środa, 22 maja 2013

Rozdział 18

Przepraszam jak zwykle ale no niestety czas....
Przy okazji powiadam, że usunęłam bloga o dalszych losach Ness, nei miałam już pomysłów... a wiedziałąm, że nie ma sensu zawieszać...
Miłego czytania w każdym razie.. 







Mimo że myślałam, że odzyskał siły to jednak nadal był bardzo słaby. Cały następny dzień też przespał z trzema krótkimi przerwami na picie, jedzenie i skorzystanie z toalety. Cały czas był jak nieprzytomny. A ja głowiłam się przez cały czas jak uwolnić się od Jabariego. Ojciec mi nie chciał pomóc... I co teraz? Po wieczór planuję wyjechać w dalszą podróż. Może uda mi się jechać nawet ze cztery godziny. Pogoda jest już lepsza, Jake trochę lepiej się czuje. Miasteczko, w którym byliśmy nie było takie małe więc zaryzykowałam i zostawiłam Jacoba na chwilę samego wyskakując oknem wieczorem do sklepu po ubrania na zmianę. Kupiłam sobie nowe, ciemne spodnie, zwykły biały top i czarną skórę. Jacobowi kupiłam właściwie podobny strój tylko że miał ciemną koszulkę. Kupiłam jeszcze zapas wody dla Jacoba na drogę i witaminy. Gdy wróciłam do pokoju pomogłam mu się przebrać i zmieniłam opatrunek. Rana już dobrze się zasklepiła więc byłam ogólnie zadowolona z postępów jakie czyni jego organizm. Sama wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i związałam włosy w wysoki koński ogon. Ukryłam jeszcze sztylety pod spodniami i na nadgarstku. Zastanawiałam się co powie mi wścibski Barry (bo takie miał imię na plakietce) recepcjonista na pożegnanie. Kiedy zeszłam z plecakami aby je zapakować podeszłam do niego aby zapłacić za pokój.
-I jak się Państwu podoba miasteczko? Chociaż chyba ni za często wychodzili państwo z pokoju?-Zapytał przejeżdżając kartą w tym specjalnym urządzeniu płatniczym. No po prostu był bezczelny.
-Samo miasto w porządku ale za to hotel okropny.-Odwdzięczyłam się wpisując pin.
-Dziękujemy za wizytę.-Powiedział jeszcze przez zęby po czym oddał mi kartę. Zapakowałam bagaże i wróciłam po Jacoba. Schodząc z nim już mnie nie obchodziło co sobie pomyśli Barry recepcjonista ani co powie. I na szczęście chyba nie chciał mnie już bardziej denerwować i nawet na mnie nie spojrzał. Usadowiłam Jacoba tym razem na siedzeniu dla pasażera, przykryłam kocem, zapięłam pas i położyłam oparcie aby był w pozycji jak najbardziej leżącej. Wsiadłam za kółko i pojechaliśmy na północ. Chciałam skorzystać z tego, że jest noc i zajechać jak najdalej ale po kilku godzinach Jacob był naprawdę zmęczony ciasnotą, trzęsieniem się i drganiami samochodu, że postanowiłam w końcu poszukać hotelu. Ale tym razem nie miałam zamiaru zatrzymywać się pierwszym lepszym. Widziałam na znaku, że za dziesięć kilometrów ma być jakaś większa miejscowość więc miałam nadzieję, że tam się coś znajdzie. Miałam szczęście bo na obrzeżach miasta po drugiej stronie był czterogwiazdkowy hotel. Nie zastanawiałam się nad niczym tylko zaparkowałam na parkingu. Jak zawsze pomogłam Jacobowi chociaż już był bardziej samodzielny. Tym razem nie miałam zamiaru siedzieć w ciasnym pokoiku z jednym łóżkiem więc wzięłam apartament małżeński. I tak jak myślałam, obsługa tutaj była znacznie lepsza niż w poprzednim hotelu. Bagażowy pomógł mi zanieść plecaki a ja sama zajęłam się Jacobem. Nie wlekł się już na nogach tylko szedł na nich podtrzymując się mnie. Kiedy zostaliśmy sami w pokoju odetchnęłam z ulgą, że bagażowy nie zadawał żadnych pytań na temat stanu zdrowia mojego towarzysza. Położyłam Jacoba na łóżku i dotknęłam jego twarzy. Pogładziłam po policzku uśmiechając niemrawo. Położył swoją dłoń na mojej przytrzymując ją dłużej przy sobie.
-Kocham Cię, wiesz?-Powiedziałam czule i dałam mu całusa w czoło.-Dasz radę się umyć? Dobrze by ci to zrobiło.-Zaproponowałam.
-Tak, chyba tak.-Stwierdził powoli się podnosząc z moją pomocą. Pomogłam mu dojść do łazienki, nalałam wody do wanny, rozebrałam go i pomogłam się umyć tak by nie zruszyć rany. Potem do ubrałam w świeże ubrania i zaprowadziłam z powrotem do łóżka. Zmieniając opatrunek zauważyłam, że rana ładnie się zasklepia. Jake w końcu wracał do zdrowia. Zasnął tym razem spokojnie i spał tak do rana. Podchodząc do niego by spytać jak się czuje do moich nozdrzy tak jak zawsze dotarł jego cudowny zapach. Tylko, że tym razem nie wywołał motylków w brzuchu tylko palący ogień w gardle. Byłam tak zajęta opieką nad Jacobem, że nie zauważyłam jak wzrasta moje pragnienie. Na Jacobie nie mogłam się teraz pożywić, zresztą nawet gdyby był zdrowy nie zrobiłabym tego drugi raz. Musiałam więc po prostu iść na polowanie. Siadając obok Jake'a zmusiłam się do uśmiechu i powiedziałam.
-Jak się czujesz?-zapytałam. Jego zapach tak kusił.. jednak wiedziałam, że muszę poczekać do nocy.
-Tak, znacznie lepiej.-Potwierdził podnosząc się powoli i obejmując w talii. Wiedziałam, że wracał do siebie coraz szybciej. Przyciągnął mnie bliżej szukając moich ust. Kiedy w końcu je odnalazł całował mnie bez opamiętania chociaż raz poczułam jak skrzywił się z powodu bólu. Nie przerwał jednak pocałunku. Wciągnął mnie bardziej na łóżku i jedną ręką zaczął zdejmować koszulkę. Wiedziałam, że teraz jeszcze jestem w stanie zrezygnować, że teraz dała bym radę to przerwać ale zaraz będzie za późno. A w takim stanie nie mogłam tego robić. Nie dałabym rady powstrzymać się od napicia jego krwi. Nie mogłam go więc narażać. Zebrałam się w sobie i odskoczyłam od niego gwałtownie.
-Przepraszam Jake, nie mogę, nie mogę cie skrzywdzić.-Powiedziałam wystraszona stojąc przy drzwiach do łazienki, w których po chwili zniknęłam. Stanęłam przy umywalce odkręcając kran i ochlapując sobie twarz zimną wodą. Jednak to nie pomagało. Tak mocno Jake na mnie działał, tak bardzo rozpalał moje zmysły. Załamana usiadłam pod umywalką i schowałam twarz w dłoniach. Nie dość, że musiałam chronić jego przed Jabarim to jeszcze przed potworem, który krył się we mnie. Nie wiem ile tak siedziałam ale po chwili usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi a potem poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach.
-Spokojnie, nie ma pośpiechu Jess.-Powiedział kojącym głosem. Gładząc mnie po włosach.
-Boję się samej siebie.-Wyznałam.
-A ja cię kocham.-Powiedział, wstał i podał mi rękę. Spojrzałam na niego niepewnie, kusił mnie jego zapach ale wiedziałam, że do wieczoru jestem w stanie się mu oprzeć.
-Pójdę dzisiaj na polowanie.-Oznajmiłam po czym podałam mu rękę i powędrowaliśmy do pokoju. Zamówiłam dla niego jedzenie, podałam witaminy i resztę dnia spędziliśmy przy sobie. Przytuleni, rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Próbowaliśmy też coś wymyślić, jakiś następny krok. Nie ucieczkę, atak, lub sposób na moją wolność.
Było mi dobrze, jego krew drażniła moje zmysły ale powstrzymywałam się. Jakoś. Po południu było mi już ciężko ale do wieczora wytrzymałam. Jake poszedł spać więc wyszłam. Lepiej było kiedy spał i nie martwił niepotrzebnie. A gdyby się obudził to wiedział przecież gdzie jestem.
Pobiegłam gdzieś w las, ciemny i gęsty. Nie byłam tu nigdy wcześniej, wszystko było nowe, nieznane. Biegłam szybko ale i ostrożnie. Nie czekałam długo na swój posiłek, szybko wpadłam na trop stada jeleni. Przyczajona niczym drapieżnik szłam powoli w stronę łąki na której się znajdowały. Przeleciałam wzrokiem po każdej sztuce, polując na największy okaz. Szybko rzucił mi się w oczy potężny jeleń, który najprawdopodobniej był przywódcą stada. Zrobiłam kilka kolejnych kroków, bliżej polany bacznie obserwując każdy jego ruch, rejestrowałam nawet lekkie jego drgnięcia. Wiatr powiał w moją stronę przynosząc ze sobą jego kuszący zapach. Moje oczy rozbłysnęły na czerwono, przykucnęłam jeszcze bardziej i już po kilku sekundach byłam w powietrzu. Już po chwili dopadłam moją ofiarę łapiąc ją mocno. Zwierze zaczęło nerwowo się rzucać ale szybko zatopiłam w jego aorcie swoje kły i przestało się ruszać. Ciepła i słodziutka krew spływała mi do gardła a dzięki temu mi przybywało sił. To było jak taka krew zastępcza. Człowiek sam wytwarza sobie krew a my musimy ją kraś innym stworzeniom. Krąży ona w nas, w żyłach i tętnicach trafiając do każdego narządu ale przed to, że nasze serca już nie biją, z czasem zaczyna ona stygnąć i kończyć się. Nasycając się świeżą krwią moje ciało nabierało blasku, nie było już szare, moje oczy się rozświetlały, usta czerwieniły a włosy stawały się bardziej odżywione. Wracało do mnie życie.
Dzięki temu, że upolowałam dużego jelenia, nie musiałam żywić się na drugim. Stadko jeleni było przeze mnie już dawno spłoszone dlatego nie dziwiła mnie ta cisza ale po chwili uznałam, że jest aż zbyt cicho. Mój słuch nigdy nie zawodził a tym razem wskazywał na to, że w promieniu kilku kilometrów nie ma żywej duszy. Albo...
Wstałam znad swojego skończonego posiłku, wypuściłam swoje moce i zaczęłam przeczesywać teren. Mój wewnętrzny alarm włączył się niemal od razu.
Wampiry.
Dwa, nieznane mi wampiry biegły szybko w moją stronę. Byłam prawie pewna, że to wampiry Jabariego, że poszukują mnie.
Nie mogłam teraz wrócić do hotelu, nie mogłam narażać Jacoba. Musiałam stawić im czoło teraz, sama. I nie mogłam też stać bezczynnie czekając. Musiałam ruszyć im na przód, zaskoczyć ich. Nie zastanawiając się już dłużej zaczęłam biec w ich stronę. Sama dostrzegłam ich bardzo szybko. Stanęli na mój widok a jeden z nich zaczął wyciągać telefon. Jabari. Nie mógł do niego zadzwonić, po prostu musiałam mu to uniemożliwić. Przyśpieszyłam więc tak bardzo jak tylko mogłam. Drugi wampir, blondyn, wyszedł naprzeciw mnie chcąc mnie zatrzymać ale wykonałam na nim salto i przelatując też nad drugim, wykopałam mu z ręki telefon. Wylądowałam za nimi i szybko odwróciłam się w ich stronę. Nie czekając długo, zaatakowałam bruneta, który na szczęście nie zdążył jeszcze wybrać numeru. Zadałam mu kilka szybkich ciosów i przerzuciłam nad sobą. Na chwilę był oszołomiony więc podbiegłam do drugiego. Również otrzymał kilka ciosów po czym zaczął płonąć żywym ogniem. Nie wiedziałam, czy dam radę go utrzymać do jego śmierci jeżeli brunet mnie zaatakuje ale spróbowałam i udało się. Ten drugi coś długo nie reagował. Kiedy wiedziałam, że blondyn na pewno już jest martwy odwróciłam się do bruneta i o dziwo nie było go tam gdzie leżał. Był znacznie dalej. Z telefonem w ręku. Już przy uchu. Wyjęłam szybko sztylet, który nosiłam na nadgarstku i rzuciłam w jego rękę z telefonem. Niestety zanim nóż tam dotarł wampir zdążył wypowiedzieć słowa, które zbyt szybko skazywały mnie na śmierć.
-Stany Zjednoczone.-Wyszeptał po czym sztylet wbił mu się z dłoń. Dwie sekundy, dwie cholerne sekundy!

1 komentarz:

  1. Wszystko się rozkręciło!!! Lubię tą Jessikę!!! Sory, że nie dawałam komci, ale nie miała czasu, a gdy wchodziła na kompa to tylko przelotnie popatrzyła, a na telefonie nie lubię dodawać. Ale cały czas czytałam! Fajny rozdział. Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń