Tamtatadam!
Oto przed państwem kolejny rozdzialik :D
Sorka, że tak długo dlatego też od razu dodaję jeszcze następny :D
Biegłam
jak najszybciej tylko mogłam prosto do hotelu. Nie mogłam czekać
na nic. Musiałam szybko wywieźć stąd Jacoba, zapewnić mu
bezpieczeństwo i stawić czoło Jabariemu. Byłam prawie pewna, że
zginę w tej walce zadając tym samym cios Jacob'owi. Wiedziałam
przecież o wpojeniu i o tym jak ono działa. Ale nie mogłam
pozwolić na to by Jabari go skrzywdził. Żałowałam tylko, że nie
miałam więcej czasu na szukanie sposobu na wolność. Zawiodłam
Marisę, mojego ojca, Marcaria, siebie a przede wszystkim Jacoba.
Miałam pozostać z nim na wieczność a już wiedziałam, że nie
będzie to nam pisane. Wskoczyłam przez balkon do pokoju i zaczęłam
pakować rzeczy, które zdążyliśmy wyjąc z plecaka. Na szczęście
nie było tego dużo. Potem musiałam obudzić Jacoba czego tak
bardzo nie chciałam robić. W końcu spał spokojnie, w końcu
dobrze odpoczywał. A teraz będę musiała go wywieźć bardziej na
północ. Byliśmy gdzieś około stu kilometrów od granicy USA z
Kanadą. Do rana miałam jeszcze niecałe trzy godziny więc zdążę
zajechać całkiem daleko od granicy.
-Jacob,
musimy wyjechać. Jake proszę, obudź się.-Zaczął powoli otwierać
oczy i podnosić się.
-Czemu?
Jess, co się dzieje?-zapytał.
-Jabari
wie, że jesteśmy w Ameryce, musimy uciekać.-Powiedziałam starając
się aby mój głos nie drżał.
-Spokojnie
Jess, damy radę.-Starał się mnie pocieszyć. Wstał sam, bez mojej
pomocy, dotykając przelotnie mojego policzka i biorąc jeden plecak.
Stanął przy drzwiach odwracając się do mnie.-Na co
czekasz?-zapytał. Byłam pod wrażeniem. Cieszyłam się, że
ostatni etap jego dochodzenia do siebie był tak krótki. Nie
czekałam już dłużej, wzięłam resztę rzeczy i poszłam za nim
do recepcji, na sam dół.
Schodząc
szerokimi, marmurowymi schodami Jake objął mnie mocno w pasie jakby
się bał, że zaraz spadnę ze schodów. To ja powinnam chyba bać
się o niego. Zapłaciliśmy za pokój i poszliśmy po auto. Po
chwili byliśmy na drodze głównej. Jechałam szybko chociaż było
to ryzykowne. Śliskie ulice nie były bezpieczne. Jake siedział
niespokojnie zerkając na mnie co chwilę. Wiedziałam, że tak
naprawdę to ja wyglądam bardzo niespokojnie. Prowadziłam bardzo
nerwowo, spieszyłam się jak szalona, cała byłam zdenerwowana.
-Jessica?
Co się stało?-Zapytał kiedy staliśmy na czerwonym świetle w
jakiejś małej miejscowości, tuż przed granicą.
-Nic
Jacobie, nic-Starałam się go uspokoić ale chyba tylko podsyciłam
jego ciekawość.
-Wiesz,
że mnie nie oszukasz-Odpowiedział.-Co się stało na polowaniu
Jessica?-zapytał troszkę ostrzej. No i co miałam mu odpowiedzieć>
nie chciałam go denerwować tym atakiem ale chyba jeśli mu nie
powiem będzie denerwować się jeszcze bardziej. Wzięłam głęboki
wdech i zatrzymałam na chwilę w sobie to powietrze z jego kojącym
zapachem. Potem szybko je wpuściłam i odpowiedziałam.
-Zaatakowały
mnie dwa wampiry. Nie chodzi o sam atak tylko o to, że one były
silne, za silne jak na nowo narodzone wampiry. Pokonałam je niby
całkiem szybko, nie miałam większych problemów ale powinno być
dużo łatwiej. To była walka jak z wampirami, które są młodsze
ode mnie o jakieś... 70 lat, nie więcej. A ich woń była bardzo
świeża.-Przyznałam w końcu też sama przed sobą. Wiedziałam, że
coś mi w tej walce nie pasowało i teraz to do mnie dotarło.
-Jess,
czuję się już dobrze, będę przy tobie, razem damy
radę.-Powiedział mi kładąc rękę na mojej, którą trzymałam na
skrzyni biegów. Spojrzałam na niego czule uśmiechając się
nieśmiale.
Znowu
jechaliśmy przez ciemny las, zbliżaliśmy się do granicy.
Wypuściłam swoje moce aby sprawdzić teren i od razu zatrzymałam
się z piskiem opon zjeżdżając na pobocze.
-Zostań
z aucie.-Powiedziałam do Jacoba odpinając pas i otwierając drzwi.
-Idę
z tobą.-zaoferował się od razu Jacob.
-Nie.
Proszę, zaufaj mi.-Powiedziałam i wyszłam. Kiedyś zastanawiałam
się jak to jest, że potrafię wyczuć kogoś na dużej odległości
dzięki swojej mocy. Inne wampiry nie miały takich zdolności więc
domyślałam się, że zawdzięczam to zdolnościom nad władaniem
ogniem. Po prostu wyczuwałam różnie ciała. Dlatego wiedziałam,
że moi wrogowie nie wiedzieli gdzie dokładnie jestem, nie mieli
szans wpaść na mój trop. Pobiegłam więc w las naprzeciw niemu
zostawiając Jacoba w samochodzie. Nie było wiatru, nie niósł więc
mojego mojego zapachu. Panowała grobowa cisza. Zwierzęta się
gdzieś spłoszyły, liście drzew nie szumiały, moje kroki też
były bezszelestne. Kiedy tylko zobaczyłam go przed sobą
przyśpieszyłam kroku żeby nie popełnić ostatniego błędu. Po
sekundzie byłam przy nim i powaliłam go na ziemię. Łapiąc go za
gardło wysyczałam.
-Kim
jesteś?! Kto cię stworzył?!-Nie chciałam przegapić okazji
dowiedzenia się, o co chodzi. Nie chciał odpowiadać. Wiercił się
tylko i próbował zadawać ciosy ale nie dawał
rady.-Gadaj!-Warknęłam ściskając jego gardło mocniej, podrywając
szybko do góry i rzucając o drzewo. Podbiegłam szybko do niego nie
chcąc aby zaczął chociaż zbierać siły lub uciekać. Nie mogłam
tracić czasu. Przygwoździłam go do drzewa i oderwałam jedną
rękę.-Odpowiadaj!-Ponaglałam go jednak dalej nie odpowiadał.
Wtedy podpaliłam jego dłoń drugiej ręki. Spojrzał na nią
spanikowany. Chyba nie wiedział, że tak potrafię, myślę, że
żaden z wampirów nie był by taki odważny gdyby wiedział, że
panuję nad ogniem. Patrzył wystraszony w moje oczy.-Gadaj albo będę
cię tak spalać kawałek po kawałeczku.-Zagroziłam. Nic nie mówił
więc rozprzestrzeniłam ogień na pół ręki. Wrzasnął z bólu,
przez chwilę jeszcze milczał.
-Mam
dwóch stworzycieli.-Wyjąkał po chwili milczenia.
-Niemożliwe!
Kłamiesz!-Krzyknęłam trochę zdezorientowana. To nie mogła być
prawda.
-To
prawda! Stworzył mnie Darren i Helena!-Wyjąkał.
-Kim
jest do cholery Darren?!-Wrzasnęłam. Tyle niewiadomych. Nie
wiedziałam czy mam mu wierzyć, czy nie. Kim jest ten koleś? Co mam
robić?
-To
brat Jabariego.-Powiedział zrezygnowany.
-Jak?!
Jakim cudem?!-Zapytałam zła.
-Wstrzykują
jad oboje naraz stwarzając wampira. Jad Heleny jest potrzebny aby
być silniejszym a jad Darrena aby nikt z Sabatu nie mógł mnie
kontrolować.-Wydyszał jeszcze. Nawet nie zauważyłam kiedy
zaczęłam podpalać jego całą rękę. Po jego wyjaśnieniach nie
chciałam już nic słuchać, patrzeć na niego. Chciałam tylko jego
śmierci. Nie czekałam już dłużej i spaliłam go całego. Nie
zdąrzył nawet krzyknąć.
Lekko
oszołomiona wracałam do auta. Nie mogłam biec, nie potrafiłam.
Patrzyłam w ziemię i nie uważałam na nic. Nie byłam pewna, że
jestem bezpieczna, czy nikt mnie nie obserwuje. Jedynie zastanawiałam
się nad tym co usłyszałam. Kim był brat Jabariego? Jak tego
dokonywali? Ile tego rodzaju wampirów stworzyli? Nie mieściło mi
się to w głowie a co gorsza miałam coraz mniej czasu. Nie tylko do
rana ale i też do spotkania z Jabarim i jego wampirami. Ktoś mnie
złapał. Ktoś wbiegł we mnie i mocno złapał. Ale nie szedł
nigdzie, nie zabierał mnie z miejsca, w którym byłam. Nie ranił
mnie ani nic nie mówił. Poraził mnie jedynie swoim ciepłem.
Jacob.
Dlaczego
wyszedł z auta? Czemu mnie nie posłuchał? Mogło mu grozić
niebezpieczeństwo. Ale mimo to cieszyłam się, ze jest teraz przy
mnie. Przytuliłam się do niego mocniej i odetchnęłam z ulgą.
-Dobrze,
że jesteś.-Szepnęłam cichutko.
-Spokojnie.
Będzie dobrze. Wszystko w porządku?-Zapytał zmartwiony.
-Wracajmy
do samochodu.-Poprosiłam. Objął mnie więc w pasie i poszliśmy.
Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co mam dalej robić. Na
szczęście Jake był moją podporą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz