Tak, tak, imię jest takie samo jak w zmierzchu ale to NIE TEN JACOB jak cos :D Po prostu imię mi do niego pasowało :)
I
kolejna przeprowadzka, kolejne mieszkanie, kolejne nowe papiery,
dokumenty, wszystko. Przynajmniej tym razem mam swoje prawdziwe imię
na dowodzie. Ale tak to już jest gdy żyje się już ponad 150 lat a
nadal wygląda na 21. Wydawać by się mogło, że tak jest super, że
ma się tyle możliwości. A jednak w końcu to się nudzi. W
szczególności, że nadal nie znalazłem kobiety, którą naprawdę
kocham, w którą się wpoję. Chociaż od kilkunastu lat czułem, że
ona jest już gdzieś na świecie, że wzywa mnie jej serce to nadal
nie trafiłem w odpowiednie miejsce. Obecnie jestem w New Jersey w
Stanach Zjednoczonych z kolejną nadzieją w sercu, na odnalezienie
mojej ukochanej. Ale co ja mam zrobić? Nie ma sposobu na po prostu
znalezienie jej. Muszę po prostu... szwendać się po ulicach,
zwiedzać miasto i spojrzeć na każdą kobietę w okolicy. To jest
bez sensu. A ja tak bardzo chcę wiedzieć, że jest bezpieczna, że
jest szczęśliwa. Czułem ucisk w głowie, musiałem się gdzieś
przejść. Wypakowałem ostatnią walizkę i wyszedłem z mieszkania.
Najpierw pojechałem za miasto, żeby nikt nie miał dziwnych
podejrzeń, że na piechotę chcę przejść całe miasto. Potem
zaparkowałem gdzieś na uboczu i wysiadłem aby zmienić się w
wilkołaka. Czynność tę miałem opanowaną do perfekcji i idealnie
nią władałem. Wiele wilkołaków nie potrafiło się powstrzymywać
od przemiany pod wpływem emocji albo z kolei z nieznanych przyczyn
nie mogli się zmienić. Ja potrafiłem zmieniać się w każdym
momencie, w biegu, w locie, w wodzie też raz próbowałem. Jednak
nadal nie wiem jak to jest, że ubranie przemienia się razem ze mną
a potem pojawia się przy powrocie do ludzkiej postaci. Ale w jednej
sekundzie moje ciało potrafił przejść przecież ogromną
transformację więc nie dziwiło mnie to jakoś bardzo. Do tego było
mi bardzo na rękę więc tym bardziej nad tym nie główkowałem. Po
przemienieniu rzuciłem się w las. Biegłem szybko poznając nowy
teren, sprawdzając czy nie ma na nim innych wilkołaków albo tych
odrażających wampirów. Od zawsze są naszymi wrogami i na pewno
tak zostanie. Są odrażającymi mordercami. Krwiopijcy,
wykorzystujący ludzi. Zabijałem ich od zawsze i to się również
nie zmieni. W naszym świecie już tak to jest i tyle.
Wyglądało
na to, że terytorium jest czyste po tej stronie miasta. Wróciłem
więc po kilku godzinach do domu. Miałem jeszcze trochę kasy ale w
sumie może w końcu przydało by się popracować? Żyłem jak
przeciętny facet żeby nie rzucać się w oczy ale tak naprawdę
stać mnie było na trochę więcej luksusu. Zarobiłem sporo
kilkadziesiąt lat temu, jako biznesmen ale musiałem w końcu nawiać
no bo się przecież nie starzałem. Pieniędzy starczyło mi na
długo i na pewnie jeszcze kilka lat spokojnie by starczyło ale
musiałem się w końcu czymś zająć. Tylko kim mógłbym być...?
Na pewno nie coś za biurkiem, może i byłem biznesmenem ale
właściwie w swoim biurze byłem może ze dwa razy. Ale jak na razie
nie przychodzi mi nic innego do głowy jak własna firma. Powołałbym
jakiegoś dyrektora, który by nią właściwie zarządzał a ja bym
zarabiał kasę. No i chyba tak zrobię. Wykupię za resztę
oszczędności na przykład jakiś hotel i będzie git. A jak na
razie, idę do klubu, muszę się trochę zabawić. Może tam ją
znajdę?
No
ale się myliłem. Poznałem wiele ciekawych kobiet, sporo z nich
nawet baaardzo z bliska ale to na pewno nie była żadna z nich.
Męczy mnie to bardzo. Moje serce wręcz umiera z tęsknoty do
właściwie nieznanej mi kobiety a umysł jest wycieńczony ciągłymi
poszukiwaniami.
Załatwiłem
już sobie ten hotel tak jak umyśliłem. Zajęło mi to niecały
tydzień. Właśnie byłem w drodze na spotkanie z kandydatem na
mojego asystenta kiedy poczułem coś dziwnego w sercu, tak jakby
chciało mi się wyrwać z klatki ale nadal biło swoim rytmem. Nie
wiedziałem o co chodzi. Siedząc za kierownicą nowego Mercedesa
zacząłem się rozglądać za oknem i wtedy mnie trafiło jak piorun
z nieba. Zobaczyłem ją! To na pewno była ona! Moje serce wręcz
zamarło na jej widok a mózg się wyłączył. Szła chodnikiem,
ubrana na biało-czarno, pewnie po rozpoczęciu roku, z jakąś
koleżanką. Miała piękne, kasztanowo-rude, długie prawie do pasa,
lekko kręcone włosy i śliczną delikatną twarzyczkę. Cała była
taka krucha i delikatna. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Była
cudowna. Śmiała się i mimo że to było niemożliwe wręcz
słyszałem ten jej delikatny chichot. Cały mój świat zwolnił do
minimum. Nie oddychałem, nie mrugałem, nie zastanawiałem się nad
niczym aby jak najdokładniej zapamiętać jej obraz.
Z
tego wstrząsu wyrwały mnie dopiero reflektory pojazdu z
naprzeciwka. Otrząsnąłem się szybko, zacząłem hamować, wpadłem
w poślizg i wjechałem na chodnik. Nie zwracałem uwagi na nic
innego, nie widziałem nikogo innego poza... nią. Przez to
zamieszanie spojrzała w moją stronę. Patrzyła wprost na mnie, tak
jakby mnie widziała. Jej duże, brązowe oczy patrzyły w moją
stronę z zaciekawieniem, jakby się czegoś doszukiwała. Nawet się
nie poruszyłem, nie dałem rady, mimo że bardzo chciałem do niej
podbiec i zamknąć w swoich ramionach aby chronić przez całym złem
świata. Zaczarowała mnie swoim urokiem. Trwało to jeszcze z
minutkę aż zniknęła w drzwiach kawiarni.
Moje
serce czuło się jak nowo narodzone, jakby wreszcie odżyło po
kilkudziesięciu latach snu. Nie mogłem uwierzyć, że na reszcie,
będę miał kim się opiekować, kogo chronić i co najważniejsze
kogo kochać. To takie uczucie, jakby już nie grawitacja trzymała
mnie przy życiu tylko właśnie ona. Nie wierząc we własne
szczęście zjawiłem się na miejscu spotkania dopiero po godzinie.
Długo jeszcze siedziałem w samochodzie nie mogąc się do końca
otrząsnąć. Bałem się, że gdy się poruszę wszystko okaże się
snem a ja tak bardzo nie chciałem się z niego budzić. Na szczęście
to wszystko było naprawdę. Na spotkaniu również nie mogłem się
skupić. Rozmyślałem tylko o niej. O tym jak ją ponownie odnaleźć
i nawiązać kontakt. Ale teraz to już na pewno będzie łatwiejsze
bo wiedziałem, że jest gdzieś w pobliżu.
Prawnik
przepisał na mnie już całość hotelu więc zacząłem się
rozglądać za jakimś dobrym prezesem. Nie chciałem mieć
wszystkiego na głowie. Szukając go, jeździłem na spotkania i
miałem mało czasu na szukanie mojej amando*. Nawet
nie wiem jak ma na imię, nic o niej nie wiem. Ta bezradność mnie
dobijała. Biegłem właśnie przez las starając się zrelaksować,
odciążyć umysł. Wdychałem chłodne, oczyszczające powietrze i
obserwowałem nowe miejsce. W tej części lasu jeszcze nie byłem.
Teren był górzysty, gęsto porośnięty. Zwierzyny było więcej
niż bliżej miasta. Czułem się teraz całkowicie jak wilk. Jakbym
był nim zawsze. Ale nie chciałem tracić więcej czasu. Była już
późna, bezksiężycowa noc więc na ulicach miasta było raczej
pusto. Nie znałem jej bezpośredniego zapachu ale myślę, że jeśli
poczuje jej zapach to będę na pewno wiedział, że należy do niej.
Zakradłem się więc ostrożnie na przedmieścia. Chodziłem obok
furtek mając nadzieję, że może gdzieś ją znajdę. Codziennie
wczesnymi popołudniami szwendałem się koło tej kawiarni, przy
której ją spotkałem mając nadzieję, że znowu tam zajrzy. Jednak
nic z tego nie wynikło. Naszła mnie więc jedna myśl. Co jeśli
ona nie mieszka w tym mieście? Jeśli przyjechała tylko do kogoś w
odwiedziny? A ja z polecenia starszych nie mogłem się przeprowadzać
stąd przez najbliższe 10 lat a z Ameryki przez około 100.
Starszyzna mnie czasami dobijała. (Było to zgromadzenie pięciu
najlepszych alf, które panowało nad rasą wilkołaków. Sam wiem,
że jestem silniejszy od trzech z nich bo jestem potomkiem
najsilniejszego alfy, który kiedykolwiek chodził po ziemi (już nie
żyje, zginął podczas snu) ale nigdy nie chciałem być w
Starszyźnie i mieć na głowie tyle obowiązków. Zrzekłem się
więc swoich praw i musiałem stać się posłuszny obecnej
starszyźnie.)
Co
jeśli ona mieszka na przykład w Australii? Tam jeszcze nigdy nie
byłem. Z bolącą głową szedłem dalej przed siebie dokładnie
obwąchując teren. Nadal nic. Dlaczego ja muszę mieć takiego
pecha? Już ją widziałem, już cieszyłem się, że w końcu ją
znalazłem a jednak nic. Chodząc między domami zacząłem kierować
się w stronę centrum i do mojego mieszkania. Musiałem też
odpoczywać. Bez snu nic nie zdziałam.
Po
przemienieniu powlokłem się do windy, która z mozołem wjechała
na ostatnie piętro. No i po co mi był ten apartament z ładnym
widokiem skoro mogłem mieć na pierwszym też całkiem ładny? Ale
gdy go wybierałem byłem raczej rozanielony moim wpojeniem a nie nim
przygnębiony. Rozrzucając po drodze ubrania pomaszerowałem do
łazienki. Pochyliłem się nad umywalką opierając o nią rękami.
Po jakimś czasie spojrzałem w lustro. Najpierw widziałem w nim
siebie ale po chwili zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie tak
jak wtedy na ulicy. Taka mała, bezbronna, sama, czekająca na
swojego obrońcę. Chciałem jej dotknąć, poczuć jej ciepełko.
Wyciągnąłem rękę do szyby. Byłem jak w transie, ale gdy tylko
poje palce zetknęły się z zimnym, twardym szkłem ona zniknęła a
ja się obudziłem. Jeszcze bardziej przygnębiony wszedłem pod
prysznic. Odkręciłem zimną wodę i pierwsze krople uderzyły we
mnie i w końcu powróciłem do rzeczywistości całym sobą. Nie
mając ochoty już na jedzenie poszedłem spać z tysiącami pytań w
głowie i z żadną sensowną odpowiedzią.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Podoba się oczami Jacoba? W ogóle jak się podoba?
Super, czekam na nową!
OdpowiedzUsuńMyślę, a raczej wiem, że to będzie ciekawe opowiadanie.
wow! boski ten blog, na pewno będę tu często wpadać <3 a tymczasem zapraszam do sb: hej! :D http://milosc-jest-magiczna.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń* liczę że wpadnie jest już nn :*
Marta ;D