Troszkę nudnawy ale myślę, że będzie się Wam przyjemnie czytało :D
Kolejny
dzień w szkole. Musiałam jeszcze spisać lekcje, przeżyć te
zajęcia, które miałam razem z Taylor'em, no i przeżyć francuski.
Jednak mimo to wszystko miałam świetny humor. Nie zepsuł mi go
Taylor, którego spotkałam na wejściu, i który oczywiście rzucił
w moją stronę jakąś obelgę. Spojrzałam tylko na niego
lekceważąco i poszłam dalej. Pod salą spisałam lekcje więc to
już mam z głowy.
-A
ty co taka rozanielona?-Zapytała Olivia, z którą siedzę na
historii.-I możesz mi wyjaśnić dlaczego Taylor rzuca w ciebie
obelgami?-Zapytała.
-Bo
zerwałam z nim trzy dni po tym, jak się całowaliśmy.-powiedziałam
jakby to było nic.
-Jak
widzę, ty się nie przejmujesz ani zerwaniem ani tym, co on do
ciebie mówi.-Stwierdziła.-No a przy okazji bardzo fajnie, że jak
zwykle dowiaduje się wszystkiego na końcu.
-Przepraszam,
nie chciałam, żeby to wychodziło na jaw ale teraz to już mi
wisi.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-A
to dlatego, że....?-Chciała wyciągnąć ze mnie powód mojej
niezmiernej radości.
-Dlatego,
że... Jestem szczęśliwie zakochana.-No i go wyciągnęła.
Chociaż, nie namęczyła się zbytnio, od razu się poddałam.
-No
proszę, szybko znalazłaś kolejnego.-Zaśmiała się.-No więc
który to?-Dopytywała, tak jak myślałam.
-Nie
znasz go.-Zaczęłam.-Powiem Ci, chociaż, nie wiem co ci to da,
tylko błagam nie mów nikomu. Mój związek nie jest tajemnicą
tylko nie chcę, żeby się dowiedzieli kto to.
-Możesz
być spokojna. Tylko mów wreszcie.-Nalegała.
-To
Jacob C.-Powiedziałam ale tylko zrobiła pytającą minę gdy
usłyszała nazwisko.-No mówiłam ci, że nie znasz.
-No
okej tylko ja nie rozumiem, dlaczego nikt nie może wiedzieć kto
to.-Powiedziała.
-Bo
widzisz... on ma dwadzieścia cztery lata.-Wyjąkałam mrużąc
oczy.-Jest biznesman'em...
-Nie
wierze.-Powiedziała na co wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło
mnie czy wierzy czy nie.-To znaczy wierze ale to takie... dziwnie. To
znaczy się to fajnie, to znaczy się... ehh.. Po prostu, czy to na
pewno dobry pomysł? I czy na pewno możesz mu ufać? Czy nic ci nie
zrobi? I skąd ty do cholery go w ogóle wytrzasnęłaś?! Twoja mam
wie?-Mówiła. No i właśnie dlatego nie chciałam, żeby ktoś
wiedział, kim on jest. Będą chodzić po szkole plotki, że jestem
łatwa i w ogóle bo pewnie by wtedy myśleli, że nie zakochał by
się we mnie ktoś taki jak on i w ogóle. Zresztą, to łatwo można
sobie wyobrazić.
-Nie,
nikt oprócz jak na razie ciebie nie wie. Spokojnie ufam mu. Nawet
nie wiesz jak bardzo. Trzy razy uratował mi życie. Za pierwszym
razem nawet ryzykując własne.-Zaczęłam mówić.
-Może
nie idźmy na historie? Opowiesz mi wszystko.-Zaproponowała Liv.
Oprócz Jake'a to była jedyna osoba, co do której miałam pewność,
że nie wygada ani słówka. Może i tak nie powiedziałabym jej
wszystkiego ale prędzej jej niż Nathalie. Była moją przyjaciółką,
kochałam ją na swój sposób ale jest za dużą gadułą.
Oczywiście przystałam na propozycję Olivii. Dzień więc
zapowiadał się całkiem fajnie. Spisałam lekcje, na francuski też
nie pójdziemy, do tego po szkole przyjedzie po mnie Jake. Owszem,
będę musiała podejść kilometr od szkoły, żeby nikt nie
zobaczył jak wsiadam do jego BMW ale jednak.
Tak
więc dzień minął bardzo fajnie. Poszłam szybko do szatni,
zmieniłam buty, wzięłam płaszcz i ruszyłam w umówione miejsce.
Nie mogłam nadal uwierzyć w moje szczęście jednak trochę mnie to
przerastało. W końcu on był już całkiem dorosły a ja byłam
nadal malutką nastolatką. Wczoraj powiedział, że mnie gdzieś
zabierze. Byłam taka ciekawa gdzie. W tych moich rozmyślaniach
droga zeszła mi bardzo szybko. Byłam już niedaleko małej kafejki,
pod którą miał podjechać. Jeszcze tylko może ze sto metrów,
kiedy nagle drogę mi zaszedł Taylor z jakimiś dwoma kumplami.
Uśmiechał się łobuzersko do mnie i zacisnął pięści. Ja się
chyba zapisze na jakiś kurs samoobrony bo jak widać bardzo mi się
przyda.
-Proszę,
proszę, kogo my tu mamy?-Zaczął, śmiejąc mi się w
twarz.-Związek ze mną zaczął cię przerastać? Byłem dla ciebie
za dobry tak?-Mówił chcąc mnie upokorzyć. No i co mu to dawało?
-Daj
spokój Taylor.-Powiedziałam i chciałam iść dalej ale mnie
zatrzymał.
-Nigdzie
nie pójdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Słuchaj mała spryciaro.
Chciałaś mnie upokorzyć zrywając ze mną! Myślałaś, że
zrobisz to przed całą szkołą? Co? Ale ja nie jestem taki głupi!
To ty wyjdziesz na idiotkę! Masz rozpowiedzieć wszystkim, że
zerwałaś ze mną, bo jestem dla ciebie za dobry i na mnie nie
zasługiwałaś. Inaczej... będzie już po tobie!-Zagroził,
zbliżając swoją twarz. Udałam, że duszę się jego oddechem po
czym odpowiedziałam:
-Chwila,
bo się pogubiłam. Będzie po mnie? Czy już po mnie? Bo nie wiem.
Mógłbyś nauczyć się wysławiać, ale no tak, zawsze byłeś
kiepski z angielskiego.-Powiedziałam, na co zachichotali jego
koledzy. Obrzucił ich wściekłym spojrzeniem, na co ucichli.
-Słuchaj,
nie podskakuj. Wpakowałaś się w niezłe kłopoty.
-Wiesz
co Taylor? Myślałam, że jesteś inny, że jesteś moim
przyjacielem.-rzuciłam mu w twarz.-Zerwałam z tobą, bo nie
chciałam ukrywać przed tobą, że cię nie kocham. Ale ty
najwyraźniej nie zasługujesz nawet na wyjaśnienia. Jesteś
skończonym idiotą! I po co ci ta obstawa? Z jedną dziewczyną byś
sobie nie poradził?! Źle cię oceniłam i wielka szkoda, bo
uważałam cie za przyjaciela.-Warknęłam na niego po czym dałam mu
z liścia.
-Oooo..
Nagrabiłaś sobie teraz.-Powiedział, łapiąc mnie za nadgarstki.
-Puść
mnie! To boli!-krzyknęłam. No ja nie wiem, że w biały dzień
nikogo tu nie było!
-No
bo ma boleć.-powiedział po czym uderzył mnie pięścią w brzuch.
Nie myślałam, że to zrobi ale jednak. W tym momencie, z cichym
warkotem podjechało sportowe BMW, którego widok w obecnym momencie
ucieszył mnie jak głupią. Wyskoczył z niego mój kochany Jacob.
Patrzyłam na niego zgięta w pół wzrokiem zwierzątka w pułapce,
które zobaczyło swojego wybawcę. Szybko podszedł do Taylor'a. Nie
zadając pytań, nie oglądając się na nikogo uderzył do najpierw
łamiąc mu nos a potem z wykopu tak, że odleciał kilka metrów.
-Może
zmierz się ze mną?!-krzyknął do niego rozwścieczony.-Nic ci nie
jest?-Zapytał troskliwie, podbiegając do mnie szybko i obejmując w
pasie.
-Nie,
już lepiej.-Wydyszałam nie mogąc się na cieszyć jego widokiem.
-Zrób
jej coś jeszcze raz a złamany nos będzie twoim najmniejszym
problemem!-Krzyknął jeszcze Jake do Taylor'a, po czym pomógł mi
złapać równowagę.
-Dziękuję,
znowu.-Szepnęłam po czym nie zwracając uwagi na żadnego z tych
chłopaków pocałowałam Jake'a na dzień dobry.-Tak się cieszę,
że cię widzę.-Powiedziałam po czym powędrowaliśmy z Jake'em do
samochodu.
Uwielbiałam
być u niego w domu. Lubiłam ten nowoczesny a za razem przytulny
wystrój, miękką kanapę, chociaż bardziej lubiłam jego kolana.
Pati Getrick robiła najlepszą gorącą czekoladę na świecie. Było
mi tu tak dobrze. Lepiej niż we własnym domu. Jake dbał o mnie,
pytał czy czegoś mi nie potrzeba. I mimo, że byłam tu dopiero
drugi raz to kochałam to miejsce.
Dochodziła
czwarta. Nie robiliśmy nic. Ja siedziałam w moim ulubionym miejscu,
na kolanach Jake'a z kubkiem gorącej czekolady. Jake bawił się
moją dłonią. Lekko ją gładził, dotykał, muskał. Mimo że to
była tylko dłoń to w tej pieszczocie dało się odczuć tyle
emocji i czułości, co niemiara.
-Kończ
już pić i będziemy się zbierać.-Powiedział uśmiechając się
do mnie. Również się uśmiechnęłam i dałam mu całusa.
-Dokąd
mnie zabierasz?-Zapytałam.
-Już
jakiś czas temu dostałem zaproszenie na bal charytatywny. Czy
zechciałabyś pójść tak ze mną jako osoba towarzysząca?-Zapytał.
-Czyś
ty oszalał?!-krzyknęłam podrywając się z jego kolan, za którymi
od razu zatęskniłam. Zrobił pytającą minę a ja nie zwlekałam z
wyjaśnieniami.-Przecież taki bal na pewno będzie trwać do rana!
Co ja powiem rodzicom?! Do tego muszę się zebrać! Gdybyś
powiedział mi wcześniej kupiłabym sukienkę! No i jeszcze włosy!
Nie byłam u fryzjera od dwóch miesięcy! Dlaczego mi nie
powiedziałeś wcześniej?!-wydarłam się na niego. Dlaczego
większość facetów jest takich niedomyślnych.
-Możesz
powiedzieć rodzicom, że idziesz do koleżanki nocować.-Powiedział
wzruszając ramionami.
-Jutro
jest szkoła! Muszę wstać wcześnie! A poza tym, tak, idę do
koleżanki na noc ale i tak wracam o trzeciej nad ranem. Bardzo
normalne! Nigdzie nie idę!-powiedziałam stanowczo po czym usiadłam
z założonymi rękoma na fotelu.
-W
takim razie ja też nie i zostanę z tobą.-powiedział.
-Nie,
ty idź. To na pewno ważne.-powiedziałam czując na sercu to
wspaniałe ciepło, którym oblewały mnie jego słowa.
-Nie
tak ważne jak ty.-Stwierdził podlizując się trochę.-Przepraszam,
faktycznie nie pomyślałem ale wtedy jeszcze nie byliśmy razem. W
takim razem może kino i popcorn?-zaproponował.
-W
takim razie bardzo chętnie.-powiedziałam uradowana. Zebraliśmy się
szybko i wyszliśmy.
Wieczór
w jego towarzystwie mijał mi bardzo szybko. Film był fajny, popcorn
smaczny a teraz wracaliśmy przy świetle gwiazd. Oczywiście
niestety zaraz będę musiała wracać do domu ale zamierzałam się
najpierw nim nacieszyć. Stanęliśmy na moście i wpatrywaliśmy się
w odbicie księżyca w wodzie. Wtedy do Jake'a zadzwonił telefon.
Rozmowa trwała najwyżej minutę i Jacob odezwał się do mnie.
-Mam
zaproszenie na kolejny bal charytatywny. W piątek. Zdążysz się
zebrać do tego czasu?-przekomarzał się ze mną.
-Jake
proszę.. Mam tylko 18 lat. Czy to nie będzie dziwnie wyglądać,
jeśli przyjdziesz z taką małolatą jak ja? Do tego nie umiem
tańczyć.-Co nie było prawdą bo od pięciu lat trenowałam taniec,
z tym, że nowoczesny a nie towarzyski. Ale poczucie rytmu raczej
miałam i podstawy też znałam w tańcu towarzyskim.-Nie wiem jak
się zachować na takim balu. Nic nie wiem.-Powiedziałam lekko
zażenowana.
