środa, 1 maja 2013

Rozdział 16




 No i jest kolejny rozdział! 
mysle ze dzisiaj wieczorem dodam pierwszy rozdział na blogu o Ness


Wzięłam plecaki, podniosłam Jacob'a, przerzuciłam sobie jego rękę nad ramionami, wzięłam do ręki koc i wyszłam z mieszkania do windy. Zjechaliśmy do podziemnego parkingu, plecaki położyłam na siedzeniu pasażera z przodu a Jacoba położyłam na siedzeniach z tyłu w poprzek. Zapięłam do pasami tak, żeby nie spadł podczas hamowania i okryłam go kocem. Pochyliłam się jeszcze nad nim całując go w czoło.
-Będzie dobrze Jacob, nie dam Ci umrzeć.-szepnęłam i wsiadłam na siedzeniu kierowcy. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się zastanawiać dokąd mamy uciekać. Wilkołaki na pewno mnie zabiją więc nie mogę znów ukrywać się w ich środowisku. Wśród wampirów szybko rozejdą się wieści gdzie jestem. Co mam robić? Co mam robić?! Spuściłam głowę w zamyśleniu kurczowo trzymając kierownicę. „Nie dam mu umrzeć!” Mówiłam do siebie rozpaczliwie. W końcu nie czekając za długo przekręciłam kluczyki i wcisnęłam pedał gazu. Wyskoczyłam na już mniej ruchliwe ulice niż zapewne koło południa i pomknęłam w stronę granic miasta. Nie wiedziałam dokąd jadę ale wiedziałam za to, że muszę uciekać. Jak najszybciej. Dzięki darowi teleportacji Jabari już mógł być w Ameryce a co gorsza w New Jersey. Mknęłam przecznicami nie zwracając uwagi na światła i znaki. Pilnowałam jedynie tego aby w nic nie uderzyć. Momentami jechałam pod prąd, przejeżdżałam podwójną ciągłą kiedy potrzebowałam. Właściwie nie zwalniałam, ani razu nie spuściłam nogi z gazu. Już byłam na wyjazdowej autostradzie z New Jersey. Popatrzyłam jeszcze tylko w lusterko żegnając moje ukochane miasto po czym oczyściłam pamięć ze wspomnień o nim. Chciałam dowieść Jacoba jak najszybciej w bezpieczne miejsce.
Jechaliśmy już jakieś dwie godziny na północ. Było coraz więcej śniegu i warunki atmosferyczne utrudniały mi jazdę. Zdecydowałam, że nie ma sensu męczyć bardziej Jacoba, on potrzebował spokoju. Zatrzymałam się więc w pierwszym lepszym motelu jaki spotkałam po drodze. Zameldowałam się na jednoosobowy pokój i wróciłam po plecaki i Jacoba. Zarzuciłam bagaż na ramiona i podniosłam Jacoba. Ledwo się ruszał. Najwyraźniej jego organizm bardzo skupiał się na wyleczeniu rany niż na normalnym funkcjonowaniu. Nie dziwiło mnie to. Pocisk minimalnie ominął serce i wszedł bardzo głęboko. Stracił bardzo dużo krwi i cieszyłam się, że Jacobowi udało się przeżyć te kilka godzin. Z Jacobem na ramieniu podreptałam przez śnieg do drzwi wejściowych. Błagałam w myślach, żeby tylko nikt mnie nie zobaczył i nie zadawał zbędnych pytań. Niestety, los był mi przeciwny.
-Czy nie potrzebna Pani pomoc.-Zapytał recepcjonista. Był to facet około czterdziestki, siwawy mimo młodego wieku z twardymi rysami twarzy.
-Nie, dziękuję, poradzę sobie.-odpowiedziała prosząc po cichu, żeby dał mi już spokój. Kiedy dochodziłam do schodów na piętro, gdzie był mój pokój znowu się odezwał. Pomijając to, że przez cały czas dziwnie mnie obserwował.
-A jemu to nie jest potrzebny lekarz?-Spytał wścibskim i podejrzliwym tonem.
-Nie, nie, po prostu za dużo wypił i go zmogło.-Powiedziałam udając nieprzejętą. Na szczęście nie zadawał więcej pytań ale czułam, że odprowadzał mnie wzrokiem do końca schodów. Kiedy w końcu byłam w pokoju i położyłam Jacoba na łóżku odetchnęłam z ulgą.  Wzięłam plecak, w którym opatrunki dla niego i wyjęłam potrzebne rzeczy. Ostrożnie zdjęłam mu koszulę i zaczęłam odwijać bandaż. Wiedziałam, że nie jest dobrze bo bardzo przesiąkł krwią ale przeraziłam się kiedy zobaczyłam jego ranę. Nie chciała się zasklepić. Owszem, było troszkę lepiej, walczył ale był w naprawdę ciężkim stanie. Gdybym nie zabrała go w tą podróż było by lepiej. Oczyściłam delikatnie wierzch rany i założyłam czysty opatrunek. Odgarniając włosy z twarzy zastanawiałam się jak mam podać mu jakiś napój przynajmniej. Potrzebował pokarmu i wody. Zbiegłam na dół do sklepiku po kilka butelek wody w pół minuty. Podeszłam do Jake'a i lekko go dotknęłam.
-Jake, kochanie, proszę obudź się.-szepnęłam. Zamrugał minimalnie powiekami i coś wymruczał.-Musisz się napić.-dodałam. Uchylił niemrawo lekko powieki i spojrzał na mnie. Pomogłam mu się oprzeć o ścianę i wziąć kilka małych łyków. Żeby trochę urozmaicić ten napój wrzuciłam do niego kilka rozpuszczalnych tabletek witamin. Wypił połowę i więcej nie dał rady. Kiedy znów się położył wyciągnął do mnie rękę. Szybko ją złapałam bo wiedziałam, że potrzebuje teraz bliskości, nie może być sam. Wzięłam delikatnie jego rękę i usiadłam przy nim na łóżku. Popatrzył jeszcze na mnie przez chwilę i zasnął.
Siedziałam tak przy nim prawie do rana. Nie spuszczałam z niego wzroku, cały czas słuchałam czy jego serce dalej bije i czy oddycha. Na szczęście od jakiegoś czasu, każde kolejne uderzenie serca było mocniejsze. Kiedy zostało już tylko kilka minut do wschodu słońca pozasłaniałam zasłony w pokoju i zbudziłam Jacoba. Musiał wypić resztę witamin. Zmieniłam mu znowu opatrunek i poszedł spać. Widać było wyraźne zmiany ale myślałam, że będzie lepiej. Kiedy odpoczywał sięgnęłam po księgę, którą ze sobą wzięłam. Ostatnio niepotrzebnie skupiłam się na wskrzeszaniu innego rodzaju ognia zamiast na dowiedzeniu się kim jestem. Znalazłam więc stronę z napisem „pochodzenie”. Było tu napisane, że ojcem osób z tym darem jest władca ognia o imieniu Igniro. Dzieci władców dziedziczyły po nim dary po ukończeniu 18 roku życia...
Więc to nie przez przeistoczenie w wampira uzyskałam dar! Nawet gdybym dalej była człowiekiem to i tak mogłabym władać ogniem. Odrodziłam się przecież dokładnie w dniu 18  urodzin, 17 grudnia, trzy dni po porwaniu mnie przez Marisę. Wszystko zaczęło mi się układać. A więc skoro miałam ten dar to byłam dzieckiem Ignira. A więc... moja matka musiała mieć romans! Urodziłam się dwa lata po ślubie mojej mamy i mężczyzny, który mnie wychował i którego kiedyś uważałam za ojca. Jak mogła mi nie powiedzieć! Dlaczego przez cały czas mnie oszukiwała?! Wraz z tymi myślami wróciły wspomnienia. Byłam człowiekiem. Byłam kiedyś tą kruchą i nieświadomą istotą. Samotna łza poleciała mi po policzku. Otarłam ją czym prędzej. Nie lubiłam tego. Nie lubiłam być słaba. Zawsze ukrywałam emocje, radziłam sobie z nimi. Tylko nie wtedy gdy byłam przy Jacobie. Nie wtedy gdy odczuwałam miłość. Kiedy wiedziałam, że jestem chyba kochana. Czytałam dalej.
„Słaby punkt”-brak. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć z tego powodu. Nie chciałam być tyranem, bezlitosnym potworem. Ale gdy się nad tym zastanowiłam doszłam do wniosku, że to jedynie mój dar nie ma słabego punktu. Ja sama mam. Jest nim Jacob.
„Jak przywołać ojca”-to mogło być przydatne. Może on mógł mi pomóc stać się niezależną od Jabariego? …
I na tej myśli mój film się urwał. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Byłam w dziwnej nicości, wszędzie było biało ale wiedziałam, że to nie śnieg. Rozglądnęłam się dookoła. Nie wiedziałam nic... Byłam ślepa. To było jedyne wytłumaczenie jakie znalazłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz