niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 19: Mętlik w głowie, im więcej sie dowiaduje tym mniej jestem pewna samej siebie


Tamtatadam!
Oto przed państwem kolejny rozdzialik :D
Sorka, że tak długo dlatego też od razu dodaję jeszcze następny :D





Biegłam jak najszybciej tylko mogłam prosto do hotelu. Nie mogłam czekać na nic. Musiałam szybko wywieźć stąd Jacoba, zapewnić mu bezpieczeństwo i stawić czoło Jabariemu. Byłam prawie pewna, że zginę w tej walce zadając tym samym cios Jacob'owi. Wiedziałam przecież o wpojeniu i o tym jak ono działa. Ale nie mogłam pozwolić na to by Jabari go skrzywdził. Żałowałam tylko, że nie miałam więcej czasu na szukanie sposobu na wolność. Zawiodłam Marisę, mojego ojca, Marcaria, siebie a przede wszystkim Jacoba. Miałam pozostać z nim na wieczność a już wiedziałam, że nie będzie to nam pisane. Wskoczyłam przez balkon do pokoju i zaczęłam pakować rzeczy, które zdążyliśmy wyjąc z plecaka. Na szczęście nie było tego dużo. Potem musiałam obudzić Jacoba czego tak bardzo nie chciałam robić. W końcu spał spokojnie, w końcu dobrze odpoczywał. A teraz będę musiała go wywieźć bardziej na północ. Byliśmy gdzieś około stu kilometrów od granicy USA z Kanadą. Do rana miałam jeszcze niecałe trzy godziny więc zdążę zajechać całkiem daleko od granicy.
-Jacob, musimy wyjechać. Jake proszę, obudź się.-Zaczął powoli otwierać oczy i podnosić się.
-Czemu? Jess, co się dzieje?-zapytał.
-Jabari wie, że jesteśmy w Ameryce, musimy uciekać.-Powiedziałam starając się aby mój głos nie drżał.
-Spokojnie Jess, damy radę.-Starał się mnie pocieszyć. Wstał sam, bez mojej pomocy, dotykając przelotnie mojego policzka i biorąc jeden plecak. Stanął przy drzwiach odwracając się do mnie.-Na co czekasz?-zapytał. Byłam pod wrażeniem. Cieszyłam się, że ostatni etap jego dochodzenia do siebie był tak krótki. Nie czekałam już dłużej, wzięłam resztę rzeczy i poszłam za nim do recepcji, na sam dół.
Schodząc szerokimi, marmurowymi schodami Jake objął mnie mocno w pasie jakby się bał, że zaraz spadnę ze schodów. To ja powinnam chyba bać się o niego. Zapłaciliśmy za pokój i poszliśmy po auto. Po chwili byliśmy na drodze głównej. Jechałam szybko chociaż było to ryzykowne. Śliskie ulice nie były bezpieczne. Jake siedział niespokojnie zerkając na mnie co chwilę. Wiedziałam, że tak naprawdę to ja wyglądam bardzo niespokojnie. Prowadziłam bardzo nerwowo, spieszyłam się jak szalona, cała byłam zdenerwowana.
-Jessica? Co się stało?-Zapytał kiedy staliśmy na czerwonym świetle w jakiejś małej miejscowości, tuż przed granicą.
-Nic Jacobie, nic-Starałam się go uspokoić ale chyba tylko podsyciłam jego ciekawość.
-Wiesz, że mnie nie oszukasz-Odpowiedział.-Co się stało na polowaniu Jessica?-zapytał troszkę ostrzej. No i co miałam mu odpowiedzieć> nie chciałam go denerwować tym atakiem ale chyba jeśli mu nie powiem będzie denerwować się jeszcze bardziej. Wzięłam głęboki wdech i zatrzymałam na chwilę w sobie to powietrze z jego kojącym zapachem. Potem szybko je wpuściłam i odpowiedziałam.
-Zaatakowały mnie dwa wampiry. Nie chodzi o sam atak tylko o to, że one były silne, za silne jak na nowo narodzone wampiry. Pokonałam je niby całkiem szybko, nie miałam większych problemów ale powinno być dużo łatwiej. To była walka jak z wampirami, które są młodsze ode mnie o jakieś... 70 lat, nie więcej. A ich woń była bardzo świeża.-Przyznałam w końcu też sama przed sobą. Wiedziałam, że coś mi w tej walce nie pasowało i teraz to do mnie dotarło.
-Jess, czuję się już dobrze, będę przy tobie, razem damy radę.-Powiedział mi kładąc rękę na mojej, którą trzymałam na skrzyni biegów. Spojrzałam na niego czule uśmiechając się nieśmiale.
Znowu jechaliśmy przez ciemny las, zbliżaliśmy się do granicy. Wypuściłam swoje moce aby sprawdzić teren i od razu zatrzymałam się z piskiem opon zjeżdżając na pobocze.