-Nauczę
cię jak się obchodzić w takich sytuacjach. Jakoś mi się nie
wydaje, żebyś nie umiała tańczyć bo wtedy raczej nie wzięłyby
się znikąd te pucharu i medale w twoim pokoju.-Powiedział
przechytrzając mnie.
-Nooo...
tak ale w tańcu towarzyskim.-Zaprotestowałam od razu ale oboje
wiedzieliśmy, że to bez znaczenia.
-Proszę...
To będzie dziwne, gdy moja firma uczestniczy w wielu akcjach
charytatywnych a nie przychodzę na bale przez nie
organizowane.-powiedział.
-Dobrze
ale mam warunek.-powiedziałam.
-Zrobię
co tylko zechcesz.-odpowiedział, kładąc rękę na sercu.
-Musisz
iść ze mną jutro na zakupy i doradzić mi jaką sukienkę mam
kupić.-powiedziałam konsekwentnie.
-Co
więcej, ja ci kupię sukienkę.-Dodał.
-O
nie, nie, nie. Powiedziałeś, że zrobisz, co zechcę, a ja chcę,
żebyś jedynie mi doradził. Nie chcę, żebyś wydawał na mnie
pieniądze, chociaż z tego co się domyślam to jesteś
bogaty.-Powiedziałam.
-Ale
może ja chcę.-zaprotestował. Zaczęliśmy iść dalej w drogę
powrotną.
-A
ja nie. Jak będziesz taki uparty to ja jeszcze bardziej i nigdzie z
tobą nie pójdę.-Zagroziłam. Nie chciałam, żeby kupował mi
ubrania bo czułabym się tak, jakbym poleciała tylko na jego kasę,
a nie po prostu na niego. W ogóle dziwnie bym się czuła.-W ogóle
nie chcę żebyś mi cokolwiek kupował. Kocham ciebie a nie twoje
pieniądze.-Wytłumaczyłam.
-Nie
wątpię w to.-Powiedział.-Dobrze, więc nie będę taki uparty i
nic ci nie kupię, jutro.-Powiedział z błyskiem w oku.
-Nic
nie kombinuj.-Dodałam mrużąc oczy.
-Spokojnie.-Odpowiedział.
Przez
cały dzień nie mogłam usiedzieć na miejscu. Byłam tak
podniecona, spędzeniem kolejnego dnia z Jake'em, że nie skupiłam
się na ani jednej lekcji. Kolejne godziny dłużyły mi się w
nieskończoność ale w końcu znalazłam się w wielkiej galerii u
boku mojego kochanego mężczyzny. Szliśmy od sklepu do sklepu
objęci razem, potem za ręce. Jak prawdziwa para. Mimo to, widziałam
zazdrosne i tęskne spojrzenia kobiet starszych ode mnie w kierunku
Jacob'a. Starałam się nie zwracać na nie uwagi ale to było
trudne. Przymierzyłam tyle sukienek, że kręciło mi się już w
głowie. W końcu znalazłam tą idealną. Była z odsłoniętymi
plecami, na ramiączkach. Była z fiołkowego, powłóczystego,
błyszczącego jedwabiu ze złotymi wstawkami. Powyżej linii bioder
była dopasowana a niżej raczej ciągnąca się. Miała dość duży
dekolt ale nie wyzywający. Była idealna i tyle. Wyglądałam w niej
na trochę starszą ale to dobrze. Nie czekając podeszłam do kasy i
zapłaciłam. Jeszcze tylko buty i miałam strój wspaniały. Zanim
poszłam do obuwniczego coś pociągnęło mnie w stronę sklepu z
biżuterią. Oglądałam różne kolczyki, bransoletki i pierścionki
ale moją uwagę przykuł wspaniały, złoty naszyjnik z malutkim
serduszkiem z małym brylantem. Był śliczny ale też i strasznie
drogi.
-Na
pewno nie chcesz żebym ci czegoś nie kupił?-zapytał prosząco
Jake.
-Na
pewno.-odparłam po czym wyszłam ze sklepu a Jake za mną.
-Potrzymaj
chwilkę i idź może poszukać tych butów a ja muszę... emmm.. coś
załatwić.-powiedział wręczając mi torbę z sukienką po czym
wrócił do sklepu. Nie wiedziałam do końca co kombinuje no ale
cóż. Obiecał mi, że nic mi nie kupi więc trzymałam go za słowo.
Znalazłam pasujące buty i gdy je kupowałam doszedł do mnie Jake.
Nie miał w rękach żadnej reklamówki czy pudełeczka więc kamień
spadł mi z serca.