Zerknęłam tylko na niego ukradkiem.
Stał nadal przy biurku nawet się nie poruszywszy. Był tak
wystraszony jakby nie wiem co się stało. Patrzył wprost na mnie
przez co czułam się okropnie. Chciałam żeby już poszedł ale
skoro go wpuściłam to nie będę go wyganiać.
-To
ja przepraszam.-Powiedział w końcu.
-To
ja zaczęłam, a przecież w ogóle nie miałam prawa.-Wytłumaczyłam
się.-I bardzo cię przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałam.
Jestem tylko głupią nastolatką.-Burknęłam, nie mając odwagi na
niego spojrzeć.
-Nie
mów tak!-uniósł się lekko.-Nie rozumiesz. Ja nie chcę, Cię
skrzywdzić. Obiecałem cię chronić, a co jeśli, zrobię coś nie
tak? Nie chcę, żebyś znowu cierpiała.-powiedział lekko
przygnębiony. To były chyba najsłodsze i najwspanialsze słowa,
jakie kiedykolwiek słyszałam. I dlatego, wydaje mi się, że to nie
może być prawdą. To jest wręcz nierealne.
-Nie
mów tak. Nie okłamuj mnie, bo jeśli chcesz mnie w jakiś sposób
chronić, czego nie rozumiem, to właśnie mnie ranisz.-powiedziałam
urażona.
-Jessica,
proszę, nawet tak nie myśl.-powiedział zasmucony.-To prawda,
proszę zrozum mnie. Nie wiem jak to się stało, ale pokochałem cię
od pierwszego wejrzenia. Pokochałem, tę małą, uśmiechniętą
rusałkę, jaką jesteś. Nie wyobrażam sobie dnia, bez spojrzenia
na ciebie chociaż raz. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie, od kiedy cię znalazłem. Ale nie chodzi mi o to abyś ty
była koniecznie ze mną. Chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa.
Żeby nikt cię nie skrzywdził. Chcę widzieć, jak bezpiecznie
dorastasz, rozwijasz się, i może też kochasz kogoś, kto również
cię kocha. Chciałbym być z tobą, ale nie chcę cię skrzywdzić.
Bo widzisz, oprócz tej różnicy wieku, różnimy się czymś
jeszcze. Nie mogę ci powiedzieć czym, błagam cię po prostu mi
uwierz. To jest bardzo skomplikowane. Jesteś jeszcze młoda,
będziesz się zakochiwać i odkochiwać jeszcze wiele razy.
Przecież, możliwie, że we mnie również nie jesteś zakochana.
Chcę ci ograniczyć ból ewentualnego rozstania. Rozumiesz mnie?-Nie
wierzyłam własnym uszom nawet w najmniejszym stopniu. Chyba śniłam.
Może nadal leżałam na ulicy nieprzytomna? Albo w szpitalu, tylko o
tym nie wiedziałam? Albo zasnęłam na łóżku zaraz po przyjściu?
Zaczęłam się szczypać po ręce, co podobno powinno działać,
żeby się wybudzić ale nie pomagało. Ręka mnie bolała i wydawało
mi się teraz, że to chyba jednak nie sen. Popatrzyłam na Jacob'a,
który z kolei patrzył zdziwiony na mnie.
-To
na pewno jest sen, tylko,.. dziwne, bo nie pamiętam, żebym się
kładła... No i przez cały ten czas wydaje się bardzo realny.
Nawet czuję ból. Ale skoro to jest sen, to jak skoczę z okna to
nic mi nie będzie? Prawda?-wpadłam na ten idiotyczny pomysł. Ale
skoro to był sen, to co szkodziło mi skoczyć z tego okna? Wstałam
szybko, podeszłam do niego i otworzyłam. Zaczęłam wchodzić na
parapet ale wtedy ktoś złapał mnie w pasie od tyłu.
-Jessica,
co ty wyprawiasz? Odbiło Ci? Chcesz się zabić?-prawie krzyknął
na mnie Jacob.
-Jacob,
to mój sen! Pozwól mi się bawić!-Krzyknęłam nie zwracając
uwagi na rodziców na dole. W końcu to i tak był sen.
-To
nie sen Jessica. Jesteś realna, tak samo jak ja. To wszystko jest
realne! Uwierz mi! Zaufaj. Mówiłaś, że mi ufasz.-powiedział
zdejmując mnie z parapetu i stawiając na ziemi, obracając przodem
do siebie.
-To
dlaczego z jednej strony twoje słowa zdają się być czymś
najwspanialszym a z drugiej okropnym koszmarem. Zadały mi
ból.-Poskarżyłam się.
-Przepraszam
ale to jest prawda. Na to nic nie poradzę.-Odrzekł troszkę
zrezygnowany.
-A
obiecałeś mnie chronić!-jęknęłam już kompletnie
zdezorientowana. Sama nie wiedziałam już czego chcę, co znaczyły
dla mnie jego słowa i w ogóle co się działo.-Jeśli mnie kochasz
to dlaczego mnie ranisz i nie chcesz ze mną być?! Zresztą nie
odpowiadaj, bo najwyraźniej po prostu kłamałeś. Po co? Nie
rozumiem. Jeśli nie chciałeś ze mną być to przecież ci nie
kazałam. Powiedziałam ci, że przepraszam za pocałunek, nie był
na miejscu. A nawet proszę! Jeśli chcesz wiedzieć, to to ja się w
tobie nie wiedzieć czemu zakochałam ale potrafiłabym żyć tylko w
przyjaźni, nawet po tym pocałunku. Ty musiałeś mnie jednak zranić
jakimiś gadkami zamiast powiedzieć w prost, że nie mam u ciebie
najmniejszych szans! Po co to?! Nie chcesz więc być nawet moim
przyjacielem?! To po co przywiozłeś mnie do siebie do domu? PO co
przyszedłeś wczoraj? Nic już nie rozumiem! I jeszcze zwierzam Ci
się nawet teraz, kiedy już chyba Ci nie ufam! Czemu mnie ranisz i
oszukujesz?-wypłakałam chyba wszystko co chciałam mu wygarnąć i
wszystko z tego było najszczerszą prawdą. Podszedł do mnie szybko
i złapał za ramiona, jakby chciał mną potrząsnąć. Jednak nie
robił tego. Trzymał mnie mocno i patrzył prosto w oczy ze
zdumieniem ale nie czekał długo. Prawie od razu po moim monologu
wręcz przywarł do moich ust. Objął mnie w pasie przyciągając
bliżej do siebie. Całował jeszcze lepiej, jeszcze namiętniej i
jeszcze goręcej niż kilka minut temu. Nie mogłam się nasycić tym
pocałunkiem a on go przerwał. Jednak tym razem nie uciekł na drugi
koniec pokoju tylko oparł swoją głowę o moją i nie mogąc
jeszcze złapać tchu, powiedział:
-Kocham
Cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Nie myślałem, że i ty się
zakochasz we mnie. Chciałem cię tylko chronić i być pewnym, że
jesteś szczęśliwa. Skoro to cię uszczęśliwi to bądźmy razem.
Ja będę wtedy najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Tylko
błagam. Jeśli do tego dojdzie to nie daj się nigdy przeze mnie
skrzywdzić w żaden sposób. Skrzywdź mnie ale nie daj skrzywdzić
siebie. Bo przede mną nie dam rady cię obronić.-Wydyszał i nie
czekając na odpowiedź znowu mnie całował. Spokojnie i powoli. Tak
jak zawsze sobie wyobrażałam. Po prostu wiedziałam, że nic nie
może być lepiej. Tak jakbym czekała na ten pocałunek od zawsze.
Ale cudooo! Czekam na next! Już nie moge sie doczekać!
OdpowiedzUsuńWeeeny!
Megaaa !!! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńS.