wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 2 (oczami Jacoba)

Tak, tak, imię jest takie samo jak w zmierzchu ale to NIE TEN JACOB jak cos :D Po prostu imię mi do niego pasowało :)

I kolejna przeprowadzka, kolejne mieszkanie, kolejne nowe papiery, dokumenty, wszystko. Przynajmniej tym razem mam swoje prawdziwe imię na dowodzie. Ale tak to już jest gdy żyje się już ponad 150 lat a nadal wygląda na 21. Wydawać by się mogło, że tak jest super, że ma się tyle możliwości. A jednak w końcu to się nudzi. W szczególności, że nadal nie znalazłem kobiety, którą naprawdę kocham, w którą się wpoję. Chociaż od kilkunastu lat czułem, że ona jest już gdzieś na świecie, że wzywa mnie jej serce to nadal nie trafiłem w odpowiednie miejsce. Obecnie jestem w New Jersey w Stanach Zjednoczonych z kolejną nadzieją w sercu, na odnalezienie mojej ukochanej. Ale co ja mam zrobić? Nie ma sposobu na po prostu znalezienie jej. Muszę po prostu... szwendać się po ulicach, zwiedzać miasto i spojrzeć na każdą kobietę w okolicy. To jest bez sensu. A ja tak bardzo chcę wiedzieć, że jest bezpieczna, że jest szczęśliwa. Czułem ucisk w głowie, musiałem się gdzieś przejść. Wypakowałem ostatnią walizkę i wyszedłem z mieszkania. Najpierw pojechałem za miasto, żeby nikt nie miał dziwnych podejrzeń, że na piechotę chcę przejść całe miasto. Potem zaparkowałem gdzieś na uboczu i wysiadłem aby zmienić się w wilkołaka. Czynność tę miałem opanowaną do perfekcji i idealnie nią władałem. Wiele wilkołaków nie potrafiło się powstrzymywać od przemiany pod wpływem emocji albo z kolei z nieznanych przyczyn nie mogli się zmienić. Ja potrafiłem zmieniać się w każdym momencie, w biegu, w locie, w wodzie też raz próbowałem. Jednak nadal nie wiem jak to jest, że ubranie przemienia się razem ze mną a potem pojawia się przy powrocie do ludzkiej postaci. Ale w jednej sekundzie moje ciało potrafił przejść przecież ogromną transformację więc nie dziwiło mnie to jakoś bardzo. Do tego było mi bardzo na rękę więc tym bardziej nad tym nie główkowałem. Po przemienieniu rzuciłem się w las. Biegłem szybko poznając nowy teren, sprawdzając czy nie ma na nim innych wilkołaków albo tych odrażających wampirów. Od zawsze są naszymi wrogami i na pewno tak zostanie. Są odrażającymi mordercami. Krwiopijcy, wykorzystujący ludzi. Zabijałem ich od zawsze i to się również nie zmieni. W naszym świecie już tak to jest i tyle.
Wyglądało na to, że terytorium jest czyste po tej stronie miasta. Wróciłem więc po kilku godzinach do domu. Miałem jeszcze trochę kasy ale w sumie może w końcu przydało by się popracować? Żyłem jak przeciętny facet żeby nie rzucać się w oczy ale tak naprawdę stać mnie było na trochę więcej luksusu. Zarobiłem sporo kilkadziesiąt lat temu, jako biznesmen ale musiałem w końcu nawiać no bo się przecież nie starzałem. Pieniędzy starczyło mi na długo i na pewnie jeszcze kilka lat spokojnie by starczyło ale musiałem się w końcu czymś zająć. Tylko kim mógłbym być...? Na pewno nie coś za biurkiem, może i byłem biznesmenem ale właściwie w swoim biurze byłem może ze dwa razy. Ale jak na razie nie przychodzi mi nic innego do głowy jak własna firma. Powołałbym jakiegoś dyrektora, który by nią właściwie zarządzał a ja bym zarabiał kasę. No i chyba tak zrobię. Wykupię za resztę oszczędności na przykład jakiś hotel i będzie git. A jak na razie, idę do klubu, muszę się trochę zabawić. Może tam ją znajdę?
No ale się myliłem. Poznałem wiele ciekawych kobiet, sporo z nich nawet baaardzo z bliska ale to na pewno nie była żadna z nich. Męczy mnie to bardzo. Moje serce wręcz umiera z tęsknoty do właściwie nieznanej mi kobiety a umysł jest wycieńczony ciągłymi poszukiwaniami.
Załatwiłem już sobie ten hotel tak jak umyśliłem. Zajęło mi to niecały tydzień. Właśnie byłem w drodze na spotkanie z kandydatem na mojego asystenta kiedy poczułem coś dziwnego w sercu, tak jakby chciało mi się wyrwać z klatki ale nadal biło swoim rytmem. Nie wiedziałem o co chodzi. Siedząc za kierownicą nowego Mercedesa zacząłem się rozglądać za oknem i wtedy mnie trafiło jak piorun z nieba. Zobaczyłem ją! To na pewno była ona! Moje serce wręcz zamarło na jej widok a mózg się wyłączył. Szła chodnikiem, ubrana na biało-czarno, pewnie po rozpoczęciu roku, z jakąś koleżanką. Miała piękne, kasztanowo-rude, długie prawie do pasa, lekko kręcone włosy i śliczną delikatną twarzyczkę. Cała była taka krucha i delikatna. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Była cudowna. Śmiała się i mimo że to było niemożliwe wręcz słyszałem ten jej delikatny chichot. Cały mój świat zwolnił do minimum. Nie oddychałem, nie mrugałem, nie zastanawiałem się nad niczym aby jak najdokładniej zapamiętać jej obraz.
Z tego wstrząsu wyrwały mnie dopiero reflektory pojazdu z naprzeciwka. Otrząsnąłem się szybko, zacząłem hamować, wpadłem w poślizg i wjechałem na chodnik. Nie zwracałem uwagi na nic innego, nie widziałem nikogo innego poza... nią. Przez to zamieszanie spojrzała w moją stronę. Patrzyła wprost na mnie, tak jakby mnie widziała. Jej duże, brązowe oczy patrzyły w moją stronę z zaciekawieniem, jakby się czegoś doszukiwała. Nawet się nie poruszyłem, nie dałem rady, mimo że bardzo chciałem do niej podbiec i zamknąć w swoich ramionach aby chronić przez całym złem świata. Zaczarowała mnie swoim urokiem. Trwało to jeszcze z minutkę aż zniknęła w drzwiach kawiarni.
Moje serce czuło się jak nowo narodzone, jakby wreszcie odżyło po kilkudziesięciu latach snu. Nie mogłem uwierzyć, że na reszcie, będę miał kim się opiekować, kogo chronić i co najważniejsze kogo kochać. To takie uczucie, jakby już nie grawitacja trzymała mnie przy życiu tylko właśnie ona. Nie wierząc we własne szczęście zjawiłem się na miejscu spotkania dopiero po godzinie. Długo jeszcze siedziałem w samochodzie nie mogąc się do końca otrząsnąć. Bałem się, że gdy się poruszę wszystko okaże się snem a ja tak bardzo nie chciałem się z niego budzić. Na szczęście to wszystko było naprawdę. Na spotkaniu również nie mogłem się skupić. Rozmyślałem tylko o niej. O tym jak ją ponownie odnaleźć i nawiązać kontakt. Ale teraz to już na pewno będzie łatwiejsze bo wiedziałem, że jest gdzieś w pobliżu.
Prawnik przepisał na mnie już całość hotelu więc zacząłem się rozglądać za jakimś dobrym prezesem. Nie chciałem mieć wszystkiego na głowie. Szukając go, jeździłem na spotkania i miałem mało czasu na szukanie mojej amando*. Nawet nie wiem jak ma na imię, nic o niej nie wiem. Ta bezradność mnie dobijała. Biegłem właśnie przez las starając się zrelaksować, odciążyć umysł. Wdychałem chłodne, oczyszczające powietrze i obserwowałem nowe miejsce. W tej części lasu jeszcze nie byłem. Teren był górzysty, gęsto porośnięty. Zwierzyny było więcej niż bliżej miasta. Czułem się teraz całkowicie jak wilk. Jakbym był nim zawsze. Ale nie chciałem tracić więcej czasu. Była już późna, bezksiężycowa noc więc na ulicach miasta było raczej pusto. Nie znałem jej bezpośredniego zapachu ale myślę, że jeśli poczuje jej zapach to będę na pewno wiedział, że należy do niej. Zakradłem się więc ostrożnie na przedmieścia. Chodziłem obok furtek mając nadzieję, że może gdzieś ją znajdę. Codziennie wczesnymi popołudniami szwendałem się koło tej kawiarni, przy której ją spotkałem mając nadzieję, że znowu tam zajrzy. Jednak nic z tego nie wynikło. Naszła mnie więc jedna myśl. Co jeśli ona nie mieszka w tym mieście? Jeśli przyjechała tylko do kogoś w odwiedziny? A ja z polecenia starszych nie mogłem się przeprowadzać stąd przez najbliższe 10 lat a z Ameryki przez około 100. Starszyzna mnie czasami dobijała. (Było to zgromadzenie pięciu najlepszych alf, które panowało nad rasą wilkołaków. Sam wiem, że jestem silniejszy od trzech z nich bo jestem potomkiem najsilniejszego alfy, który kiedykolwiek chodził po ziemi (już nie żyje, zginął podczas snu) ale nigdy nie chciałem być w Starszyźnie i mieć na głowie tyle obowiązków. Zrzekłem się więc swoich praw i musiałem stać się posłuszny obecnej starszyźnie.)
Co jeśli ona mieszka na przykład w Australii? Tam jeszcze nigdy nie byłem. Z bolącą głową szedłem dalej przed siebie dokładnie obwąchując teren. Nadal nic. Dlaczego ja muszę mieć takiego pecha? Już ją widziałem, już cieszyłem się, że w końcu ją znalazłem a jednak nic. Chodząc między domami zacząłem kierować się w stronę centrum i do mojego mieszkania. Musiałem też odpoczywać. Bez snu nic nie zdziałam.
Po przemienieniu powlokłem się do windy, która z mozołem wjechała na ostatnie piętro. No i po co mi był ten apartament z ładnym widokiem skoro mogłem mieć na pierwszym też całkiem ładny? Ale gdy go wybierałem byłem raczej rozanielony moim wpojeniem a nie nim przygnębiony. Rozrzucając po drodze ubrania pomaszerowałem do łazienki. Pochyliłem się nad umywalką opierając o nią rękami. Po jakimś czasie spojrzałem w lustro. Najpierw widziałem w nim siebie ale po chwili zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie tak jak wtedy na ulicy. Taka mała, bezbronna, sama, czekająca na swojego obrońcę. Chciałem jej dotknąć, poczuć jej ciepełko. Wyciągnąłem rękę do szyby. Byłem jak w transie, ale gdy tylko poje palce zetknęły się z zimnym, twardym szkłem ona zniknęła a ja się obudziłem. Jeszcze bardziej przygnębiony wszedłem pod prysznic. Odkręciłem zimną wodę i pierwsze krople uderzyły we mnie i w końcu powróciłem do rzeczywistości całym sobą. Nie mając ochoty już na jedzenie poszedłem spać z tysiącami pytań w głowie i z żadną sensowną odpowiedzią.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Podoba się oczami Jacoba? W ogóle jak się podoba?

2 komentarze:

  1. Super, czekam na nową!
    Myślę, a raczej wiem, że to będzie ciekawe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. wow! boski ten blog, na pewno będę tu często wpadać <3 a tymczasem zapraszam do sb: hej! :D http://milosc-jest-magiczna.blogspot.com/
    * liczę że wpadnie jest już nn :*
    Marta ;D

    OdpowiedzUsuń