-Zostań z aucie.-Powiedziałam do Jacoba odpinając pas i otwierając drzwi.
-Idę z tobą.-zaoferował się od razu Jacob.
-Nie. Proszę, zaufaj mi.-Powiedziałam i wyszłam. Kiedyś zastanawiałam się jak to jest, że potrafię wyczuć kogoś na dużej odległości dzięki swojej mocy. Inne wampiry nie miały takich zdolności więc domyślałam się, że zawdzięczam to zdolnościom nad władaniem ogniem. Po prostu wyczuwałam różnie ciała. Dlatego wiedziałam, że moi wrogowie nie wiedzieli gdzie dokładnie jestem, nie mieli szans wpaść na mój trop. Pobiegłam więc w las naprzeciw niemu zostawiając Jacoba w samochodzie. Nie było wiatru, nie niósł więc mojego mojego zapachu. Panowała grobowa cisza. Zwierzęta się gdzieś spłoszyły, liście drzew nie szumiały, moje kroki też były bezszelestne. Kiedy tylko zobaczyłam go przed sobą przyśpieszyłam kroku żeby nie popełnić ostatniego błędu. Po sekundzie byłam przy nim i powaliłam go na ziemię. Łapiąc go za gardło wysyczałam.
-Kim jesteś?! Kto cię stworzył?!-Nie chciałam przegapić okazji dowiedzenia się, o co chodzi. Nie chciał odpowiadać. Wiercił się tylko i próbował zadawać ciosy ale nie dawał rady.-Gadaj!-Warknęłam ściskając jego gardło mocniej, podrywając szybko do góry i rzucając o drzewo. Podbiegłam szybko do niego nie chcąc aby zaczął chociaż zbierać siły lub uciekać. Nie mogłam tracić czasu. Przygwoździłam go do drzewa i oderwałam jedną rękę.-Odpowiadaj!-Ponaglałam go jednak dalej nie odpowiadał. Wtedy podpaliłam jego dłoń drugiej ręki. Spojrzał na nią spanikowany. Chyba nie wiedział, że tak potrafię, myślę, że żaden z wampirów nie był by taki odważny gdyby wiedział, że panuję nad ogniem. Patrzył wystraszony w moje oczy.-Gadaj albo będę cię tak spalać kawałek po kawałeczku.-Zagroziłam. Nic nie mówił więc rozprzestrzeniłam ogień na pół ręki. Wrzasnął z bólu, przez chwilę jeszcze milczał.
-Mam dwóch stworzycieli.-Wyjąkał po chwili milczenia.
-Niemożliwe! Kłamiesz!-Krzyknęłam trochę zdezorientowana. To nie mogła być prawda.
-To prawda! Stworzył mnie Darren i Helena!-Wyjąkał.
-Kim jest do cholery Darren?!-Wrzasnęłam. Tyle niewiadomych. Nie wiedziałam czy mam mu wierzyć, czy nie. Kim jest ten koleś? Co mam robić?
-To brat Jabariego.-Powiedział zrezygnowany.
-Jak?! Jakim cudem?!-Zapytałam zła.
-Wstrzykują jad oboje naraz stwarzając wampira. Jad Heleny jest potrzebny aby być silniejszym a jad Darrena aby nikt z Sabatu nie mógł mnie kontrolować.-Wydyszał jeszcze. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam podpalać jego całą rękę. Po jego wyjaśnieniach nie chciałam już nic słuchać, patrzeć na niego. Chciałam tylko jego śmierci. Nie czekałam już dłużej i spaliłam go całego. Nie zdąrzył nawet krzyknąć.
Lekko oszołomiona wracałam do auta. Nie mogłam biec, nie potrafiłam. Patrzyłam w ziemię i nie uważałam na nic. Nie byłam pewna, że jestem bezpieczna, czy nikt mnie nie obserwuje. Jedynie zastanawiałam się nad tym co usłyszałam. Kim był brat Jabariego? Jak tego dokonywali? Ile tego rodzaju wampirów stworzyli? Nie mieściło mi się to w głowie a co gorsza miałam coraz mniej czasu. Nie tylko do rana ale i też do spotkania z Jabarim i jego wampirami. Ktoś mnie złapał. Ktoś wbiegł we mnie i mocno złapał. Ale nie szedł nigdzie, nie zabierał mnie z miejsca, w którym byłam. Nie ranił mnie ani nic nie mówił. Poraził mnie jedynie swoim ciepłem.
Jacob.
Dlaczego wyszedł z auta? Czemu mnie nie posłuchał? Mogło mu grozić niebezpieczeństwo. Ale mimo to cieszyłam się, ze jest teraz przy mnie. Przytuliłam się do niego mocniej i odetchnęłam z ulgą.
-Dobrze, że jesteś.-Szepnęłam cichutko.
-Spokojnie. Będzie dobrze. Wszystko w porządku?-Zapytał zmartwiony.

-Wracajmy do samochodu.-Poprosiłam. Objął mnie więc w pasie i poszliśmy. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co mam dalej robić. Na szczęście Jake był moją podporą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz