Przepraszam jak zwykle ale no niestety czas....
Przy okazji powiadam, że usunęłam bloga o dalszych losach Ness, nei miałam już pomysłów... a wiedziałąm, że nie ma sensu zawieszać...
Miłego czytania w każdym razie..
Mimo
że myślałam, że odzyskał siły to jednak nadal był bardzo
słaby. Cały następny dzień też przespał z trzema krótkimi
przerwami na picie, jedzenie i skorzystanie z toalety. Cały czas był
jak nieprzytomny. A ja głowiłam się przez cały czas jak uwolnić
się od Jabariego. Ojciec mi nie chciał pomóc... I co teraz? Po
wieczór planuję wyjechać w dalszą podróż. Może uda mi się
jechać nawet ze cztery godziny. Pogoda jest już lepsza, Jake trochę
lepiej się czuje. Miasteczko, w którym byliśmy nie było takie
małe więc zaryzykowałam i zostawiłam Jacoba na chwilę samego
wyskakując oknem wieczorem do sklepu po ubrania na zmianę. Kupiłam
sobie nowe, ciemne spodnie, zwykły biały top i czarną skórę.
Jacobowi kupiłam właściwie podobny strój tylko że miał ciemną
koszulkę. Kupiłam jeszcze zapas wody dla Jacoba na drogę i
witaminy. Gdy wróciłam do pokoju pomogłam mu się przebrać i
zmieniłam opatrunek. Rana już dobrze się zasklepiła więc byłam
ogólnie zadowolona z postępów jakie czyni jego organizm. Sama
wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i związałam włosy w
wysoki koński ogon. Ukryłam jeszcze sztylety pod spodniami i na
nadgarstku. Zastanawiałam się co powie mi wścibski Barry (bo takie
miał imię na plakietce) recepcjonista na pożegnanie. Kiedy zeszłam
z plecakami aby je zapakować podeszłam do niego aby zapłacić za
pokój.
-I
jak się Państwu podoba miasteczko? Chociaż chyba ni za często
wychodzili państwo z pokoju?-Zapytał przejeżdżając kartą w tym
specjalnym urządzeniu płatniczym. No po prostu był bezczelny.
-Samo
miasto w porządku ale za to hotel okropny.-Odwdzięczyłam się
wpisując pin.
-Dziękujemy
za wizytę.-Powiedział jeszcze przez zęby po czym oddał mi kartę.
Zapakowałam bagaże i wróciłam po Jacoba. Schodząc z nim już
mnie nie obchodziło co sobie pomyśli Barry recepcjonista ani co
powie. I na szczęście chyba nie chciał mnie już bardziej
denerwować i nawet na mnie nie spojrzał. Usadowiłam Jacoba tym
razem na siedzeniu dla pasażera, przykryłam kocem, zapięłam pas i
położyłam oparcie aby był w pozycji jak najbardziej leżącej.
Wsiadłam za kółko i pojechaliśmy na północ. Chciałam
skorzystać z tego, że jest noc i zajechać jak najdalej ale po
kilku godzinach Jacob był naprawdę zmęczony ciasnotą, trzęsieniem
się i drganiami samochodu, że postanowiłam w końcu poszukać
hotelu. Ale tym razem nie miałam zamiaru zatrzymywać się pierwszym
lepszym. Widziałam na znaku, że za dziesięć kilometrów ma być
jakaś większa miejscowość więc miałam nadzieję, że tam się
coś znajdzie. Miałam szczęście bo na obrzeżach miasta po drugiej
stronie był czterogwiazdkowy hotel. Nie zastanawiałam się nad
niczym tylko zaparkowałam na parkingu. Jak zawsze pomogłam Jacobowi
chociaż już był bardziej samodzielny. Tym razem nie miałam
zamiaru siedzieć w ciasnym pokoiku z jednym łóżkiem więc wzięłam
apartament małżeński. I tak jak myślałam, obsługa tutaj była
znacznie lepsza niż w poprzednim hotelu. Bagażowy pomógł mi
zanieść plecaki a ja sama zajęłam się Jacobem. Nie wlekł się
już na nogach tylko szedł na nich podtrzymując się mnie. Kiedy
zostaliśmy sami w pokoju odetchnęłam z ulgą, że bagażowy nie
zadawał żadnych pytań na temat stanu zdrowia mojego towarzysza.
Położyłam Jacoba na łóżku i dotknęłam jego twarzy.
Pogładziłam po policzku uśmiechając niemrawo. Położył swoją
dłoń na mojej przytrzymując ją dłużej przy sobie.
-Kocham
Cię, wiesz?-Powiedziałam czule i dałam mu całusa w czoło.-Dasz
radę się umyć? Dobrze by ci to zrobiło.-Zaproponowałam.
-Tak,
chyba tak.-Stwierdził powoli się podnosząc z moją pomocą.
Pomogłam mu dojść do łazienki, nalałam wody do wanny, rozebrałam
go i pomogłam się umyć tak by nie zruszyć rany. Potem do ubrałam
w świeże ubrania i zaprowadziłam z powrotem do łóżka.
Zmieniając opatrunek zauważyłam, że rana ładnie się zasklepia.
Jake w końcu wracał do zdrowia. Zasnął tym razem spokojnie i spał
tak do rana. Podchodząc do niego by spytać jak się czuje do moich
nozdrzy tak jak zawsze dotarł jego cudowny zapach. Tylko, że tym
razem nie wywołał motylków w brzuchu tylko palący ogień w
gardle. Byłam tak zajęta opieką nad Jacobem, że nie zauważyłam
jak wzrasta moje pragnienie. Na Jacobie nie mogłam się teraz
pożywić, zresztą nawet gdyby był zdrowy nie zrobiłabym tego
drugi raz. Musiałam więc po prostu iść na polowanie. Siadając
obok Jake'a zmusiłam się do uśmiechu i powiedziałam.
-Jak
się czujesz?-zapytałam. Jego zapach tak kusił.. jednak wiedziałam,
że muszę poczekać do nocy.
-Tak,
znacznie lepiej.-Potwierdził podnosząc się powoli i obejmując w
talii. Wiedziałam, że wracał do siebie coraz szybciej. Przyciągnął
mnie bliżej szukając moich ust. Kiedy w końcu je odnalazł całował
mnie bez opamiętania chociaż raz poczułam jak skrzywił się z
powodu bólu. Nie przerwał jednak pocałunku. Wciągnął mnie
bardziej na łóżku i jedną ręką zaczął zdejmować koszulkę.
Wiedziałam, że teraz jeszcze jestem w stanie zrezygnować, że
teraz dała bym radę to przerwać ale zaraz będzie za późno. A w
takim stanie nie mogłam tego robić. Nie dałabym rady powstrzymać
się od napicia jego krwi. Nie mogłam go więc narażać. Zebrałam
się w sobie i odskoczyłam od niego gwałtownie.
-Przepraszam
Jake, nie mogę, nie mogę cie skrzywdzić.-Powiedziałam wystraszona
stojąc przy drzwiach do łazienki, w których po chwili zniknęłam.
Stanęłam przy umywalce odkręcając kran i ochlapując sobie twarz
zimną wodą. Jednak to nie pomagało. Tak mocno Jake na mnie
działał, tak bardzo rozpalał moje zmysły. Załamana usiadłam pod
umywalką i schowałam twarz w dłoniach. Nie dość, że musiałam
chronić jego przed Jabarim to jeszcze przed potworem, który krył
się we mnie. Nie wiem ile tak siedziałam ale po chwili usłyszałam
ciche skrzypnięcie drzwi a potem poczułam czyjeś dłonie na swoich
ramionach.
-Spokojnie,
nie ma pośpiechu Jess.-Powiedział kojącym głosem. Gładząc mnie
po włosach.
-Boję
się samej siebie.-Wyznałam.
-A
ja cię kocham.-Powiedział, wstał i podał mi rękę. Spojrzałam
na niego niepewnie, kusił mnie jego zapach ale wiedziałam, że do
wieczoru jestem w stanie się mu oprzeć.
-Pójdę
dzisiaj na polowanie.-Oznajmiłam po czym podałam mu rękę i
powędrowaliśmy do pokoju. Zamówiłam dla niego jedzenie, podałam
witaminy i resztę dnia spędziliśmy przy sobie. Przytuleni,
rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Próbowaliśmy też coś
wymyślić, jakiś następny krok. Nie ucieczkę, atak, lub sposób
na moją wolność.
Było
mi dobrze, jego krew drażniła moje zmysły ale powstrzymywałam
się. Jakoś. Po południu było mi już ciężko ale do wieczora
wytrzymałam. Jake poszedł spać więc wyszłam. Lepiej było kiedy
spał i nie martwił niepotrzebnie. A gdyby się obudził to wiedział
przecież gdzie jestem.
Pobiegłam
gdzieś w las, ciemny i gęsty. Nie byłam tu nigdy wcześniej,
wszystko było nowe, nieznane. Biegłam szybko ale i ostrożnie. Nie
czekałam długo na swój posiłek, szybko wpadłam na trop stada
jeleni. Przyczajona niczym drapieżnik szłam powoli w stronę łąki
na której się znajdowały. Przeleciałam wzrokiem po każdej
sztuce, polując na największy okaz. Szybko rzucił mi się w oczy
potężny jeleń, który najprawdopodobniej był przywódcą stada.
Zrobiłam kilka kolejnych kroków, bliżej polany bacznie obserwując
każdy jego ruch, rejestrowałam nawet lekkie jego drgnięcia. Wiatr
powiał w moją stronę przynosząc ze sobą jego kuszący zapach.
Moje oczy rozbłysnęły na czerwono, przykucnęłam jeszcze bardziej
i już po kilku sekundach byłam w powietrzu. Już po chwili dopadłam
moją ofiarę łapiąc ją mocno. Zwierze zaczęło nerwowo się
rzucać ale szybko zatopiłam w jego aorcie swoje kły i przestało
się ruszać. Ciepła i słodziutka krew spływała mi do gardła a
dzięki temu mi przybywało sił. To było jak taka krew zastępcza.
Człowiek sam wytwarza sobie krew a my musimy ją kraś innym
stworzeniom. Krąży ona w nas, w żyłach i tętnicach trafiając do
każdego narządu ale przed to, że nasze serca już nie biją, z
czasem zaczyna ona stygnąć i kończyć się. Nasycając się świeżą
krwią moje ciało nabierało blasku, nie było już szare, moje oczy
się rozświetlały, usta czerwieniły a włosy stawały się
bardziej odżywione. Wracało do mnie życie.
Dzięki
temu, że upolowałam dużego jelenia, nie musiałam żywić się na
drugim. Stadko jeleni było przeze mnie już dawno spłoszone dlatego
nie dziwiła mnie ta cisza ale po chwili uznałam, że jest aż zbyt
cicho. Mój słuch nigdy nie zawodził a tym razem wskazywał na to,
że w promieniu kilku kilometrów nie ma żywej duszy. Albo...
Wstałam
znad swojego skończonego posiłku, wypuściłam swoje moce i
zaczęłam przeczesywać teren. Mój wewnętrzny alarm włączył się
niemal od razu.
Wampiry.
Dwa,
nieznane mi wampiry biegły szybko w moją stronę. Byłam prawie
pewna, że to wampiry Jabariego, że poszukują mnie.
Nie
mogłam teraz wrócić do hotelu, nie mogłam narażać Jacoba.
Musiałam stawić im czoło teraz, sama. I nie mogłam też stać
bezczynnie czekając. Musiałam ruszyć im na przód, zaskoczyć ich.
Nie zastanawiając się już dłużej zaczęłam biec w ich stronę.
Sama dostrzegłam ich bardzo szybko. Stanęli na mój widok a jeden z
nich zaczął wyciągać telefon. Jabari. Nie mógł do niego
zadzwonić, po prostu musiałam mu to uniemożliwić. Przyśpieszyłam
więc tak bardzo jak tylko mogłam. Drugi wampir, blondyn, wyszedł
naprzeciw mnie chcąc mnie zatrzymać ale wykonałam na nim salto i
przelatując też nad drugim, wykopałam mu z ręki telefon.
Wylądowałam za nimi i szybko odwróciłam się w ich stronę. Nie
czekając długo, zaatakowałam bruneta, który na szczęście nie
zdążył jeszcze wybrać numeru. Zadałam mu kilka szybkich ciosów
i przerzuciłam nad sobą. Na chwilę był oszołomiony więc
podbiegłam do drugiego. Również otrzymał kilka ciosów po czym
zaczął płonąć żywym ogniem. Nie wiedziałam, czy dam radę go
utrzymać do jego śmierci jeżeli brunet mnie zaatakuje ale
spróbowałam i udało się. Ten drugi coś długo nie reagował.
Kiedy wiedziałam, że blondyn na pewno już jest martwy odwróciłam
się do bruneta i o dziwo nie było go tam gdzie leżał. Był
znacznie dalej. Z telefonem w ręku. Już przy uchu. Wyjęłam szybko
sztylet, który nosiłam na nadgarstku i rzuciłam w jego rękę z
telefonem. Niestety zanim nóż tam dotarł wampir zdążył
wypowiedzieć słowa, które zbyt szybko skazywały mnie na śmierć.
-Stany
Zjednoczone.-Wyszeptał po czym sztylet wbił mu się z dłoń. Dwie
sekundy, dwie cholerne sekundy!
Wszystko się rozkręciło!!! Lubię tą Jessikę!!! Sory, że nie dawałam komci, ale nie miała czasu, a gdy wchodziła na kompa to tylko przelotnie popatrzyła, a na telefonie nie lubię dodawać. Ale cały czas czytałam! Fajny rozdział. Czekam na NN
OdpowiedzUsuń