czwartek, 28 marca 2013

Rozdział dziewiąty

  Troszkę nudnawy ale myślę, że będzie się Wam przyjemnie czytało :D
 

Kolejny dzień w szkole. Musiałam jeszcze spisać lekcje, przeżyć te zajęcia, które miałam razem z Taylor'em, no i przeżyć francuski. Jednak mimo to wszystko miałam świetny humor. Nie zepsuł mi go Taylor, którego spotkałam na wejściu, i który oczywiście rzucił w moją stronę jakąś obelgę. Spojrzałam tylko na niego lekceważąco i poszłam dalej. Pod salą spisałam lekcje więc to już mam z głowy.
-A ty co taka rozanielona?-Zapytała Olivia, z którą siedzę na historii.-I możesz mi wyjaśnić dlaczego Taylor rzuca w ciebie obelgami?-Zapytała.
-Bo zerwałam z nim trzy dni po tym, jak się całowaliśmy.-powiedziałam jakby to było nic.
-Jak widzę, ty się nie przejmujesz ani zerwaniem ani tym, co on do ciebie mówi.-Stwierdziła.-No a przy okazji bardzo fajnie, że jak zwykle dowiaduje się wszystkiego na końcu.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby to wychodziło na jaw ale teraz to już mi wisi.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-A to dlatego, że....?-Chciała wyciągnąć ze mnie powód mojej niezmiernej radości.
-Dlatego, że... Jestem szczęśliwie zakochana.-No i go wyciągnęła. Chociaż, nie namęczyła się zbytnio, od razu się poddałam.
-No proszę, szybko znalazłaś kolejnego.-Zaśmiała się.-No więc który to?-Dopytywała, tak jak myślałam.
-Nie znasz go.-Zaczęłam.-Powiem Ci, chociaż, nie wiem co ci to da, tylko błagam nie mów nikomu. Mój związek nie jest tajemnicą tylko nie chcę, żeby się dowiedzieli kto to.
-Możesz być spokojna. Tylko mów wreszcie.-Nalegała.
-To Jacob C.-Powiedziałam ale tylko zrobiła pytającą minę gdy usłyszała nazwisko.-No mówiłam ci, że nie znasz.
-No okej tylko ja nie rozumiem, dlaczego nikt nie może wiedzieć kto to.-Powiedziała.
-Bo widzisz... on ma dwadzieścia cztery lata.-Wyjąkałam mrużąc oczy.-Jest biznesman'em...
-Nie wierze.-Powiedziała na co wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie czy wierzy czy nie.-To znaczy wierze ale to takie... dziwnie. To znaczy się to fajnie, to znaczy się... ehh.. Po prostu, czy to na pewno dobry pomysł? I czy na pewno możesz mu ufać? Czy nic ci nie zrobi? I skąd ty do cholery go w ogóle wytrzasnęłaś?! Twoja mam wie?-Mówiła. No i właśnie dlatego nie chciałam, żeby ktoś wiedział, kim on jest. Będą chodzić po szkole plotki, że jestem łatwa i w ogóle bo pewnie by wtedy myśleli, że nie zakochał by się we mnie ktoś taki jak on i w ogóle. Zresztą, to łatwo można sobie wyobrazić.
-Nie, nikt oprócz jak na razie ciebie nie wie. Spokojnie ufam mu. Nawet nie wiesz jak bardzo. Trzy razy uratował mi życie. Za pierwszym razem nawet ryzykując własne.-Zaczęłam mówić.
-Może nie idźmy na historie? Opowiesz mi wszystko.-Zaproponowała Liv. Oprócz Jake'a to była jedyna osoba, co do której miałam pewność, że nie wygada ani słówka. Może i tak nie powiedziałabym jej wszystkiego ale prędzej jej niż Nathalie. Była moją przyjaciółką, kochałam ją na swój sposób ale jest za dużą gadułą. Oczywiście przystałam na propozycję Olivii. Dzień więc zapowiadał się całkiem fajnie. Spisałam lekcje, na francuski też nie pójdziemy, do tego po szkole przyjedzie po mnie Jake. Owszem, będę musiała podejść kilometr od szkoły, żeby nikt nie zobaczył jak wsiadam do jego BMW ale jednak.
Tak więc dzień minął bardzo fajnie. Poszłam szybko do szatni, zmieniłam buty, wzięłam płaszcz i ruszyłam w umówione miejsce. Nie mogłam nadal uwierzyć w moje szczęście jednak trochę mnie to przerastało. W końcu on był już całkiem dorosły a ja byłam nadal malutką nastolatką. Wczoraj powiedział, że mnie gdzieś zabierze. Byłam taka ciekawa gdzie. W tych moich rozmyślaniach droga zeszła mi bardzo szybko. Byłam już niedaleko małej kafejki, pod którą miał podjechać. Jeszcze tylko może ze sto metrów, kiedy nagle drogę mi zaszedł Taylor z jakimiś dwoma kumplami. Uśmiechał się łobuzersko do mnie i zacisnął pięści. Ja się chyba zapisze na jakiś kurs samoobrony bo jak widać bardzo mi się przyda.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy?-Zaczął, śmiejąc mi się w twarz.-Związek ze mną zaczął cię przerastać? Byłem dla ciebie za dobry tak?-Mówił chcąc mnie upokorzyć. No i co mu to dawało?
-Daj spokój Taylor.-Powiedziałam i chciałam iść dalej ale mnie zatrzymał.
-Nigdzie nie pójdziesz, dopóki ci nie pozwolę. Słuchaj mała spryciaro. Chciałaś mnie upokorzyć zrywając ze mną! Myślałaś, że zrobisz to przed całą szkołą? Co? Ale ja nie jestem taki głupi! To ty wyjdziesz na idiotkę! Masz rozpowiedzieć wszystkim, że zerwałaś ze mną, bo jestem dla ciebie za dobry i na mnie nie zasługiwałaś. Inaczej... będzie już po tobie!-Zagroził, zbliżając swoją twarz. Udałam, że duszę się jego oddechem po czym odpowiedziałam:
-Chwila, bo się pogubiłam. Będzie po mnie? Czy już po mnie? Bo nie wiem. Mógłbyś nauczyć się wysławiać, ale no tak, zawsze byłeś kiepski z angielskiego.-Powiedziałam, na co zachichotali jego koledzy. Obrzucił ich wściekłym spojrzeniem, na co ucichli.
-Słuchaj, nie podskakuj. Wpakowałaś się w niezłe kłopoty.
-Wiesz co Taylor? Myślałam, że jesteś inny, że jesteś moim przyjacielem.-rzuciłam mu w twarz.-Zerwałam z tobą, bo nie chciałam ukrywać przed tobą, że cię nie kocham. Ale ty najwyraźniej nie zasługujesz nawet na wyjaśnienia. Jesteś skończonym idiotą! I po co ci ta obstawa? Z jedną dziewczyną byś sobie nie poradził?! Źle cię oceniłam i wielka szkoda, bo uważałam cie za przyjaciela.-Warknęłam na niego po czym dałam mu z liścia.
-Oooo.. Nagrabiłaś sobie teraz.-Powiedział, łapiąc mnie za nadgarstki.
-Puść mnie! To boli!-krzyknęłam. No ja nie wiem, że w biały dzień nikogo tu nie było!
-No bo ma boleć.-powiedział po czym uderzył mnie pięścią w brzuch. Nie myślałam, że to zrobi ale jednak. W tym momencie, z cichym warkotem podjechało sportowe BMW, którego widok w obecnym momencie ucieszył mnie jak głupią. Wyskoczył z niego mój kochany Jacob. Patrzyłam na niego zgięta w pół wzrokiem zwierzątka w pułapce, które zobaczyło swojego wybawcę. Szybko podszedł do Taylor'a. Nie zadając pytań, nie oglądając się na nikogo uderzył do najpierw łamiąc mu nos a potem z wykopu tak, że odleciał kilka metrów.
-Może zmierz się ze mną?!-krzyknął do niego rozwścieczony.-Nic ci nie jest?-Zapytał troskliwie, podbiegając do mnie szybko i obejmując w pasie.
-Nie, już lepiej.-Wydyszałam nie mogąc się na cieszyć jego widokiem.
-Zrób jej coś jeszcze raz a złamany nos będzie twoim najmniejszym problemem!-Krzyknął jeszcze Jake do Taylor'a, po czym pomógł mi złapać równowagę.
-Dziękuję, znowu.-Szepnęłam po czym nie zwracając uwagi na żadnego z tych chłopaków pocałowałam Jake'a na dzień dobry.-Tak się cieszę, że cię widzę.-Powiedziałam po czym powędrowaliśmy z Jake'em do samochodu.
Uwielbiałam być u niego w domu. Lubiłam ten nowoczesny a za razem przytulny wystrój, miękką kanapę, chociaż bardziej lubiłam jego kolana. Pati Getrick robiła najlepszą gorącą czekoladę na świecie. Było mi tu tak dobrze. Lepiej niż we własnym domu. Jake dbał o mnie, pytał czy czegoś mi nie potrzeba. I mimo, że byłam tu dopiero drugi raz to kochałam to miejsce.
Dochodziła czwarta. Nie robiliśmy nic. Ja siedziałam w moim ulubionym miejscu, na kolanach Jake'a z kubkiem gorącej czekolady. Jake bawił się moją dłonią. Lekko ją gładził, dotykał, muskał. Mimo że to była tylko dłoń to w tej pieszczocie dało się odczuć tyle emocji i czułości, co niemiara.
-Kończ już pić i będziemy się zbierać.-Powiedział uśmiechając się do mnie. Również się uśmiechnęłam i dałam mu całusa.
-Dokąd mnie zabierasz?-Zapytałam.
-Już jakiś czas temu dostałem zaproszenie na bal charytatywny. Czy zechciałabyś pójść tak ze mną jako osoba towarzysząca?-Zapytał.
-Czyś ty oszalał?!-krzyknęłam podrywając się z jego kolan, za którymi od razu zatęskniłam. Zrobił pytającą minę a ja nie zwlekałam z wyjaśnieniami.-Przecież taki bal na pewno będzie trwać do rana! Co ja powiem rodzicom?! Do tego muszę się zebrać! Gdybyś powiedział mi wcześniej kupiłabym sukienkę! No i jeszcze włosy! Nie byłam u fryzjera od dwóch miesięcy! Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej?!-wydarłam się na niego. Dlaczego większość facetów jest takich niedomyślnych.
-Możesz powiedzieć rodzicom, że idziesz do koleżanki nocować.-Powiedział wzruszając ramionami.
-Jutro jest szkoła! Muszę wstać wcześnie! A poza tym, tak, idę do koleżanki na noc ale i tak wracam o trzeciej nad ranem. Bardzo normalne! Nigdzie nie idę!-powiedziałam stanowczo po czym usiadłam z założonymi rękoma na fotelu.
-W takim razie ja też nie i zostanę z tobą.-powiedział.
-Nie, ty idź. To na pewno ważne.-powiedziałam czując na sercu to wspaniałe ciepło, którym oblewały mnie jego słowa.
-Nie tak ważne jak ty.-Stwierdził podlizując się trochę.-Przepraszam, faktycznie nie pomyślałem ale wtedy jeszcze nie byliśmy razem. W takim razem może kino i popcorn?-zaproponował.
-W takim razie bardzo chętnie.-powiedziałam uradowana. Zebraliśmy się szybko i wyszliśmy.
Wieczór w jego towarzystwie mijał mi bardzo szybko. Film był fajny, popcorn smaczny a teraz wracaliśmy przy świetle gwiazd. Oczywiście niestety zaraz będę musiała wracać do domu ale zamierzałam się najpierw nim nacieszyć. Stanęliśmy na moście i wpatrywaliśmy się w odbicie księżyca w wodzie. Wtedy do Jake'a zadzwonił telefon. Rozmowa trwała najwyżej minutę i Jacob odezwał się do mnie.
-Mam zaproszenie na kolejny bal charytatywny. W piątek. Zdążysz się zebrać do tego czasu?-przekomarzał się ze mną.
-Jake proszę.. Mam tylko 18 lat. Czy to nie będzie dziwnie wyglądać, jeśli przyjdziesz z taką małolatą jak ja? Do tego nie umiem tańczyć.-Co nie było prawdą bo od pięciu lat trenowałam taniec, z tym, że nowoczesny a nie towarzyski. Ale poczucie rytmu raczej miałam i podstawy też znałam w tańcu towarzyskim.-Nie wiem jak się zachować na takim balu. Nic nie wiem.-Powiedziałam lekko zażenowana.
-Nauczę cię jak się obchodzić w takich sytuacjach. Jakoś mi się nie wydaje, żebyś nie umiała tańczyć bo wtedy raczej nie wzięłyby się znikąd te pucharu i medale w twoim pokoju.-Powiedział przechytrzając mnie.
-Nooo... tak ale w tańcu towarzyskim.-Zaprotestowałam od razu ale oboje wiedzieliśmy, że to bez znaczenia.
-Proszę... To będzie dziwne, gdy moja firma uczestniczy w wielu akcjach charytatywnych a nie przychodzę na bale przez nie organizowane.-powiedział.
-Dobrze ale mam warunek.-powiedziałam.
-Zrobię co tylko zechcesz.-odpowiedział, kładąc rękę na sercu.
-Musisz iść ze mną jutro na zakupy i doradzić mi jaką sukienkę mam kupić.-powiedziałam konsekwentnie.
-Co więcej, ja ci kupię sukienkę.-Dodał.
-O nie, nie, nie. Powiedziałeś, że zrobisz, co zechcę, a ja chcę, żebyś jedynie mi doradził. Nie chcę, żebyś wydawał na mnie pieniądze, chociaż z tego co się domyślam to jesteś bogaty.-Powiedziałam.
-Ale może ja chcę.-zaprotestował. Zaczęliśmy iść dalej w drogę powrotną.
-A ja nie. Jak będziesz taki uparty to ja jeszcze bardziej i nigdzie z tobą nie pójdę.-Zagroziłam. Nie chciałam, żeby kupował mi ubrania bo czułabym się tak, jakbym poleciała tylko na jego kasę, a nie po prostu na niego. W ogóle dziwnie bym się czuła.-W ogóle nie chcę żebyś mi cokolwiek kupował. Kocham ciebie a nie twoje pieniądze.-Wytłumaczyłam.
-Nie wątpię w to.-Powiedział.-Dobrze, więc nie będę taki uparty i nic ci nie kupię, jutro.-Powiedział z błyskiem w oku.
-Nic nie kombinuj.-Dodałam mrużąc oczy.
-Spokojnie.-Odpowiedział.
Przez cały dzień nie mogłam usiedzieć na miejscu. Byłam tak podniecona, spędzeniem kolejnego dnia z Jake'em, że nie skupiłam się na ani jednej lekcji. Kolejne godziny dłużyły mi się w nieskończoność ale w końcu znalazłam się w wielkiej galerii u boku mojego kochanego mężczyzny. Szliśmy od sklepu do sklepu objęci razem, potem za ręce. Jak prawdziwa para. Mimo to, widziałam zazdrosne i tęskne spojrzenia kobiet starszych ode mnie w kierunku Jacob'a. Starałam się nie zwracać na nie uwagi ale to było trudne. Przymierzyłam tyle sukienek, że kręciło mi się już w głowie. W końcu znalazłam tą idealną. Była z odsłoniętymi plecami, na ramiączkach. Była z fiołkowego, powłóczystego, błyszczącego jedwabiu ze złotymi wstawkami. Powyżej linii bioder była dopasowana a niżej raczej ciągnąca się. Miała dość duży dekolt ale nie wyzywający. Była idealna i tyle. Wyglądałam w niej na trochę starszą ale to dobrze. Nie czekając podeszłam do kasy i zapłaciłam. Jeszcze tylko buty i miałam strój wspaniały. Zanim poszłam do obuwniczego coś pociągnęło mnie w stronę sklepu z biżuterią. Oglądałam różne kolczyki, bransoletki i pierścionki ale moją uwagę przykuł wspaniały, złoty naszyjnik z malutkim serduszkiem z małym brylantem. Był śliczny ale też i strasznie drogi.
-Na pewno nie chcesz żebym ci czegoś nie kupił?-zapytał prosząco Jake.
-Na pewno.-odparłam po czym wyszłam ze sklepu a Jake za mną.
-Potrzymaj chwilkę i idź może poszukać tych butów a ja muszę... emmm.. coś załatwić.-powiedział wręczając mi torbę z sukienką po czym wrócił do sklepu. Nie wiedziałam do końca co kombinuje no ale cóż. Obiecał mi, że nic mi nie kupi więc trzymałam go za słowo. Znalazłam pasujące buty i gdy je kupowałam doszedł do mnie Jake. Nie miał w rękach żadnej reklamówki czy pudełeczka więc kamień spadł mi z serca.

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 8

  No i jest kolejny rozdział :) miłego czytania
 


Nie wiem czy przywołałam kogoś myślami, czy to był przypadek ale usłyszałam pukanie w okno. Byłam prawie przekonana, że to Jacob, bo tylko on przyszedł do mnie, pukając w taki sposób, i w ogóle, wchodząc przez okno. Reszta raczej wybierała cywilizowany sposób i wchodziła drzwiami. Tylko, że wtedy musiałabym go przedstawiać rodzicom, pytaliby, gdzie go poznałam. Same kłopoty by z tego wynikły. Po krótkim namyśle, doszłam do wniosku, że lubię ten jego niecywilizowany sposób wchodzenia do mojego pokoju. To obyło wręcz urocze. Odsłoniłam firankę no i się nie pomyliłam. Stał pod moim szczerząc się jak zwykle, ale... kochałam ten jego figlarny uśmiech. Otworzyłam okno i owiał mnie zimny, mokry wiatr.
-Co ty tu robisz?! Dlaczego nie pojechałeś do domu?-Szepnęłam, żeby rodzice nie pomyśleli, że gadam sama do siebie.
-Wpadłem w odwiedziny! Mogę wejść?!-Również szepnął. Uśmiechnęłam się tylko i kiwając głową odeszłam od okna. Nie wiem jakim cudem zeszło mu tak szybko ale był koło mnie już kilka sekund później. I chyba nie musiałam wiedzieć. Ważne, że był przy mnie. Rzuciłam się na niego od razu i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Znowu miałam przy sobie swojego obrońcę, przed całym światem. Mimo że wiedziałam, że nie mogę się tak tego przyzwyczajać, że cały czas mam go w pobliżu, to chciałam korzystać z tego jak najczęściej.
-Emm, tak, też się cieszę, że cię widzę.-Powiedział, udając podduszonego. No i jak tu go nie kochać?
-Przepraszam, po prostu... stęskniłam się za tobą.-Oderwałam się już od niego i wróciłam na łóżko.
-Widzieliśmy się pięć minut temu.-Zauważył kręcąc głową.
-Noo taak.. ale zostałam sama, tak nagle.-Zrobiłam smutne oczka i zamrugałam do niego.
-I właśnie dlatego przyszedłem.-Rzekł, siadając koło mnie i obejmując ramieniem.
-Powiedz.-zaczęłam.-Jesteś moim przyjacielem? Mogę Ci ufać?-Zapytałam niespodziewanie. Sama nie wiedziałam skąd wzięło mi się takie pytanie w mojej głowie. Ufałam mu przecież, zwierzałam się z rzeczy, o których nie mówiłam przyjaciółkom, Taylor'owi i rodzicom. Chyba po prostu chciałam usłyszeć, za kogo on siebie uważa. No i oczywiście mnie. Odsunęłam się troszkę od niego i popatrzyłam w oczy. Były błyszczące i tak mocno brązowe.
-A czy nie zaufałaś mi już kilkakrotnie?-Zapytał z tym nieziemskim uśmiechem na ustach. Ale nie tym zadziornym, ani szyderczym, ani znaczącym to i owo tylko po prostu anielskim. Patrząc na jego usta nie mogłam myśleć o niczym innym. Tylko o nich, o tym, że chciałabym go pocałować, o tym, że nie tylko mu ufam, ale i go kocham. Właśnie jedną z moich wad, była słaba wola. Nienawidziłam się za to ale taka już byłam. Nie oglądając się na to, że na dole są moi rodzice, na to, że jeszcze kilka godzin temu zerwałam z chłopakiem i na konsekwencje, których nie przemyślałam do końca, przymknęłam lekko oczy i przybliżyłam no niego swoją twarz. Oparłam ręce na jego barkach, wspięłam się na nich i pocałowałam go. Tak po prostu. Bałam się, że na tym się skończy, że nie odda pocałunku. Ale on, złapał mnie w talii i gdy zaczynałam się odsuwać, przytrzymał przy sobie. Nie całował mnie, ale pragnął abym sama nie przestawała go całować. Lekko, leciuteńko muskałam jego wargi. Bardzo delikatnie, tak jakby go budząc, co w końcu się stało. Wyrwał się z transu i w końcu oddał pocałunek. Całował świetnie. Delikatnie, ostrożnie a za razem tak namiętnie, że sama nie potrafiłam przestać. Jednak czułam, jakby to był tylko przedsmak tego, co dopiero może nastąpić. Kiedy już chciałam zacząć całować go bardziej zachłannie oderwał mnie szybko od siebie, wstał w pół sekundy i odskoczył od łóżka jak oparzony. Stanął przy łóżku z wystraszoną minął. Było tak wspaniale, mieliśmy zostać przyjaciółmi a ja oczywiście wszystko spieprzyłam. Byłam wściekła na siebie i moją słabą wolę. W moich oczach pojawiały się łzy ale zacisnęłam oczy i nie pozwoliłam im spłynąć. Zresztą, co ja sobie wyobrażałam? Dla niego jestem tylko małą gówniarą. Nie wiem jakim cudem, on w ogóle ze mną rozmawiał. Byłam dla niego jak dziecko.
-Przepraszam Jacob, nie chciałam, proszę wybacz mi. Nie wiem co we mnie wstąpiło.-Zaczęłam tworzyć jakieś urywki zdań ale tylko jeszcze bardziej się skompromitowałam. Spuściłam tylko głowę i wciągnęłam nogi na łóżko. Zerknęłam tylko na niego ukradkiem. Stał nadal przy biurku nawet się nie poruszywszy. Był tak wystraszony jakby nie wiem co się stało. Patrzył wprost na mnie przez co czułam się okropnie. Chciałam żeby już poszedł ale skoro go wpuściłam to nie będę go wyganiać.
-To ja przepraszam.-Powiedział w końcu.
-To ja zaczęłam, a przecież w ogóle nie miałam prawa.-Wytłumaczyłam się.-I bardzo cię przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałam. Jestem tylko głupią nastolatką.-Burknęłam, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
-Nie mów tak!-uniósł się lekko.-Nie rozumiesz. Ja nie chcę, Cię skrzywdzić. Obiecałem cię chronić, a co jeśli, zrobię coś nie tak? Nie chcę, żebyś znowu cierpiała.-powiedział lekko przygnębiony. To były chyba najsłodsze i najwspanialsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam. I dlatego, wydaje mi się, że to nie może być prawdą. To jest wręcz nierealne.
-Nie mów tak. Nie okłamuj mnie, bo jeśli chcesz mnie w jakiś sposób chronić, czego nie rozumiem, to właśnie mnie ranisz.-powiedziałam urażona.
-Jessica, proszę, nawet tak nie myśl.-powiedział zasmucony.-To prawda, proszę zrozum mnie. Nie wiem jak to się stało, ale pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Pokochałem, tę małą, uśmiechniętą rusałkę, jaką jesteś. Nie wyobrażam sobie dnia, bez spojrzenia na ciebie chociaż raz. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, od kiedy cię znalazłem. Ale nie chodzi mi o to abyś ty była koniecznie ze mną. Chcę, żebyś była po prostu szczęśliwa. Żeby nikt cię nie skrzywdził. Chcę widzieć, jak bezpiecznie dorastasz, rozwijasz się, i może też kochasz kogoś, kto również cię kocha. Chciałbym być z tobą, ale nie chcę cię skrzywdzić. Bo widzisz, oprócz tej różnicy wieku, różnimy się czymś jeszcze. Nie mogę ci powiedzieć czym, błagam cię po prostu mi uwierz. To jest bardzo skomplikowane. Jesteś jeszcze młoda, będziesz się zakochiwać i odkochiwać jeszcze wiele razy. Przecież, możliwie, że we mnie również nie jesteś zakochana. Chcę ci ograniczyć ból ewentualnego rozstania. Rozumiesz mnie?-Nie wierzyłam własnym uszom nawet w najmniejszym stopniu. Chyba śniłam. Może nadal leżałam na ulicy nieprzytomna? Albo w szpitalu, tylko o tym nie wiedziałam? Albo zasnęłam na łóżku zaraz po przyjściu? Zaczęłam się szczypać po ręce, co podobno powinno działać, żeby się wybudzić ale nie pomagało. Ręka mnie bolała i wydawało mi się teraz, że to chyba jednak nie sen. Popatrzyłam na Jacob'a, który z kolei patrzył zdziwiony na mnie.
-To na pewno jest sen, tylko,.. dziwne, bo nie pamiętam, żebym się kładła... No i przez cały ten czas wydaje się bardzo realny. Nawet czuję ból. Ale skoro to jest sen, to jak skoczę z okna to nic mi nie będzie? Prawda?-wpadłam na ten idiotyczny pomysł. Ale skoro to był sen, to co szkodziło mi skoczyć z tego okna? Wstałam szybko, podeszłam do niego i otworzyłam. Zaczęłam wchodzić na parapet ale wtedy ktoś złapał mnie w pasie od tyłu.
-Jessica, co ty wyprawiasz? Odbiło Ci? Chcesz się zabić?-prawie krzyknął na mnie Jacob.
-Jacob, to mój sen! Pozwól mi się bawić!-Krzyknęłam nie zwracając uwagi na rodziców na dole. W końcu to i tak był sen.
-To nie sen Jessica. Jesteś realna, tak samo jak ja. To wszystko jest realne! Uwierz mi! Zaufaj. Mówiłaś, że mi ufasz.-powiedział zdejmując mnie z parapetu i stawiając na ziemi, obracając przodem do siebie.
-To dlaczego z jednej strony twoje słowa zdają się być czymś najwspanialszym a z drugiej okropnym koszmarem. Zadały mi ból.-Poskarżyłam się.
-Przepraszam ale to jest prawda. Na to nic nie poradzę.-Odrzekł troszkę zrezygnowany.
-A obiecałeś mnie chronić!-jęknęłam już kompletnie zdezorientowana. Sama nie wiedziałam już czego chcę, co znaczyły dla mnie jego słowa i w ogóle co się działo.-Jeśli mnie kochasz to dlaczego mnie ranisz i nie chcesz ze mną być?! Zresztą nie odpowiadaj, bo najwyraźniej po prostu kłamałeś. Po co? Nie rozumiem. Jeśli nie chciałeś ze mną być to przecież ci nie kazałam. Powiedziałam ci, że przepraszam za pocałunek, nie był na miejscu. A nawet proszę! Jeśli chcesz wiedzieć, to to ja się w tobie nie wiedzieć czemu zakochałam ale potrafiłabym żyć tylko w przyjaźni, nawet po tym pocałunku. Ty musiałeś mnie jednak zranić jakimiś gadkami zamiast powiedzieć w prost, że nie mam u ciebie najmniejszych szans! Po co to?! Nie chcesz więc być nawet moim przyjacielem?! To po co przywiozłeś mnie do siebie do domu? PO co przyszedłeś wczoraj? Nic już nie rozumiem! I jeszcze zwierzam Ci się nawet teraz, kiedy już chyba Ci nie ufam! Czemu mnie ranisz i oszukujesz?-wypłakałam chyba wszystko co chciałam mu wygarnąć i wszystko z tego było najszczerszą prawdą. Podszedł do mnie szybko i złapał za ramiona, jakby chciał mną potrząsnąć. Jednak nie robił tego. Trzymał mnie mocno i patrzył prosto w oczy ze zdumieniem ale nie czekał długo. Prawie od razu po moim monologu wręcz przywarł do moich ust. Objął mnie w pasie przyciągając bliżej do siebie. Całował jeszcze lepiej, jeszcze namiętniej i jeszcze goręcej niż kilka minut temu. Nie mogłam się nasycić tym pocałunkiem a on go przerwał. Jednak tym razem nie uciekł na drugi koniec pokoju tylko oparł swoją głowę o moją i nie mogąc jeszcze złapać tchu, powiedział:
-Kocham Cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Nie myślałem, że i ty się zakochasz we mnie. Chciałem cię tylko chronić i być pewnym, że jesteś szczęśliwa. Skoro to cię uszczęśliwi to bądźmy razem. Ja będę wtedy najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Tylko błagam. Jeśli do tego dojdzie to nie daj się nigdy przeze mnie skrzywdzić w żaden sposób. Skrzywdź mnie ale nie daj skrzywdzić siebie. Bo przede mną nie dam rady cię obronić.-Wydyszał i nie czekając na odpowiedź znowu mnie całował. Spokojnie i powoli. Tak jak zawsze sobie wyobrażałam. Po prostu wiedziałam, że nic nie może być lepiej. Tak jakbym czekała na ten pocałunek od zawsze.

sobota, 16 marca 2013

Rozdział siódmy

 Sun&Moon-Muzyka
Polecam muzykę do słuchania podczas czytania :)

Ze spuszczoną z przygnębienia głową, wchodziłam między ludźmi po schodach do budynku zwanego szkołą. Nogi miałam jak z waty, cała się telepałam. Nie dlatego, że nie byłam dobrze przygotowana na chemię, ani dlatego, że bałam się nauczycielki od francuskiego, który dzisiaj mieliśmy. Bałam się spotkania z Taylor'em. Tak bardzo nie chciałam łamać mu serca, już zaledwie po czterech dniach. Ale tak jak powiedział Jake, nie mogłam dłużej trzymać go w kłamstwie, zasługiwał naprawdę. Miałam jedynie nadzieję, że mnie zrozumie, i że nadal będziemy chociaż kumplami. Dochodziłam już do sali od matmy, którą miałam pierwszą, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i obrócił do siebie. Bojąc się spojrzeć mu w oczy nie podnosiłam głowy.

-Jess co z tobą? Wołam cię prawie od wejścia a ty nic!-usłyszałam delikatny dziewczęcy głosik. To była Nathalie. Całe szczęście. Chociaż może i nie bo w sumie wolałabym mieć to już za sobą.

-Przepraszam Cię, nie mam humoru dzisiaj.-Powiedziałam wymijająco i chciałam wejść do sali ale nie puściła mnie.

-Dlaczego nic nie mówiłaś?-zapytała nie dając mi się wyrwać.

-O czym?-Nie miałam teraz sił na jakiekolwiek zgadywanki, babskie gadki i tego typu rzeczy.

-Głuptasie, o tobie i Taylorze. Nie martw się, nie powiem nikomu ale musicie się bardziej z tym kryć jeśli nie chcecie aby cała szkoła o was trąbiła.-Zrobiłam pytającą minę i przeklinałam swoją głupotę. Chodziliśmy po osiedlu jak dwa gołąbeczki więc z pewnością łatwo było nas zauważyć. Miałam jeszcze tylko nadzieję, że nikt więcej nas nie zauważył.

-Nie zobaczy nas razem już nikt więcej bo dzisiaj z nim zerwę.-Powiedziałam beznamiętnie. Nie czułam wyrzutów sumienia z tego powodu ale wiedziałam, że będzie mi ciężko.

-Coo?! Ale jak to? Przecież jesteście dla siebie stworzeni?!-Krzyknęła Nathalie ale szybko zamknęłam jej usta dłonią.

-Pomyliłam się. Nie kocham go, nie czuję, żeby było między nami coś wyjątkowego. Nic nie czuję. To była tylko chwilowa słabość.-Chciała coś jeszcze wtrącać jak zwykle od siebie ale nawet nie chciało mi się słuchać.-Nathalie, proszę, ja wiem po prostu, że to nie ma sensu. Po co mam to ciągnąć dłużej, skoro to jedno wielkie kłamstwo? Tay zasługuje naprawdę więc mu ją dam. Mam jedynie nadzieję, że mnie nie znienawidzi. Błagam Cię, nie rób takiej miny bo i tak nie zmienię zdania. Po co?-Dokładnie o to chodziło. Musiałam powiedzieć mu prawdę i koniec.

-Spróbuj, może coś jeszcze z tego wyjdzie, tak bardzo do siebie pasujecie, Jessica.-Takie namowy nic nie pomogą. Po prostu, ale nie chciało mi się jej już tego tłumaczyć. Puściła mnie w końcu i weszłam na matmę. Stres przez cały czas zżerał mnie od środka a co gorsza nie spotkałam go ani na następnej przerwie ani na jeszcze następnej. Bałam się, że w ogóle nie ma go dzisiaj w szkole. Wychodząc już z płaszczykiem w ręku ze szkoły zobaczyłam go na parkingu z grupką innych chłopaków. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego. Uśmiechnął się do mnie nieziemsko ale szybko spuściłam głowę, żeby przypadkiem nie ulec jego urokowi.

-Taylor, musimy pogadać.-Powiedziałam szybko, odciągając go kawałek na bok.

-O co chodzi słońce?-Zapytał, a mi serce się krajało.

-Musimy zerwać.-Rzuciłam prosto z mostu.

-He he he... Mało śmieszny kawał.-Powiedział zirytowany.

-Nie Tay, ja mówię serio, posłuchaj, wiem, że uznasz mnie za kretynkę ale nic do ciebie nie czuję, nie wiem dlaczego cię całowałam tam u ciebie w domu ale to był tylko impuls i stało się. Nie chciałam cię okłamywać więc ci mówię, bo uważam, że zasługujesz naprawdę ale moim zdaniem nie iskrzy między nami.-Powiedziałam. Patrzył na mnie z zaciśniętymi pięściami.

-Zrobiłaś to specjalnie! Specjalnie wtedy pozwoliłaś się całować, żeby się trochę zabawić a jak już pewnie znalazłaś następnego to ze mną zrywasz! Wszystkie takie jesteście! Wszystkie kobiety to wredne suki! Ty też! Ile mi dałaś czasu? Trzy dni?! Cztery!?-Nie wierzyłam własnym uszom. Jak on mógł mówić mi takie rzeczy? Przecież nie zrobiłam nic złego.

-Nie mów tak.-Powiedziałam cicho.

-Będę tak mówił bo taka jest prawda!-Wiedziałam, że nie przyjmie moich słów ciepło ale nie myślałam, że aż tak mnie znienawidzi. Najwyraźniej musiał już kiedyś mieć przykre doświadczenia z kobietami.

-Wcale, że nie! Powiedziałam ci jaka jest prawda ale ty nie umiesz słuchać! Bardzo dobrze, że z tobą zerwałam bo jak widać jesteś skończonym idiotą!-Uderzyłam go jeszcze z liścia i odbiegłam. Ze łzami w oczach biegłam między kałużami. Nienawidziłam jego, siebie, całego świata. Jak mógł mnie tak potraktować? Przecież chyba nie zrobiłam nic złego. Zaczęłam przebiegać przez ulicę gdy usłyszałam pisk opon i klakson samochodu. Zatrzymałam się, podniosłam wzrok i zobaczyłam pół metra od siebie, czarne BMW. Serce prawie mi stanęło na myśl, że zetknęłam się ze śmiercią. Zawirowało mi w głowie bo koleś z BMW właśnie zaczął wysiadać. Pewnie nieźle mi się zaraz oberwie. W głowie wirowało mi jeszcze bardziej, rozejrzałam się jeszcze tylko dookoła gdzie jak zwykle wokół mnie zebrał się spory tłum ludzi i uczniów bo i tak nie zdążyłam odobiec jakoś daleko od szkoły. Potem widziałam już tylko białą mgłę i ciemność. Czułam jeszcze tylko, mokrą i zimną podłogę pode mną. To by było na tyle, film się urwał.

Byłam na plaży. Z dala od wiecznie mokrego i zimnego New Jersey. Mimo, że lubiłam to miasto to zawsze najbardziej kochałam ciepły piasek i morze. Leżałam sama na miękkim piasku wpatrując się w zachodzące słońce. Nagle przyszła wielka fala a razem z nią rzeczywistość. Na razie była ciemność, miałam zamknięte oczy, ale za to słyszałam głosy i czułam czyjś dotyk. Słyszałam jedynie czyjś oddech, równy i spokojny. Na głowie czułam czyjąś dużą, ciepłą i gładką rękę. Obróciłam się na bok i mimo że nie chciałam otwierać oczu to zrobiłam to. Pierwszy raz rzeczywistość była lepsza niż sen. Zobaczyłam twarz Jacob'a. Patrzył na mnie zatroskany ale uśmiechnął się gdy zobaczył, że się obudziłam. Przypomniałam sobie, co się stało jakiś....czas temu ale w ogóle nie kojarzyłam skąd on się wziął. Zmarszczyłam czoło.

-Masz bardzo dużą tendencję do wpadania na mnie.-Powiedział cicho. No to się mogłam już łatwo domyślić, że to był jego samochód.

-Jak widać.-Rozejrzałam się trochę dookoła ale nie poznawałam tego miejsca. Szpital to też raczej nie był.-Chwila, gdzie ja jestem?!-Krzyknęłam szybko się podnosząc i zrzucając z siebie koc. Od razu tego pożałowałam. Fala bólu uderzyła mi do głowy. Złapałam się za skronie i osunęłam z powrotem na poduszki. Z tego co zauważyłam to łóżko było spore i bardzo wygodne ale Jake klęczał przy nim jak piesek.

-Powoli i spokojnie.-Odgarnął mi włosy z twarzy.-Jesteśmy u mnie w mieszkaniu. Wiem, że chyba nie powinienem był cie tu przywozić ale nie wiedziałem gdzie indziej. Do szpitala nie trzeba było, a istniało ryzyko, że twoi rodzice nie wrócili jeszcze z pracy. Nie chciałem, żebyś leżała w samochodzie nie wiadomo ile. Przywiozłem cię tu, żebyś mogła spokojnie odpocząć.-Wytłumaczył. No okej, nie miałam mu tego za złe. Chyba mu ufałam. Wtedy poczułam, że mam gołe nogi, a gdy popatrzyłam po sobie to na górze miałam męską, dużą, koszulę sportową.

-Tylko mi nie mów, że to ty mnie przebrałeś.-Wystraszyłam się bo jeśli tak, to kto wie co on jeszcze ze mną robił gdy spałam?

-Spokojnie, już mówiłem. Nie, chociaż bym chciał.-Uśmiechnął się znacząco.

-Głupek.-Zirytowałam się

-Zrobiła to pani Getrick, moja gosposia.-Ehhh... no niech będzie.

-Masz ładny dom.-Powiedziałam rozglądają się tym razem dokładniej dookoła.

-Dziękuję. Chcesz coś do picia? Może kakao?-Zaproponował. Tak, chciało mi się pić i z chęcią napiłabym się kakaa.

-Poproszę, jeśli można.-Podniósł się na nogi i zaczął iść w stronę drzwi. Nie chcąc zostać samej wyskoczyłam z łóżka i powędrowałam za nim. Kakao, które zrobił mi Jake, bo pani Getrick już nie było, było pyszne. Wypiłam szybko ze smakiem, i odstawiłam na stoliczek do kawy. Jake przez cały ten czas wpatrywał się we mnie Siedziałam tak, czując się trochę nieswojo. Zmieniał pozycję ale cały czas nie przestawał na mnie patrzeć. Czułam się już trochę wręcz dziwnie.

-Powiedz mi, dlaczego biegłaś płacząc i do tego się nie rozglądając? Mogłaś wpaść pod samochód, co prawie się przecież stało. Odebrało Ci rozum?!-wręcz krzyknął na mnie pod koniec. Co ja jestem?! Nie będzie na mnie krzyczeć jakiś obcy facet!

-Dzięki za kakao ale chyba już pójdę!-syknęłam zła jak osa i podniosłam się z kanapy. Jake równie szybko wstał i złapał mnie za ramiona.

-Przepraszam, Jessica, Ja się po prostu o ciebie strasznie bałem. Nawet nie wiesz jak bardzo. Znowu coś mogło Ci się stać. Ostatnio masz jakieś pechowe dni.-Powiedział przytulając mnie i głaszcząc po włosach. W oczach zaiskrzyły mi łzy. Nie wiedząc czemu, szloch wydobył się z mojego gardła. I już kompletnie nie wiedząc czemu, rozpłakałam się totalnie i opowiedziałam mu o wszystkim. O tym napadzie dokładniej, o tym co czułam. O mnie i Taylorze. A potem o tym zerwaniu i jego słowach. Przy tym czułam się najgorzej. Ból, który chwilowo minął, znowu wrócił. Siedziałam wtulona w Jake'a, na jego kolanach na fotelu. Nie miałam pojęcia, co zrobię, gdy wrócę do domu. Było już około osiemnastej i z pewnością niedługo będę musiała się zbierać ale ani w mamie ani w tacie nie znajdę takiego oparcia. W ogóle, nie mogę im powiedzieć o żadnej z rzeczy, o której wie Jake. Znając życie, to cały wieczór i noc przesiedzę na łóżku, nie mogąc zasnąć i cały czas płacząc. Moje serce nigdy tak nie bolało.

-Jessica, spokojnie. Pamiętaj, ja, nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę cie skrzywdzić. Komukolwiek, kiedykolwiek. Już zawsze będę cię chronił.-Powiedział do mnie, gdy skończyłam opowieść w jeszcze gorszym stanie niż gdy zaczynałam. Zmoczyłam mu całe ramię koszuli łzami, opowiedziałam bezsensowne historie leżąc na jego barku a on nadal słuchał mnie z uwagą i pocieszał. Był taki kochany. Zaczęłam go uważać za przyjaciela. A co gorsza, z każdą minutą stawał się dla mnie kimś jeszcze bardziej wyjątkowym. Moje serce zawsze biło inaczej, gdy on był przy mnie. Ale niestety nie ma szans żeby między nami coś było. Te sześć lat różnicy to chyba jednak za dużo. Stwierdziłam w myślach i zwróciłam ku niemu zapłakane oczy.

-Dziękuję. Jesteś dla mnie jak prawdziwy przyjaciel. Naprawdę. Chociaż znam cię zaledwie trzy dni. Ale chyba naprawdę będę iść bo nadużywam twojej gościnności. Pewnie masz jakiś gości, na wieczór. Albo może jedziesz do dziewczyny?-Powiedziałam i zaczęłam się podnosić z jego kolan. Złapał mnie za nadgarstki i z powrotem pociągnął do siebie.

-Nie mam dziewczyny, a ty jesteś moim gościem. Oczywiście, możesz w każdej chwili wyjść. Tylko powiedz wcześniej to cię odwiozę.-Miał najwspanialszy uśmiech na świecie. Ładniejszy niż Taylor, niż mój pierwszy chłopak, niż wszystkie chłopaki razem wzięte. Dotknęłam jego policzka dłonią, delikatnie. Spojrzałam w oczy, które były głębokie jak morze, chociaż, były brązowe.

-No więc chyba na serio będę musiała iść bo rodzice będą się martwić.-Posmutniałam na tę myśl. Nie chciałam wracać. Do pustego pokoju gdzie następne dwadzieścia cztery godziny spędzę w samotności.

-Jeśli naprawdę tego chcesz? Tylko, powiedz mi co cię gryzie. Nie ukryjesz tego przede mną, widzę, że coś cię trapi.-Powiedział nadal nie pozwalając mi wstać. Może mi się wydawało ale może i nie, że to była tylko zagrywka, żebym pobyła jeszcze te dwie minutki dłużej. Ale bądź co bądź, chciałam zostać chociaż te dwie minutki dłużej.

-Nie chcę wracać. Będę sama.-Powiedziałam.

-Nie ma twoich rodziców w domu?-Zapytał.

-Są, ale nie powiem im o niczym, a potrzebuję kogoś kto mnie rozumie. Jednak naprawdę, muszę wracać. Mogę już wziąć swoje ubrania?-Wytłumaczyłam.

-Poczekaj, przyniosę ci.-powiedział. Zebrałam się w dziesięć minut i zawiózł mnie pod dom. Podziękowałam mu za wszystko, przytuliłam jeszcze i podreptałam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę a sama rzuciłam się na łóżko. Miałam tyle rzeczy do przemyślenia, do tego nie odrobione lekcje. Ale nimi się nie przejmowałam. Spiszę jutro w szkole to co było zadane. Martwiłam się o spotkanie Taylor'a, o to co może wyniknąć z moich uczuć do Jake'a. O to czy w ogóle przeżyję jutrzejszy dzień. Chciałam aby był przy mnie. Aby położył rękę na mojej głowie, ulżył mi w tym bezsensownym myśleniu.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział szósty

Wchodziłam po schodach z herbatą w rękach. I mimo że trzymałam ją w obu rękach to o mało co jej nie wylałam. Przeżycia z dzisiejszego wieczoru nadal do mnie nie docierały. Byłam jeszcze małą dziewczynką i to było jak dla mnie stanowczo za dużo. Usiadłam wygodnie na łóżku po turecku opierając się o jego zagłówek. Sięgnęłam rękę do kieszeni wyjmując z niej wizytówkę od nieznajomego. Trzymałam ją w ręku i przypominałam sobie jego twarz. Miał na pewno ponad 25 lat, był oczywiście bardzo przystojny, taki męski. Pięknie pachniał. Pomimo tego, że było między nami około sześciu lat różnicy, i że pierwszy raz w życiu widziałam go na oczy to czułam pomiędzy nami dziwną więź. Miał wspaniałe niebieskie oczy w których można się było zagubić. Obracałam kartkę w ręku i popijając herbatę sięgnęłam do telefonu zapisując jego numer. Mimo że pewnie i tak już nigdy się nie spotkamy chciałam już zawsze o nim pamiętać. Uratował mi życie ryzykując własne chociaż dziwnie łatwo poszło mu z trzema naraz. Mogłam się tylko domyślać, że pewnie miał idealny kaloryfer tak jak całą swoją posturę. Z moich rozmyślań wybudziły mnie wibracje telefonu. Był to SMS od Taylora. „Dobranoc Jessico, kocham Cię i całuję.”. Mimo że to SMS od chłopaka to nie uszczęśliwił mnie za bardzo. Od razu napłynęła mi myśl, że wolałabym dostać takiego SMS'a od Jacob'a. Ale pewnie on miał jakąś dziewczynę, pewnie studentkę. Albo nawet był już żonaty. O czym ja w ogóle rozmyślałam. Nie miałam u niego najmniejszych szans a różnica wieku stanowczo była za duża. Chcąc nie chcąc odpisałam w końcu do Taylor'a i położyłam się spać.
Chciałam od tego wszystkiego odpocząć ale nie mogłam. Nie mogłam zasnąć bojąc się, że znowu mnie ktoś zaatakuje. Budziły mnie co chwilę koszmary, a w każdym z nich spotykała mnie śmierć. Tak więc rano wyglądałam jak trup. Rodzice oczywiście się o mnie martwili ale mówiłam tylko, że po prostu źle spałam co w zasadzie było prawdą. Jak ja się cieszyłam, że nie musiałam dzisiaj iść do szkoły, że miałam dzień na odpoczynek. Koło południa przyszedł po mnie Taylor. Mimo że bałam się wychodzić dzisiaj z domu to pomyślałam, że przecież może w niedzielne południe nikt mnie nie napadnie. Oprócz tego szłam z Taylorem więc może nie będzie tak źle.
No i niestety się pomyliłam. Nie czułam się przy nim bezpiecznie. Rozglądałam się przez cały czas w obawie, że ktoś nas zaatakuje. Nie wiedząc czemu coś ciągnęło mnie w stronę domu Jacob'a. Szliśmy więc powoli w tamtym kierunku objęci jak na parę przystało. Taylor również się o mnie martwił, mówił, że jestem dzisiaj jakaś dziwna. Tłumaczyłam się zmęczeniem i chyba tego za bardzo nie łyknął ale nie miał innego wyjścia. Przechodząc koło sklepu spożywczego wpadłam na otwierające się drzwi. Uderzyłam w nie i poleciałam do tyłu. Widziałam jak Taylor nie do końca wiedział co się stało bo wszystko działo się bardzo szybko. W jednej chwili idę z nim objęta a w drugiej już mnie nie ma. Właściwie już wiedziałam, że polecę na beton i uderzę o niego gołą głową najprawdopodobniej tracąc przy tym przytomność ale o dziwo wylądowałam w czyiś miękkich ramionach. Zakręciło mi się trochę w głowie ale gdy nabrałam w płuca powietrza poczułam ten fantastyczny zapach. To był na pewno Jacob. Serce podeszło mi do gardła i bałam się otworzyć oczy bojąc się, że to sen i się z niego obudzę. Leżałam więc chwilę tak, nawet nie drgając a sekundy mijały w tych wspaniałych ramionach. Tak bardzo się cieszyłam, że znowu się w nich znalazłam. W końcu jednak musiałam się ocknąć bo zaczął mówić do mnie ten miły dla uszu głos.
-Jessica.-Mówił spokojnie i cicho.-Jessica, nic Ci nie jest?-pytał. Zamrugałam lekko oczyma i zobaczyłam tą twarz niczym u greckiego boga. Minę miał lekko zaniepokojoną ale miło się na niego patrzyło. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie ciesząc się, że mam takiego prywatnego ochroniarza. Oddał lekko uśmiech.-Ktoś na Ciebie czeka.-powiedział lekko kiwając głową w stronę Taylora. Spojrzałam w tamtym kierunku ale szybko zwróciłam głowę z powrotem ku Jacob'owi. Nie spieszyło mi się wstawać z jego ramion bo i tak pewnie już nie będę mieć okazji w nich wylądować kolejny raz.
-Jak to jest, że znowu mnie ratujesz?-szepnęłam cichutko aby tylko on usłyszał.-Nie odpowiadaj.-Dodałam.-Dziękuję Ci za to bardzo jeszcze raz. Jeśli będę się mogła jakoś odwdzięczyć to wiesz gdzie mieszkam.-Powiedziałam jeszcze ale byłam na siebie cholernie zła. To był przecież prawie obcy koleś, starszy, możliwe, że tak naprawdę to wkurzało go, że akurat on mnie zawsze ratuje! Uśmiechnął się jednak do mnie czule i pomógł wstać. Sam również się podniósł.
-Na pewno nic Ci nie jest?-zapytał jeszcze na odchodnym.
-Nie, dziękuję bardzo.-Powiedziałam mrugając do niego okiem i zwracając się ku Taylor'owi. Przez obecność Jacob'a nawet nie zauważyłam tłumu jaki się wokoło nas zgromadził. Wzięłam Taylor'a pod rękę i zaczęliśmy wracać do domu. Pytał się co chwilę czy na pewno dobrze się czuję. Był miły ale to jednak Jake uratował mi życie. Nikomu nie będę nigdy bardziej wdzięczna. Wtedy właśnie zaczęłam się zastanawiać. Jakim cudem tak szybko znalazł się przy mnie. Przecież wiedziałabym gdyby szedł zaraz za mną. Męczyła mnie ta myśl ale najważniejsze dla mnie w tej chwili było to, że znowu go spotkałam. Mimo że od momentu od kiedy jesteśmy razem z Taylor'em minęły zaledwie dwa dni to już moje uczucia do niego traciły moc. Ciągle rozmyślałam o Jake'u, wyłączałam się podczas naszego spaceru i nie słyszałam co mówił do mnie Taylor. Co nie było dla mnie dobre. Nie mogłam się zakochać w mężczyźnie tyle ode mnie starszym, u którego nie mam szans i który pewnie i tak mnie nie pokocha. Pożegnałam się z Taylor'em pocałunkiem i wróciłam do domu. Zjadłam obiad, i poszłam do siebie na górę. Chciałam odrobić lekcje ale nie mogłam oczywiście się skupić. Nagle usłyszałam jak coś stuknęło w moje okno. Przestraszyłam się trochę ale podeszłam ostrożnie aby zaglądnąć co to. Wychyliłam się zza firanki i zobaczyłam Jacob'a. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie zważając uwagi na zimno otworzyłam okno i krzyknęłam do niego.
-Co pan tu robi?!-zapytałam. Zrobił dziwną minę więc się poprawiłam.-To znaczy się co ty tu robisz?!-Uśmiechnął się jak zwykle nieziemsko ukazując swe bialutkie ząbki i odpowiedział.
-Przyszedłem po swoją zapłatę.-Powiedział.-Dasz się zaprosić na spacer? Zawsze chodzę sam, nie znam tu prawie nikogo, pomyślałem, że może ty chciałabyś się ze mną przejść.-Moje serce zabiło mocniej. Chociaż, że to tylko spacer i że przecież mam chłopaka to, gdy mówił do mnie moje serce biło mocniej.
-Jest już ciemno, nie puszczą mnie wieczorem samej a nie powiem im, że idę z obcym... studentem? Właśnie, nawet nie wiem ile masz lat...-Powiedziałam.
-Dwadzieścia cztery.-Odpowiedział.-Okej... no to odsuń się.-Powiedział i odszedł kilka kroków do tyłu. Następnie rozpędził się trochę i lekko przytrzymując rynny wskoczył aż do mojego okna. Nie wiem jak wskoczył aż tak wysoko ale skoro ocalił mnie przed aż trzema dryblasami to bardzo mnie to nie zdziwiło. Stanął przede mną szczerząc się od ucha do ucha.
-Proszę, rozgość się tylko błagam, jak moi rodzice cie tu znajdą to chyba mnie zabiją.-Powiedziałam siadając na łóżku, gdzie zaraz potem, obok mnie, usiadł Jake. Zaraz potem jednak wstał i podszedł do mojej tablicy korkowej.
-Widzę, że bardzo lubisz szkicować.-Zagadnął nadal przyglądając się moim dziełom. Wisiały tam tylko dwa, choć miałam ich całą teczkę, ponieważ schły. Te były rysowane czarną farbą. Nie pokazywałam ich nikomu bo zawsze się wstydziłam. Wyrażały moje emocje i uczucia. Te tutaj w szczególności. Jeden przedstawiał mnie, w tamtym zaułku, samą i Jake'a z mieczem w ręku jako mojego obrońcę, który pokonał smoka. Oczywiście smok był tak jakby tymi trzema kolesiami. Na drugim z kolei byłam ja w ramionach Jacob'a. Miałam przymknięte oczy i wtuloną w niego głowę. Chodziło o to, że mimo że spędziłam przy nim w sumie może tylko ze dwie godziny to czułam się przez cały czas tak bezpieczna jak nigdy dotąd. Zerwałam się szybko z łóżka i podbiegłam do tablicy zrywając szkice.
-Nie patrz na nie, są brzydkie.-Powiedziałam.-Do tego to moje bardzo prywatne rzeczy.-Lekko zdenerwowana zaczęłam je szybko chować do szafki.
-Żartujesz sobie? One są naprawdę dobre, a ty naprawdę masz talent.-Powiedział wręcz zaszokowany moją odpowiedzią.
-Dobra, nieważne. Od kiedy jesteś w New Jersey?-Zapytałam żeby jakoś zacząć rozmowę. Szczerze mówiąc jakoś dziwnie mi było z tym, że wlazł do mnie do pokoju jakiś facet sześć lat starszy ode mnie ale z drugiej strony jak zawsze czułam się dobrze w jego towarzystwie.
-Od początku września, nie myślałem, że zostanę tu długo ale chyba jednak tak. A ty? Od zawsze tu mieszkasz?
-Tak, urodziłam się tu, kocham to miasto, moich przyjaciół...
-No i chłopaka.-dodał lekko mnie szturchając.
-Powiedzmy.-Mruknęłam pod nosem no ale na moje nieszczęście usłyszał to Jake.
-To znaczy?-Zapytał.
-Nie ważne.-Powiedziałam wymijająco z lekkim westchnieniem.-Nie zadziwia cię to, że znamy się zaledwie kilka godzin, a dodatku jesteś sześć lat starszy ode mnie a gadamy sobie jakbyśmy się znali od zawsze?-Zapytałam chcąc trochę jakby zmienić temat ale w sumie to trochę też mnie to i zaskakiwało.
-Owszem, ale ty tu nie zmieniaj tematu. Zaczęłaś to skończ bo nie pójdę stąd dopóki z siebie tego nie wydusisz. Chcę ci jakoś pomóc.-Powiedział siadając znowu koło mnie na łóżku.
-Nooo.. Ja sama nie wiem czy go naprawdę kocham.-powiedziałam spuszczając wzrok ale poczułam, że będzie mi lepiej jeśli mu powiem co czuję.-Wydawało mi się, że coś do niego czuję ale już zaraz po kilku dniach przestałam odczuwać jakąkolwiek chemię. Wydaje mi się, że zawsze była nam pisana tylko przyjaźń ale boję się, że po zerwaniu Taylor nie będzie chciał mnie znać. A ja przecież no na swój sposób, jako przyjaciela go kocham i nie chcę tracić.-Dokończyłam z lekkim szlochem w gardle. Dopiero mówiąc te słowa zdałam sobie sprawę z tego co jest między mną i Taylor'em i z tego, dlaczego nie chciałam z nim zerwać tak od razu ani w ogóle.-Nie chcę złamać mu serca, jest naprawdę kochany. No i co ja mam teraz zrobić?-Zapytałam wpadając Jacob'owi w ramiona. Objął mnie delikatnie jak starszy, troskliwy brat.
-Spokojnie, to nie koniec świata. Powiedz mu mniej więcej to co powiedziałaś mi i myślę, że powinien zrozumieć. A jeśli nie zrozumie to jego problem. Ty będziesz na pewno jak najbardziej w porządku wobec niego.-Powiedział a ja postanowiłam, że tak zrobię, i to chyba jutro. Humor mi troszeczkę wrócił ale po chwili znowu go straciłam bo musiałam odrobić lekcje. Oderwałam się od Jacob'a, usiadłam przy biurku i zaczęłam od francuskiego. To była moja największa zmora w szkole ale jak się okazało Jacob był z niego całkiem niezły.
Leżąc już w łóżku zastanawiałam się nadal nad pytaniem, które wcześniej sama zadałam Jacob'owi, który już dawno poszedł. Jakim cudem, w ogóle się nie znając, z taką różnicą wieku, tak dobrze się dogadujemy? Jednak to nie było jedyne pytanie, na które nie znałam odpowiedzi. Dlaczego ja mu ufałam? Nie czułam przy nim zagrożenia a wręcz przeciwnie. Oprócz tego jakim cudem udało mu się wyskoczyć z mojego okna nic sobie nie robiąc?
Przekręcałam się tylko z boku na bok szukając jakiejkolwiek logicznej odpowiedzi ale ona niestety nie nadeszła. Wyprzedził ją sen, który był mi bardzo potrzebny.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Proszę o komcie :D
jest też nowy rozdział na trzecim blogu (jest w zakładce na górze)

sobota, 9 marca 2013

Rozdział piąty (oczami Jacoba)

Hejka, wiem, że poprzedni rozdział zakończyłam w strasznym momencie dlatego szybko dodaję NN :D
Miłego czytania

 
Cały dzień załatwiałem różne sprawy, latałem wręcz po całym mieście i przez cały czas rozglądając się za moją ukochaną. Gdy zbliżał się wieczór znów wcieliłem się w postać wilka i pobiegłem do lasu. Musiałem trochę odreagować po całym dniu, pooddychać świeżym powietrzem, dotlenić mózg. Wracając znów się przemieniłem w człowieka i postanowiłem pospacerować po mieście. Wlokłem się nawet dokładnie nie wiedząc gdzie. Mijałem jakiś park, potem następny, i następny. Było tu dużo parków. Jakieś kafejki, niektóre puste inne wręcz oblegane przez tłumy ludzi, przeszedłem obok jakiejś szkoły, potem przez skrzyżowanie i dalej szedłem przed siebie. Byłem jedynie na przedmieściach miasta więc właściwie nie było ruchu chociaż nie było bardzo późno, dopiero po 21:00.
Szedłem tak więc sam, dalej przed siebie gdy nagle moje serce zrobiło się niespokojne. Przyśpieszyłem trochę kroku i gdzieś w moich nozdrzach zamajaczył ten charakterystyczny, najsłodszy pod słońcem zapach... jej. To był na pewno jej zapach. Zerwałem się w tamtym kierunku i próbowałem ją zlokalizować. Rozglądałem się wszędzie dookoła ale to była jedynie odrobinka jej zapachu i nie mogłem trafić na jej trop. W miejscu gdzie on się urywał zaczynał się zapach jakiegoś mężczyzny. Chyba nawet dwóch. Niestety nie będąc pod postacią wilka moje zdolności traciły moc. Nie wiedziałem czy dobrze robię ale postanowiłem pójść w tamtym kierunku. Szedłem jakimiś śmierdzącymi zaułkami, między blokami i zacząłem słyszeć jakieś głosy. Był niewyraźne i z pewnością nie należał do małej dziewczynki ale nadal szedłem w tamtym kierunku. Intuicja po prostu mówiła mi, że powinien tam iść. Mimo że nie czułem nigdzie w tych okolicach jej zapachu coś mnie tam ciągnęło. Głos mężczyzny stawał się coraz głośniejszy i mogłem już całkiem wyraźnie słyszeć słowa. To co mówił też raczej wydawało się nie być skierowane do nastolatki ale nadal szedłem w ich kierunku. Doszedłem do rogu budynku i przywarłem do ściany chcąc najpierw ostrożnie ocenić sytuację. Wyjrzałem powolutku i od razu rzuciła mi się w oczy. Była przybita do ściany przez dwóch dryblasów a trzeci stał przed nią wyciągając pistolet. Jeszcze sekundę temu miała spuszczoną głowę ale właśnie ją podniosła. Spojrzała prosto na niego, patrzyła mu w oczy z nienawiścią a nie z litością i błaganiem, czego się spodziewałem. Może i byłem sam jeden na ich trójkę ale nawet pod postacią człowieka byłem znacznie silniejszy(chociaż to nadal nic w porównaniu z tym co potrafię pod postacią wilka). Nie mogłem pozwolić na to, by ona, ta jedyna, zginęła. Dopiero co ją odnalazłem. Moje serce ściskało się z bólu patrząc na tą scenę. Nie traciłem więc czasu i wyskoczyłem zza rogu rozpędzając się. Oczy tych, którzy ją trzymali zwróciły się ku mnie i zaraz po tym spojrzał za siebie ten z pistoletem dzięki czemu jeszcze w nią nie strzelił. Nie miał nawet czasu dobrze mnie zobaczyć bo już na niego skoczyłem. Wystarczyło mi kilka sekund i już skręciłem mu kark. Przez te wiele lat świetnie opanowałem sztuki walki. Tamci dwaj szykowali się na mnie z nożami puszczając dziewczynę ale ona zamiast uciekać odsunęła się trochę i nas obserwowała. Pewnie była w szoku i nie wiedziała sama co am robić. Wolałbym jednak aby na to nie patrzyła. Na te brutalne sceny i na mnie, jako największego brutala ze wszystkich, bez serca zabijającego innych. Owszem, robiłem to aby ją ratować ale jednak wolałbym aby nie poznawała mnie na początku od tej strony. Obezwładniłem szybko swoich przeciwników i jednemu również skręciłem kark a drugiemu wbiłem nóż prosto w serce. Lekko zaplamiony jego krwią obróciłem się twarzą do dziewczyny. Trzęsła się lekko skulona w kącie i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Były to najpiękniejsze oczy na świecie. Duże i brązowe. Ale widziałem w nich strach. Bała się mnie, czego właśnie nie chciałem. Cała była piękna a ja w końcu miałem okazję się jej dobrze przyjrzeć. Podniosłem rozłożone ręce do góry na znak, że mnie może się nie obawiać. Zacząłem tak powoli podchodzić do niej, bardzo powolutku nie chcąc jej czymś wystraszyć. Byłem już tylko jakiś metr od niej i wręcz uderzył mnie jej wspaniały zapach. To było takie trudne aby jej nie zamknąć w swoich ramionach aby chronić przed całym złem świata. Chciała się ode mnie odsuwać ale nie miała gdzie. Opuściłem więc tylko jedną rękę i powoli położyłem jej na ramieniu w ramach jakiegoś gestu, że nie jest tu sama i ją wesprę a nie skrzywdzę. Musiałem jeszcze coś do niej powiedzieć, jakieś słowo wyjaśnienia czy coś.
-Spokojnie.-powiedziałem powoli i prawie szeptem czując pod dłonią jak drży chyba też troszkę z zimna.-Oni Ci już nie zagrażają a ja w szczególności też nie.-Powiedziałem. Powinna już wrócić do domu.-Jestem Jacob Crowd.-Przedstawiłem się, może będzie trochę pewniejsza.-Powinnaś już chyba wrócić do domu i napić się herbaty, położyć i uspokoić.-Nie wiedziałem jak o to dyskretnie zapytać ale musiałem wiedzieć czy powie o wszystkim rodzicom i czy będzie chciała złożyć zeznania na policji.-Chodź, zaprowadzę cię do domu.-Zaproponowałem. Oderwała się lekko od ściany i spoglądając na mnie powoli, wręcz tiptopami podreptała obok martwych ciał. Była chyba lekko wyziębiona więc zdjąłem swój płaszcz i okryłem jej ramiona. Spojrzała na mnie dość dziwnym wzrokiem. Pytającym, lekko ale tylko lekko wystraszonym a za razem bardzo łagodnym.
-Będzie panu zimno.-Powiedziała cichutko. Miała taki melodyjny głos niczym kilkadziesiąt malutkich dzwoneczków.
-Spokojnie, nic mi nie będzie. Nie mów mi pan. Jestem Jacob.-Powiedziałem i chciałem się uśmiechnąć ale to stanowczo nie było na miejscu.
-Dziękuję, bardzo pan miły.-Odpowiedziała jeszcze ciszej. Odrobinkę uniosła kącik ust w malutkim uśmieszku. Wręcz niezauważalnym ale ja go dojrzałem. Objąłem ją ramieniem widząc, że miała nogi jak z waty i ciężko jej się szło. Najchętniej to wziąłbym ją na ręce ale to by było raczej dziwne. Szliśmy w ciszy przed siebie w ciemnościach. Bałem się o nią bardzo, że ktoś znowu ją zaatakuje i że następnym razem nie zdążę jej ocalić. Musiałem jeszcze wiedzieć, co chce dalej zrobić, co powie rodzicom.
-A więc,-zacząłem.-Co chcesz dalej zrobić? Wiem, że to nieodpowiednia chwila ale czy będziesz mówić o tym rodzicom? Chcesz składać skargę na policji?-zapytałem niepewnie na nią patrząc.
-Nie chcę.-szepnęła.-Boję się, nie chcę procesu, nie chcę martwić rodziców.-Powiedziała drżącym głosikiem.
-Powiedz, czego od ciebie chcieli?-Zapytałem. W jej oczach zawitały malutkie łezki. Zastanawiałem się czy jednak nie powinna powiedzieć rodzicom. Powinni przecież wiedzieć. Ale z drugiej strony na tym by się nie skończyło. Jakimikolwiek rodzicami byli na pewno złożyliby skargę na policji, potem proces, moje morderstwa. Właśnie! Później muszę tam wrócić i spalić ciała.
-Nie wiem.-szepnęła jeszcze ciszej.-Nie znam ich.-Dodała.-Ale chyba mnie kimś pomylili.-Powiedziała jeszcze i wtuliła się bardziej w moje ramię. Przygarnąłem ją więc jeszcze bardziej do siebie. Chciałem jej powiedzieć, że zawsze będę ją chronić ale nie mogłem. Nie znała mnie prawie w ogóle, wyszedłbym jeszcze na jakiegoś prześladowcę albo jeszcze coś gorszego.
Byliśmy już na jakimś osiedlu, na przedmieściach. Minęliśmy kilka domów i skręciła na ścieżkę najwyraźniej do swojego domu. Podprowadziłem ją do schodów gdzie oddała mi płaszcz i zaczęła wchodzić na pierwsze dwa. Odwróciła się do mnie zaglądając ukradkiem w moje oczy. Dotknęła dłonią mojego policzka, nachyliła się i powiedziała do ucha.
-Dziękuję.-Po czym dała mi causa w policzek i zaczęła wbiegać po schodach.
-Poczekaj.-Zawołałem.-Weź to.-Poprosiłem podchodząc do niej i dając jej moją małą wizytówkę.-Jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj znać.-Dodałem i poszedłem w stronę furtki chociaż tak naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty stamtąd odchodzić. Szybko zająłem się martwymi ciała które zostawiłem i wróciłem na tamto osiedle. Pobiegłem za jej dom przemieniając się w wilka i przez całą noc chroniąc ją.

INFORMACJE!

Hejka, na razie bez rozdziału ale mam Wam do przekazania kilka rzeczy :) Muszę zrobić mały porządek

1) Jeśli chcecie zareklamować swojego bloga to bardzo proszę w zakładce "SPAM" tam na górze :D
2) Jeśli chcecie dowiadywać się o nowych postach to macie trzy możliwości:
-Jeśli macie konto na bloggerze to możecie kliknąć "Dołącz do tej witryny" po lewej stronie mojego bloga i będziecie wtedy mnie obserwować :*
-Jeśli nie macie konta na bloggerze to możecie obserwować mnie przez e-mail. Wystarczy, że podacie go po lewej stronie mojego bloga pod ankietą :D
-Jeśli macie blog ale nie na bloggerze to ewentualnie ale tylko w ostateczności, napiszcie mi również w zakładce "SPAM", że chcecie być powiadamiani o NN ale wtedy musicie podać jeszcze adres swojego bloga :D Ale UWAGA! Nie będę powiadamiać osób, które mają bloga na bloggerze. Te osoby muszę skorzystać ze sposobu 1. I będę powiadamiać tylko pierwsze pięć osób, które się zgłosi bo więcej nie dam rady :D (czas)
3) Proszę, zajrzyjcie na moje pozostałe blogi, które są z zakładkach na górze
4) KOMENTUJCIE!!! Jeśli to czytasz to komentuj, czy Ci się podobał czy nie. Czasami zdaje jakieś pytania w poście więc na nie odpowiadajcie.
5) Weź udział w ankiecie. Pytanie brzmi, który z moich blogów podoba Ci się najbardziej więc zajrzycie chociaż na moje pozostałe blogi. Przeczytajcie urywek chociaż, jeśli będzie się wam podobać to przeczytajcie więcej a jeśli nie to już wiecie, że nie zagłosujecie na tego blog, który Ci się nie spodobał :D
możecie zaznaczyć kilka odpowiedzi jeśli podobają Ci się dwa lub nawet wszystkie trzy moje blogi :)

A więc życzę miłego czytania któregokolwiek z moich blogów i komentujcie !!